Skocz do zawartości

Pierre Celis

Members
  • Postów

    4 642
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    7

Treść opublikowana przez Pierre Celis

  1. Uruchomiony na początku 2016 roku Browar Zakładowy w Poniatowej zasługuje na oddzielny wpis dotyczący wyjątkowej lokalizacji. Na tym terenie mieściły się chronologicznie: Zakłady Tele i Radiotechniczne-Filia nr 2, Stalag 359, Poniatowa-Werke GmbH, Zakłady Elektromaszynowe Predom-EDA. Zacznijmy od początku – w roku 1937 w ramach rządowego programu tworzenia Centralnego Okręgu Przemysłowego rozpoczęto budowę zakładów tele i radiotechnicznych, które miały produkować głównie na potrzeby wojska. Powstały pierwsze zabudowania Poniatowej – na przyfabrycznym osiedlu wybudowano 21 jednopiętrowych bloków natomiast dwa kilometry na południe ulokowano trzy hale produkcyjne, magazyn, hotel, budynek administracyjny oraz gospodarczy, kotłownię i wodociąg. Doprowadzono bocznicę kolejki wąskotorowej która połączyła powstającą fabrykę ze szlakiem Nałęczów–Opole Lubelskie. Rozpoczęcie produkcji w 1939 r. zbiegło się z wybuchem wojny. Niemcy początkowo urządzili na terenie zakładów warsztaty naprawcze parku maszynowego. We wrześniu 1941, po wybuchu wojny z ZSRR teren fabryczny ogrodzono podwójnym rzędem drutów kolczastych, postawiono strażnicze wieżyczki i zorganizowano tu stalag 359 dla jeńców sowieckich. Do grudnia przetransportowano ich tu ok. 2o tysięcy. Zakwaterowani byli w trzech nieogrzewanych fabrycznych halach i zmuszani do prac przy wyrębie lasu i rozbudowie obozu. Wskutek morderczej pracy, braku wyżywienia i zabójstw, do wiosny kolejnego roku przetrwał niecały tysiąc. Ludzie ci przeszli na stronę SS i odbyli przeszkolenie na obozowych strażników w obozie treningowym SS w Trawnikach. Obóz jeniecki został zlikwidowany. Na terenie fabrycznym ok. 20 tysięcy jeńców pochowano w 32 masowych grobach. Jesienią 1942 r. fabryka została przekazana pod zarząd SS. Na terenie Generalnego Gubernatorstwa trwała wtedy Akcja Reinhard czyli zorganizowana akcja deportacji i zagłady Żydów oraz grabieży ich mienia. W Poniatowej postanowiono zorganizować obóz pracy. Pierwszy transport wyselekcjonowanych ok. 1500 Żydów z getta w Opolu Lubelskim trafił do obozu w październiku 1942 r. Wśród nich byli Żydzi deportowani wcześniej z terenów Austrii i Słowacji. Stanowili oni później obozową elitę zakwaterowaną we względnie dobrych warunkach na terenie przyfabrycznego osiedla. Od lutego 1943 w związku z przeniesieniem zakładów krawieckich niemieckiego przedsiębiorcy Waltera Többensa, a później z ostateczną likwidacją warszawskiego getta, do Poniatowej przetransportowano z Warszawy ok. 15 tys. Żydów. Większość umieszczono w 30 drewnianych barakach postawionych obok hal fabrycznych, choć kilka tysięcy z nich kwaterowało w hali, gdzie panowały najgorsze warunki. 10 tysięcy więźniów Poniatowej wykorzystywanych było do pracy w zakładach tekstylnych Többensa pracujących dla potrzeb niemieckiej armii, sortowano tu i przerabiano mienie pomordowanych Żydów. Reszta pracowała przy utrzymaniu i rozbudowie obozu, a także poza jego terenem. Gottlieb Hering z prawejKomendantem obozu w Poniatowej był Gottlieb Hering, pełniący wcześniej funkcję komendanta obozu zagłady SS-Sonderkommando Belzec gdzie zagazowano pół miliona Żydów, głównie z dystryktów lubelskiego, galicyjskiego i krakowskiego. Po buncie żydowskich więźniów w innym obozie zagłady SS-Sonderkommando Sobibor, podczas którego zabito 12 członków obozowej załogi a 350 żydowskich więźniów zbiegło, Himmler zadecydował o likwidacji wszystkich Żydów znajdujących się w obozach SS na terenie Generalnego Gubernatorstwa. Aktion Erntefest (Dożynki) miało miejsce 4 listopada 1943. W trwających cały dzień masowych egzekucjach rozstrzelano wszystkich (ok. 14 tysięcy) Żydów przebywających w obozie w Poniatowej. W jednym z baraków nastąpił bunt więźniów, barak został podpalony przez SS, a znajdujący się tam więźniowie zostali spaleni żywcem. Początkowo 200 więźniów zostawiono przy życiu aby przeprowadzić spalenie ciał, jednak wskutek odmowy ich również rozstrzelano. Do zatarcia śladów sprowadzono 120 Żydów z lubelskiego Majdanka, którzy przez kolejne tygodnie spalali tysiące zwłok na rusztach stosów paleniskowych zbudowanych z szyn kolejowych. Pamiątkowy obelisk w miejscu rowów egzekucyjnych postawiono w Poniatowej dopiero w roku 2008. Po wycofaniu się Niemców w połowie 1944, na terenie fabrycznym do wiosny kolejnego roku stacjonowały jednostki Armii Czerwonej. W 1949 ogłoszono odbudowę i rozbudowę fabryki noszącej nazwę Zakłady Wytwórcze Sprzętu Instalacyjnego, później przemianowane na Zakłady Elektromaszynowe Predom-EDA. Zajmowały się one produkcją sprzętu AGD (np. pralki i sokowirówki) ale prowadzono tu też produkcję zbrojeniową w zakresie broni lekkiej (naboje, pociski, pistolety, karabiny maszynowe oraz granaty). Śladem działalności zbrojeniowej jest przyległa do budynku wykorzystywanego obecnie przez Browar Zakładowy strzelnica. W zakładach EDA pracowało ok. 5 tys. osób, przy czym sama Poniatowa to ok. 10 tys. mieszkańców. Zakłady ogłosiły upadłość na początku lat 90-tych XX w. W budynku przyszłego Browaru Zakładowego działał później zakład poligraficzny. Źródła i więcej informacji na temat lat 1941-43: http://www.majdanek.eu/images/media/RGicewicz-oboz-w-poniatowej.pdf http://www.deathcamps.org/occupation/poniatowa.html Mapa obozu (po kliknięciu na ikonę aparatu otwierają się zdjęcia) – http://www.deathcamps.org/occupation/enlarged_pic.htm# Zapraszam również do odwiedzenia strony, na której zamieszczona jest m.in. elektroniczna wersja mojej książki z roku 2002: Nazistowskie obozy zagłady. Opis i próba analizy zjawiska Wyświetl pełny artykuł
  2. Gdy usłyszałem, że najnowszy warszawski wielokran ma powstać w podziemiach pawilonu Cepelii to się zdziwiłem. Mówiło się bowiem ostatnio o wyburzeniu oszpeconego bilbordami modernistycznego budynku i postawieniu na jego miejscu kolejnego wieżowca. Ale wiadomo jak to w warszawskim śródmieściu jest – zanim dojdzie do ustalenia planu i uporządkowania kwestii własnościowych to mogą minąć dziesiątki lat. Także Beerokracja będzie zapewne działać bez przeszkód jeszcze trochę czasu. Bardziej umiejscowionego w sercu miasta lokalu na tę chwilę nie ma. Po zejściu do podziemi budynku oczom ukazuje się wielka przestrzeń z betonowymi filarami podtrzymującymi strop, kolorowymi sofami, małą sceną i szerokim barem. Tak jest, koncepcja na lokal to połączenie wielokranu z miejscem gdzie odbywają się przeróżne koncerty. Ok, warto się wyróżniać. Kranów jest 12 ale pojemności tylko 500 oraz 300 ml. Na szczęście obsługa to mili młodzi ludzie spełniający niestandardowe życzenia co do sposobów nalewania piwa W kwestiach osobowych – współwłaścicielem jest Sławek znany z Chmielarni, która ma już w Wawie trzy swoje punkty. Natomiast sprawy piwnych atrakcji i aprowizacji stara się ogarnąć znany i może nawet lubiany Artur Napiórkowski z Multitap Crawl. Pytanie podstawowe brzmi – warto tu wpaść? Ja lubię tu przychodzić zaraz po otwarciu, kiedy jest jeszcze pustawo i można wybierać miejsce między barem a sofą. Z głośników dochodzą wtedy rzadko spotykane w Wawie dźwięki sprzed przeszło dwudziestu lat w postaci Faith No More, Alice in Chains czy Tool. Zresztą najlepiej sami zajrzyjcie i sprawdźcie, czy odpowiada Wam klimat Beerokracji. P.S. Niedawno okazało się, że już wkrótce będą wyburzać, jednak nie Cepelię ale znajdującą się po drugiej stronie ronda słynną Rotundę. Niezbadane są wyroki włodarzy miasta Warszawa, Marszałkowska 99/101 http://beerokracja.pl Wyświetl pełny artykuł
  3. Kontynuując napoczęty kilka dni temu wątek o browarach, które mogą poszczycić się fascynującym życiorysem, nie wypadałoby nie wspomnieć tutaj o jeszcze jednym zakładzie piwowarskim. O jakim? O tym poniżej. Zapraszam was dzisiaj do wioski Weesenstein, położonej nieopodal Drezna. Wydawać mogło, że jest to kolejna osada ludzka, która ze względu na swoje położenie wobec wielkiej metropolii, niczym szczególnym się nie wyróżni. Okazuje się, że tak w cale nie jest. Nie dość, że miejscowość ta może poszczycić się zapierającymi dech w piersi pejzażami złożonymi z pięknych pagórków, pełnego uroku gęstego lasu oraz malowniczych pól, to na dodatek wzbogacona jest o wspaniały XIV wieczny zamek, który niczym dobry patron wsi góruje na skalnym wzniesieniu. Mało tego, spacerując już po zamkowym wzgórzu jeszcze dobitniej można odczuć jakie jest to wyjątkowe miejsce. Pomijając już aspekt panoramy jaka roztacza się z tegoż wzgórza, warto choć przez chwilę nacieszyć się widokiem na przyzamkowy ogród, który z takim pietyzmem jest pielęgnowany każdego dnia. Jednakże zachwycające otoczenie oraz pełen wdzięku zamek z pewnością nie był tym impulsem, który sprawił, że pojawiliśmy się w Schloss Weesenstein. Jak łatwo się domyśleć, magnesem który sprawił, że wybraliśmy się do tego cudownego miejsca, był browar restauracyjny o nazwie Weesensteiner Schlossbrau, działający w zamkowych lochach Schloss Weesenstein. Mimo, że browar ten został założony w połowie 1999 roku, w jednej z zamkowych piwnic, jest uważany za godnego kontynuatora tradycji piwowarskich, które były tutaj praktykowane od kilkuset lat. Z początku wydawało mi się, że jest to kolejna historia, która została nieco zmodyfikowana na potrzeby licznie przybywających tutaj turystów. Z czasem jednak okazało się jednak, że to ja jestem w dużym błędzie. Otóż właśnie w tym oto zamku, funkcjonowała manufaktura piwowarska, która działała na przestrzeni XVI-XIX wieku. Niestety pamiątki po tamtym browarze nie przetrwały do naszych czasów, ale duch minionej epoki przetrwał po dziś dzień. Sporym dla mnie mankamentem obecnej inwestycji jest brak otwartych kadzi fermentacyjnych, czy też chociażby brak głębokich piwnic leżakowych wydrążonych w skale. Z drugiej zaś strony zdaję sobie sprawy na pewne uwarunkowania w jakich przyszło działać obecnemu browarowi. Na pocieszenie zasługuje fakt, że główna sala gospody jest urządzona tak jak przystało na karczmę sprzed kilku wieków. Dodatkowo w tejże sali umiejscowiona jest pełna uroku dwunaczyniowa warzelnia o jednorazowej mocy trzech hektolitrów. Wszyscy którzy liczyli na dość urozmaicony piwny repertuar, będą z pewnością srogo zawiedzeni. Browar na co dzień warzy wyłącznie Zwickla (12,6blg). Dodatkowo, aczkolwiek tylko incydentalnie, produkowane jest tutaj piwo Marzen oraz piwo Bock. Czy mimo tak mało rozbudowanej piwnej oferty warto wybrać się do Weesenstein? Zdecydowanie tak! Nie dość, że widoki z przybrowarnianego tarasu są zachwycające, to Zwickl jaki udało mi się tam skosztować, okazał się jednym z najlepszych w całej południowo-wschodniej Saksonii. Z pewnością nie będziecie zawiedzeni wizytą w tymże miejscu! . . . . . Wyświetl pełny artykuł
  4. tylko dlaczego aż tego kalibru? Jak można było się spodziewać, polski rynek piwa rzemieślniczego jest na skraju względnego nasycenia. Ilość piw wprowadzanych na rynek już dawno przekroczyła wartość, która jeszcze pozwalała każdemu bezproblemowo zapoznać się chociaż z większością nowości. Co z kolei sprawia, że browary zaczynają poszukiwać sposobów na wyróżnienie swojego produktu wśród innych. Pomysły są różne: przez coraz liczniejsze kooperacje, wyszukiwanie historycznych stylów piwa, aktywność w social media, aż do szokowania, mającego przełożyć się w praktyce na „kliknięcia”. Coraz częściej odnoszę wrażenie, że gdzieś zgubiła się ta początkowo lansowana i mocno akcentowana otoczka produktu pozycjonowanego znacznie wyżej i szlachetniej od ogólnodostępnych piw. Problematyczne staje się też pewne oderwanie od istoty samego produktu – jest to alkohol. I może właśnie to jest ten moment w którym nie należy pędzić przed siebie radośnie niczym szczeniak, tylko przystanąć i zastanowić się nad tym co się właściwie robi. Lub promuje. Doskonale wiecie jak bardzo pilnuję, by nie pisać nic na temat innych browarów rzemieślniczych, mimo że wielokrotnie palce aż świerzbią. Nie są mi potrzebne żadne zarzuty o stronniczość czy wręcz sekowanie konkurencji. Stąd też nie będę pisał wprost o jaki browar chodzi, nie ma też co reklamować poprzez tekst o złych praktykach. Nie chodzi mi też w żadnej mierze o lincz. Stowarzyszenia browarów rzemieślniczych raczej jeszcze długo się nie doczekamy, o ile w ogóle, natomiast na tematy drażliwe też trzeba rozmawiać a nie udawać, że ich nie ma. Oczywiście część osób od razu zarzuci mi, że nie rozumiem żarciku i w ogóle o co robić problem. Tylko niestety jest to problem, w dodatku łamiący obowiązujące nas prawo. Ale po kolei. Jeden z browarów rzemieślniczych, w ramach konwencji warzenia piw z celeb- i cewebrytami, postanowił wykorzystać wizerunek i postać Wiesława Wszywki. Kim jest Wiesław Wszywka? W zasadzie, jeżeli nie kojarzycie, to wszystko co powinniście wiedzieć na potrzeby tego wpisu znajdziecie w wywiadzie z NaffNaffem, swoistym „twórcą” Wiesława – link. Przy okazji jakoś nie widziałem nigdzie zwrócenia uwagi na wybrany „pseudonim artystyczny”. Nie wiem, może to kwestia młodszych pokoleń. Jak nie wiecie to sprawdźcie co to jest „wszywka alkoholowa”/bycie zaszytym. Nie zamierzam tutaj umoralniać nikogo, każdy ma swoją własną wrażliwość społeczną. Jednak dla mnie wykorzystywanie osoby, której życiowe tory potoczyły się w ten a nie inny sposób, do reklamy alkoholu jest co najmniej wątpliwe etycznie. A już w przypadku browaru określającego się jako rzemieślniczy wręcz niezrozumiałe. Jak ma się to połączyć z wyższą jakością, przemyślaną od A do Z recepturą, rzemiosłem? Wiecie dlaczego, jak na razie, piwa nie obowiązują podobne komunikaty co na paczkach papierosów? Z prostego powodu – w momencie w którym pojawiła się taka możliwość, polska branża piwna (w postaci Browarów Polskich) wprowadziła oddolnie odpowiednie oznaczenia na swoich produktach. Do wglądu tutaj. I temat uznano za wyczerpany. Teraz takie pytanie – ile browarów rzemieślniczych posiada takie oznaczenia na swoich etykietach? Chyba żaden, właśnie dlatego że koncerny załatwiły sprawę. Tylko biorąc pod uwagę ciągłą aktywność PARPA sytuacja może się dość szybko i drastycznie zmienić. I skończy się wtedy śmieszkowanie. Niestety to nie jest tylko wypadek przy pracy i postawienie na złego konia. Kolejny wpis na FP browaru w ramach przyszłej premiery zachęca – „Dla największego pijaka/pijaczki mamy przewidziane nagrody”. Wydaje mi się, że w przypadku każdej firmy zajmującej się alkoholem Ustawa o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi powinna być wykuta na blachę. Artykuł 13¹ Ustęp 1 Punkt 5 odnosi się wprost do tej sytuacji. Przy okazji jest to absolutnie sprzeczne z tym o co wszyscy walczymy – promowaniem kultury piwnej, świadomego spożycia alkoholu, generalnie trzymania klasy. Po co pozycjonować tak wysoko piwa rzemieślnicze, jeżeli (nawet jeżeli to jest żart) zachęca się do ich chlania? Co więcej, istnieje w Polsce Rada Reklamy, a w związku z tym Komisja Etyki Reklamy. I ta rada opracowała dokument zwący się Kodeksem Etyki Reklamy. Wyobraźcie sobie, że cały Załącznik I dotyczy standardów reklamy piwa. Nie powinno to dziwić, biorąc pod uwagę wolumen. Co takiego możemy znaleźć w załączniku? Artykuł 4 Reklama piwa nie może zachęcać do zachowań agresywnych lub innego rodzaju zachowań antyspołecznych. (cały Rozdział 2 Ustawy poświęcony jest alkoholizmowi). Artykuł 8 Reklama piwa nie może: przedstawiać ani zachęcać do nieodpowiedzialnego lub nadmiernego spożywania piwa, przedstawiać osób w stanie nietrzeźwości, ani w jakikolwiek sposób sugerować, że stan nietrzeźwości jest stanem akceptowanym społecznie, zachęcać konsumentów do preferowania określonego napoju ze względu na możliwość osiągnięcia stanu nietrzeźwości, sugerować, że spożywanie piwa o niższej zawartości alkoholu nie prowadzi do nadużywania alkoholu, przedstawiać w negatywnym świetle sytuacji odmowy spożywania alkoholu lub jego spożywania w ilościach umiarkowanych. I teraz pojawia się zagwozdka: czy reklamowanie nowego piwa „we współpracy” (mniejszej lub większej) z, owszem bardzo sympatycznym ale jednak, człowiekiem mającym ewidentny problem alkoholowy (o czym wspomina jego menadżer) oraz nie do końca ogarniającym co się wokół niego dzieje jest etyczne? Mnie osobiście kłóci się to z tak pieczołowicie wypracowanym podejściem do piwa rzemieślniczego. I stoi w absolutnej kontrze do jakiejkolwiek kultury piwnej. Jest to również proszenie się by PARPA spadła na nas wszystkich jak tona cegieł. Zostawiam to każdemu do własnych przemyśleń. Wyświetl pełny artykuł
  5. Wyobraźcie sobie. Wytworny lokal, który może nie tylko poszczycić się znakomitym serwisem, ale także fascynującą historią, nawiązującą do najlepszych gastronomicznych tradycji. Znacie takie lokale? No właśnie, nie wiele uchowało się ich w naszym kraju. Widawa, Nowy Browar Szczecin… Coś jeszcze? Śmiem niestety w to wątpić. Dla tych, co mają podobne przemyślenia warto, aby wybrali się na przejażdżkę do naszych zachodnich sąsiadów. O dziwo w tymże kraju uchowało się wiele lokali, które nie dość, że mogą poszczycić się długoletnią, fascynującą historią, ale także ofertą, która po dziś dzień śni mi się po nocach. Jednym z takich lokali jest browar Watzke, znajdujący się na obrzeżach historycznego śródmieścia Drezna. Funkcjonuje on w przepięknie odrestaurowanym XIX wiecznym gmachu, który został wybudowany wyłącznie na potrzeby uroczystych bali, które w tamtym okresie czasu z taką lubością organizowano. Mimo, że czar tamtego okresu minął już bezpowrotnie, pierwotny charakter tego miejsca pozostał niemieniony. Wieczorki tematyczne, tańce, rauty, przyjęcia, co niedzielne obiady…to nadal codzienność tego gmachu. Na domiar tego, do tej intrygującej oferty dołączono w 1996 roku wyjątkowy browar, który nie tylko sławi to miejsce, ale również skutecznie udowadnia, że piwo wydaniu niemieckim nie może być nudne. Już samo przekroczenie progu może spowodować u gości tegoż lokalu nie małą ekscytację. Z jednej strony pieczołowicie odresturowany hol z pięknymi zabytkowymi schodami prowadzącymi na piętro, gdzie na co dzień funkcjonuje sala balowa. Z drugiej zaś strony piękne półkoliste sklepienia holu zwieńczone historycznymi detalami. Na domiar tego, sala w której mieści się dwunaczyniowa warzelnia została urządzona tak, aby gość tegoż lokalu bez trudu mógł wczuć się w klimat przedwojennego Drezna. Gdy do tego dodamy wspaniałe aromaty wydobywające się z tamtejszej kuchni i zapach gotowanej brzeczki z pewnością poczujemy się jak w niebie. Pomijając już wyjątkową ofertę tamtejszej kuchnię, nie sposób przejść obojętnie koło menu przygotowanego przez tamtejszego piwowara. Co miesięczna rotacja pozwala w pełni rozwinąć skrzydła mistrzowi piwowarstwa a jednocześnie nie pozwala na piwną nudę w tymże gmachu. No bo jak można się nudzić przy ofercie, która wygląda mniej więcej tak: Pils (12,8blg), Vollbier (13,5blg), Bock, Schwarzbier (12,7blg), Rauchbier (12,8blg), Hefe-Weizen (12,5blg), Marzen, Doppelbock, Drei-Korn Bier. Eh, rozmarzyłem się. Mając na względzie bliskość Drezna do naszych granic, warto pamiętać ten adres, planując wyjazd to tego fascynującego miasta. Z pewnością się nie zawiedziecie. . . . Pils oraz Vollbier Wyświetl pełny artykuł
  6. Lubelski U Fotografa to wśród miejscowych piwnych maniaków lokal już kultowy. Jego właścicielem jest Bartek Czarnomski. I nie zdecydował się na modny ostatnio trend serwowania piw uwarzonych wspólnie z innymi browarami, tylko od razu poszedł na całość. W 2014 r. kupił od rozbudowującej się Pracowni Piwa całe wyposażenie, które później wstawił do wyremontowanego budynku dawnych zakładów EDA-Predom w Poniatowej. Do swej załogi Bartek zaprosił dwóch utalentowanych piwowarów domowych – Jarka Ośkę (Czarna Ospa Brouwerij) i Michała Patera (Goat Skull Brewery). Brzmi jak recepta na sukces. Ale to nie wszystko – z browarem współpracuje Paweł Piłat, którego plantacja chmielu w Karczmiskach oddalona jest jakiś kwadrans drogi samochodem. Szczerze mówiąc to nie wyobrażam sobie, by browar zlokalizowany tak blisko gminy Wilków czyli polskiego zagłębia chmielu nie korzystał z tutejszych plonów. A przecież na plantacji Pawła oprócz znanej Iungi czy Oktawii, znajdują się też takie chmielowe cymesy jak polska odmiana Cascade’a czy kolejna sprowadzona z USA, która na razie jest tajemnicą. O całej lokalizacji i niełatwej historii tego miejsca opowiem na pewno w kolejnym wpisie. Podczas mojej wizyty w oczy rzucał się niebywały kontrast między odremontowanym w imponującym tempie fragmentem zakładowego budynku a resztą, jakby żywcem przeniesioną z postapokaliptycznych wizji. W trakcie jednodniowej wizyty nie zdołałem zobaczyć wszystkich interesujących mnie miejsc w Poniatowej i nie ulega wątpliwości że usytuowanie Browaru Zakładowego jest unikalne nie tylko w skali kraju. O samym browarze, jego genezie i dalszych planach możecie posłuchać w materiałach nakręconych wspólnie z Bartkiem Czarnomskim i Pawłem Piłatem. A o piwach rozmawiam oczywiście z piwowarami w scenerii naprawdę wyjątkowej. Uwaga dla czytelników z Sanepidu – nie odbywa się tam żadna produkcja poza filmową Browar Zakładowy, Poniatowa, Przemysłowa 43 http://browarzakladowy.pl Materiały wideo: Wyświetl pełny artykuł
  7. Lubelski U Fotografa to wśród miejscowych piwnych maniaków lokal już kultowy. Jego właścicielem jest Bartek Czarnomski. I nie zdecydował się na modny ostatnio trend serwowania piw uwarzonych wspólnie z innymi browarami, tylko od razu poszedł na całość. W 2014 r. kupił od rozbudowującej się Pracowni Piwa całe wyposażenie, które później wstawił do wyremontowanego budynku dawnych zakładów EDA-Predom w Poniatowej. Do swej załogi Bartek zaprosił dwóch utalentowanych piwowarów domowych – Jarka Ośkę (Czarna Ospa Brouwerij) i Michała Patera (Goat Skull Brewery). Brzmi jak recepta na sukces. Ale to nie wszystko – z browarem współpracuje Paweł Piłat, którego plantacja chmielu w Karczmiskach oddalona jest jakiś kwadrans drogi samochodem. Szczerze mówiąc to nie wyobrażam sobie, by browar zlokalizowany tak blisko gminy Wilków czyli polskiego zagłębia chmielu nie korzystał z tutejszych plonów. A przecież na plantacji Pawła oprócz znanej Iungi czy Oktawii, znajdują się też takie chmielowe cymesy jak polska odmiana Cascade’a czy kolejna sprowadzona z USA, która na razie jest tajemnicą. O całej lokalizacji i niełatwej historii tego miejsca opowiem na pewno w kolejnym wpisie. Podczas mojej wizyty w oczy rzucał się niebywały kontrast między odremontowanym w imponującym tempie fragmentem zakładowego budynku a resztą, jakby żywcem przeniesioną z postapokaliptycznych wizji. W trakcie jednodniowej wizyty nie zdołałem zobaczyć wszystkich interesujących mnie miejsc w Poniatowej i nie ulega wątpliwości że usytuowanie Browaru Zakładowego jest unikalne nie tylko w skali kraju. O samym browarze, jego genezie i dalszych planach możecie posłuchać w materiałach nakręconych wspólnie z Bartkiem Czarnomskim i Pawłem Piłatem. A o piwach rozmawiam oczywiście z piwowarami w scenerii naprawdę wyjątkowej. Uwaga dla czytelników z Sanepidu – nie odbywa się tam żadna produkcja poza filmową Browar Zakładowy, Poniatowa, Przemysłowa 43 http://browarzakladowy.pl Materiały wideo: Wyświetl pełny artykuł
  8. 226 stron z wiedzą. Tylko jaką konkretnie? W zeszły czwartek Brew Dog odpalił bombę w postaci udostępnienia dość pokaźnego pliku z większością, o ile wręcz nie całością, swoich receptur. W dodatku przystosowanych do standardowych warek domowych. Pod względem marketingowym jest to absolutny majstersztyk. Oczywiście uczestnicy akcji Equity for Punks dostaną wersję drukowaną, wraz z autografami. Tylko pytanie brzmi: czy jesteś w stanie powtórzyć 1 do 1 jakiekolwiek piwo BD w domu? Nie. Oczywiście będąc świeżakiem można mieć przeświadczenie, że Brew Dog wciągnął czarną banderę na maszt, odpalił ten plik na zapętleniu i machnął opracowanie. Open source, każdy sam sobie może zrobić BD, na pohybel koncernom, równość dla punków i takie tam. Zanim przejdę do wyjaśnień mała dygresja. Jak najbardziej szanuję to co zrobili, bo na pewno jest dobrą przynętą dla nowego narybku w świecie piwowarstwa domowego. Z której strony by nie patrzeć jest to jednak kuźnia przyszłych kadr browarów rzemieślniczych. Natomiast nie jest to absolutnie nic nowego. Na rynku jest już całkiem sporo różnych opracowań mających pomóc „sklonować” w warunkach domowych swoje ulubione piwo. Wystarczy wspomnieć o „Clone Brews” Tess i Marka Szamatulskich, „250 classic clone recipes” z Brew Your Own, „The Almanac of World Beer Recipes” Horst’a Dornbusch’a czy sekcję receptur z „IPA” Mitch’a Steele’a. Nie licząc zatrzęsienia wiedzy w Internecie. Same receptury przedstawione są w bardzo fajny i przyjazny użytkownikowi sposób. Czytelnik dowie się kiedy dane piwo zostało po raz pierwszy uwarzone, co browar chciał przez nie wyrazić, jakie są jego podstawowe parametry, podstawy fermentacji, zasyp, a w przypadku piw z dodatkami również „twist”. Bardzo fajnie, że pokuszono się o food pairing oraz brewer’s tips. Tylko, że właśnie – praktycznie to samo mamy w „Clone Brews”, które takie fantastyczne nie jest. Podane w DIY Dog dane są cokolwiek niewystarczające, nie tylko do sklonowania ich piw, ale wręcz uwarzenia czegoś relatywnie podobnego. Czego brakuje? profilu wody, danych dotyczących całości procesu fermentacji i leżakowania, danych dotyczących ilości drożdży, i już absolutna podstawa – gramatury użytych odmian chmielu podane są bez tak ważnego parametru jakim są alfakwasy. Po kolei: Woda – jeden z podstawowych surowców decydujących o charakterze piwa. Jeżeli inne opracowania nie pokusiły się o podanie każdorazowo pełnego profilu wody przy recepturach to, w mniejszym lub większym, stopniu ten składnik został opisany w sekcji technologicznej. Pięknym przykładem są tutaj „IPA”, gdzie przy wielu recepturach podany jest konkretny typ wody lub jej uszlachetnienia oraz (absolutnie fantastyczna) „Designing Great Beers” Ray’a Daniels’a, w której to książce nie ma co prawda „klonowania” marek, ale każdy styl piwa jest opisany również pod kątem używanej do jego warzenia wody. Warto mieć świadomość, że woda w Aberdeenshire jest inna niż w, przykładowo, Sosnowcu. Fermentacja i leżakowanie – wbrew pozorom jest to bardziej zaawansowany proces niż li tylko „fermentujemy przez tydzień w 17 stopniach Celsjusza”. Jak długo? Czy w, tak zwanym, międzyczasie jakoś zmieniamy temperaturę? Chmielenie na zimno w jakiej temperaturze? Jak długo? Itp itd. W warunkach domowych oczywiście mało kto się w to bawi, natomiast w przypadku browaru rzemieślniczego to codzienność mająca dramatyczny wpływ na końcowy produkt. Drożdże – wsyp/wlej saszetkę i zapomnij. Domowy odpowiednik pocisków kierowanych. Ilość komórek drożdżowych, ich stan, mają wpływ na fermentację. Alfa-kwasy – tutaj, przyznam szczerze, się zdziwiłem. Sztywne trzymanie się receptury chyba tylko absolutnym przypadkiem i fartem może dać wymienioną w tabelce wartość IBU. Wahania zawartości alfa-kwasów w ramach jednej odmiany chmielu potrafi wynosić kilka punktów procentowych. 30g 10% AA a 30g 14%AA czyni pewną różnicę. Wynikać by z tego mogło, że DIY Dog jest zabawką dla absolutnie początkujących piwowarów domowych, którym wystarczy wiedza ile słodu, ile chmielu i czym przefermentować. Coś wyjdzie. Sytuacja jest z gatunku win-win. Brew Dog tak naprawdę nie ujawnił swoich receptur, tylko coś przybliżonego, z kolei mnóstwo osób jest zachwyconych i będzie w związku z tym mocno propsować. Tylko, że nie do końca. Osoby znacznie bardziej oblatane technologicznie mogą wyciągnąć to co zostanie pominięte przez nowicjuszy. Sposób chmielenia, ile dawek, w którym momencie. Jakie odmiany chmielu najczęściej się pojawiają. Jak przedstawia się zasyp, zwłaszcza odnośnie słodów karmelowych i specjalnych. Wybierane szczepy drożdży. Nie mam absolutnie żadnych wątpliwości, że od czasu publikacji DIY Dog jest wnikliwie studiowane w wielu polskich browarach a plany produkcyjne i gotowe receptury zaczęły podlegać zmianom Co to da – pewnie za jakiś czas się przekonamy. Tak jak wspomniałem wcześniej, nie twierdzę oczywiście, że jest to bez sensu i zamierzam głupio dissować. Wprost przeciwnie. Widać, że spędzili nad tym sporo czasu i całość jest obleczona w bardzo przyjemną formę. Począwszy od tipów dla piwowarów domowych, skalę barwy czy glosariusz branżowy – wszystko świadczy o tym, dla kogo ten poradnik powstał. Polecałbym tylko zdrowe podejście do tematu. Jeżeli dopiero zaczynacie swoją przygodę z piwowarstwem domowym, lub przydałoby się Wam jeszcze trochę szlifów – zdecydowanie warto sięgnąć po „Designing Great Beers”. Jeżeli świadomie będziecie korzystać z receptur przekazanych przez chłopaków z Brew Dog’a, myślę że efekty będą bardzo fajne I jeszcze na koniec bonus z „Clone Brews”. Myślę, że warto To tak w ramach pożywki do rozważań. Wyświetl pełny artykuł
  9. Spełniło się jedno z moich marzeń, a mianowicie udało mi się pozyskać chmiel Tomyski, który pozostawał praktycznie zapomnianą odmianą od połowy lat 90-tych minionego stulecia. Tym sposobem wrócił on do matecznika – z Lubelszczyzny do Nowego Tomyśla. Jestem tym bardziej dumny, że to mój wpis na temat historii tego chmielu zainspirował Pawła Piłata, aby dać mu „drugą szansę”, a w ramach wdzięczności otrzymałem kilkaset gramów granulatu tej odmiany. Swoją drogą, gdy pisałem ten tekst nie wiedziałem, że za 4 miesiące będzie w moim domu fermentować pierwsze piwo. Chmiel otrzymałem jesienią ubiegłego roku, ale natłok spraw wszelakich (w tym „Piwna matura”) sprawił, że dopiero pod koniec stycznia tego roku dane mi było zająć się w odpowiedni sposób otrzymanym „darem losu”. Postanowiłem podejść do tematu jak do eksperymentu piwowarskiego i poniżej przedstawię Wam relację z niego. Tradycyjnie, będzie multum tekstu i mało zdjęć, a doświadczeni piwowarzy pewnie będą „leżeć i kwiczeć”, ale co tam – śmiech to zdrowie. Zamysł był taki, aby uwarzyć 4 warki o takim samym zasypie, z identycznym schematem zacierania, a do fermentacji uzyskanych brzeczek wykorzystać wyłącznie jeden szczep drożdży. Każdy z nastawów miał za to być chmielony według innego schematu, aby postarać się wycisnąć jak najwięcej z tego chmielu. Jedno z piw miało być bardziej goryczkowe, dwa planowałem nachmielić na około 40 IBU i jedno z nich chmielić na zimno, a w przypadku czwartego zastosować metodę późnego chmielenia (hop burst). Cechami wspólnymi uwarzonych piw były: Zasyp: Pale Ale – 5 kg, Monachijski typ I – 0,25 kg, Carapils® – 0,25 kg. Użyty szczep drożdży do fermentacji: Fermentis Safale® US-05. Zacieranie: 62 st. C – 30 minut, 72 st. C – 30 minut, 77 st. C – 5 minut. Czas gotowania: 60 minut. Objętość warki: ok. 20 litrów. Blg początkowe i zawartość alkoholu:nieznane – patrz: PROBLEM 3. Planowany czas fermentacji: 21 dni (wydłużył się do 28 dni). Każda z warek potrzymała nazwę roboczą. Warto je w tym miejscu przytoczyć, aby dalsza lektura nie była problematyczna. Brzmią one: IPA (najbardziej chmielona), PA(chmielona mniej intensywnie), DH(identyczna jak PA, ale chmielona na zimno) oraz HB (brzeczka chmielona w ostatnich minutach gotowania). Zastosowane schematy chmielenia: Czas [w min] Nazwa warki i ilość zastosowanego chmielu [w gramach] IPA PA DH HB 55 30 25 25 X 30 25 X X X 20 X 25 25 X 15 25 X X X 10 X X X 150 5 25 25 25 X 0 25 X X X 3 dni przed rozlewem X X 100 X Celem eksperymentu było sprawdzenie, co Tomyski wnosi do gotowego piwa, czy sprawdzi się w piwach bardziej goryczkowych oraz czy nadaje się do chmielenia na zimno. Przed rozpoczęciem doświadczenia – oraz w trakcie jego trwania – zetknąłem się z następującymi problemami: PROBLEM 1 – niewielkie doświadczenie piwowarskie Warto o tym wspomnieć, bowiem warzę piwo „z doskoku”, bardzo nieregularnie. Więcej o nim czytam i piszę, niż wytwarzam w zaciszu domowym, a to pewnie mogło mieć wpływ na przebieg eksperymentu w tym sensie, że bardziej doświadczony piwowar, zapewne, podszedłby w zupełnie inny sposób do tematu – wybierając inny szczep drożdży, decydując się na inny zasyp, modyfikując schemat zacierania, etc. PROBLEM 2 – nieznana zawartość alfa-kwasów Było to spore utrudnienie, zważywszy to ten parametr decyduje o konkretnych działaniach jeśli chodzi o dodawanie chmielu do brzeczki – w kontekście ilości i momentu, w którym zostaje on wrzucony do kotła. Zetknąłem się z dwoma informacjami o zawartości alfa-kwasów w Tomyskim. Według jednego źródła było to około 4,5%, a w innym podano informację – 6,5%. Zdecydowałem się na ten drugi wariant, co okazało się niewłaściwym tropem, bowiem pomimo wyliczeń co do goryczki okazał się ona niższa od zamierzonej. Z dwojga złego wolałem ten wariant, niż uzyskanie łodygowego piwa, gdybym przeszarżował z chmieleniem. Ostatecznie, piwo podczas fermentacji wytraciło sporo aromatu, przez co pojawił się konieczność jego dochmielenia metodą „herbatki chmielowej”. PROBLEM 3 – zepsuty cukromierz W zeszłym roku warzyłem wiosną piwo na Wielkanoc, którego, zasyp wynosił około 4 kilogramów. Wykonałem pomiar, gdy brzeczka została schłodzona do 20 st. C, a cukromierz wskazał 10 Blg. Uznałem, że wina leży po mojej stronie, a niska wydajność to efekt np.: za szybkiego wysładzania, etc. Jest to o tyle istotne, że tym razem postanowiłem zaopatrzyć się w nieco więcej surowca, by uzyskać wyższy ekstrakt – 12-13 Blg. Tym razem po schłodzeniu brzeczki – cukromierz także wskazał… 10 Blg, co nieco mnie zaskoczyło. Przyczyna tego była prozaiczna – kartka ze skalą mocno się zsunęła w dół, a ja jako niedowidzący nie wychwyciłem wcześniej tego niuansu. Dopiero przy kalibrowaniu cukromierza, zobaczyłem, że zaniża on o jakieś 4 Blg. Do tej pory przypuszczałem, że było z nim wszystko w porządku, bo nie dawał dziwnych wyników, a uwarzyłem nawet piwo o ekstrakcie początkowym wynoszącym 18 Blg. Nie miałem możliwości zakupu nowego „spławika” w czasie warzenia, zatem Blg początkowe nie było mi znane, ale przypuszczam, że wynosiło ono co najmniej 14. Gdy piwo było już w fermentorach, zakupiłem drugi cukromierz, aby sprawdzić Blg końcowe. Ten obecny zdaje się nie przekłamywać. Przebieg Piwa uwarzyliśmy wspólnie z moją partnerką, Hanią, w dniach 22-23 stycznia 2016 roku. Stwierdziliśmy, że najlepiej będzie pójść za ciosem i ugotować je od razu, za jednym bałaganieniem i sprzątaniem. Podczas ich warzenia, poza problemem z cukromierzem nie natknęliśmy się na inne trudności i wszystko poszło bez jakichkolwiek zakłóceń. Drożdże w każdym z wiader podjęły pracę po kilku godzinach. Przez długi czas tworzyły zbitą czapę na powierzchni piwa, co jest charakterystyczne dla użytego szczepu. Nie posiadamy żadnej lodówki, czy pudeł styropianowych, aby zapewnić fermentującej brzeczce nieco chłodniejsze warunki niż temperatura pokojowa, dlatego fermentacja przebiegała w temperaturze 20 st. C. Fermentory stały w najmniej używanym przez nas pokoju, gdzie wciąż było lekko uchylone okno, a kaloryfer zakręcony – było mroźno i nie chcieliśmy zbyt mocno wychłodzić pomieszczenia. Drożdże były bardzo żywotne, co mnie ucieszyło, ponieważ cichą i burzliwą fermentację przeprowadzam w jednym fermentorze, bez dekantacji. Planowałem rozlew po trzech tygodniach, ale musiałem wszystko przełożyć o tydzień. W międzyczasie zacząłem mierzyć Blg końcowe – czy nie ulega zmianie. Wahało się ono – w zależności od warki – od 1,5 do 2,5 Blg i gdy powtórzyłem pomiar po kilku dniach – cukromierz wskazywał takie same wartości. Przy okazji postanowiłem także dochmielić piwa (z wyjątkiem HB), bowiem jego aromat chmielowy bardzo mocno się zredukował. Brzeczka na początku fermentacji smakowała bardzo ziołowo i lekko żywicznie – jeśli chodzi o nuty chmielowe, ale z czasem ten aromat mocno osłabł, co mnie zmartwiło. Do IPA dodałem wywar z 30 g chmielu gotowanego przez godzinę, a do PA i DH – 30 g chmielu gotowałem przez pół godziny. Na trzy dni przed rozlewem do DH dorzuciłem 100 g chmielu w wygotowanym worku muślinowym, obciążonym zdezynfekowanymi kieliszkami do wódki. W dniach 20-22 lutego piwo zostało rozlane do butelek. Preferuję piwa wysycone na niskim poziomie, tak jak angielskie ale, dlatego nie szarżowałem z surowcem do refermentacji. Z jednej strony, piwo jest dzięki temu bardziej pijalne, z drugiej – odbija się to na jego pienistości. W miniony weekend dokonaliśmy pierwszych prób smakowych zabutelkowanego piwa – w sumie rozlane zostało ponad 75 litrów. Stara maksyma mówi, że nikt nie jest dobrym sędzią we własnej sprawie, dlatego nie będę tutaj przytaczał ocen własnego piwa, ale napiszę tyle, że póki co nie okazuje oznak infekcji (i oby tak pozostało), jest jak typowe piwo domowe – trochę estrowe (morele i brzoskwinie) i z lekkim aromatem gumy balonowej – fermentacja w 20 st. C. Akcenty chmielowe dobrze wyczuwalne nie tylko w IPA, do którego trafiło najwięcej chmielu, ale i w pozostałych warkach. Jeżeli chodzi o porównanie Tomyskiego i tego, pownosi do piwa najlepiej pasuje tu porównanie do czegoś pomiędzy Saazem i Sybillą. Wnioski Chmiel Tomyski to odmiana aromatyczna, dawniej porównywana do chmielu Żateckiego ze względu na jego wyraźny, ziołowy charakter. Ten chmiel jest także wyraźnie ziołowy, lekko żywiczny. Brak w nim nut trawiastych. Granulat pachniał lekko ziemiście, ale chmiel nie oddał takich nut do brzeczki/piwa. Moim zdaniem chmiel o ciekawszym profilu niż odmiany, takie jak choćby Lubelski. Brak w nim nut owocowych i kwiatowych. Tomyski z pewnością posiada niższą zawartość alfa-kwasów niż założone przeze mnie 6,5% - informacje takie znalazłem w jednym z opracowań IUNG, które uznałem za wiarygodne. Warto mieć to na uwadze, aby piwo nie wytraciło za wiele goryczki i aromatu. W piwach udało mi się uzyskać krótką i przyjemną goryczkę. Nawet w warce mocniej chmielonej nie jest ona zalegająca, łodygowa, zniechęcająca w jakikolwiek sposób. Dobrze sprawdził się w piwie, gdzie został użyty w dużej ilości w ostatnich minutach gotowania brzeczki. Dał sporo przyjemnych, ziołowych aromatów. Moim zdaniem jest odmianą, która niespecjalnie nadaje się do chmielenia na zimno. W DH nuty chmielowe są mało konkretne, lekko trawiste, łodygowe. O wiele lepiej sprawdza się w kotle warzelnym, niż na etapie cichej fermentacji. Jestem ciekaw, jakie opinie zyska Tomyski, gdy będzie bardziej dostępny na rynku. Wiem, że jestem mało obiektywny w tej materii jako mieszkaniec ziem, z której ta odmiana pochodził, stąd mowa w tytule o „mateczniku”. Tomyski to nie tylko chmiel o ciekawej i burzliwej historii, ale odmiana nadająca piwu dobry aromat i smak. Osoby korzystające chętnie ze środkowoeuropejskich odmian powinny być zadowolone, miłośnicy odmian zza Oceanu zachwyceni raczej nie będą. Bogatszy o doświadczenia z tego eksperymentu, będę wiedział jak zaplanować kolejne warki, a w planach między innymi: piwo grodziskie i niemiecka pszenica, które zamierzam chmielić Tomyskim. Z tego miejsca chciałem podziękować Pawłowi Piłatowi za dostarczenie chmielu Tomyskiego. Życzę samych sukcesów w budowie „chmielowego imperium”, Cesarzu. Wyświetl pełny artykuł
  10. 26 lutego odwiedziłem najnowszy polski browar – Browar Zakładowy z Poniatowej. Relacja ukaże się już wkrótce, natomiast jako pierwszy ukazuje się ten materiał – rozmowa z producentem chmielu Pawłem Piłatem a przy okazji spróbowanie piw Pierwsza Zmiana (polskie jasne ale 12°) oraz Bumelant (polskie ciemne ale 12°). Wyświetl pełny artykuł
  11. Kooperacyjne piwo wrocławskiego Browaru Profesja i warszawskiego wielokranu Jabeerwocky uwarzone zostało w intrygującym stylu American Farmhouse Ale. Pod tym określeniem kryje się jednak amerykański saison ze specjalnym „rustykalnym” dodatkiem. Cóż to jest i co ma wspólnego z lizaniem konia? Obejrzyjcie wideo Wyświetl pełny artykuł
  12. W pierwszym filmie poświęconym piwowarstwu domowemu pokazuję fajny trick dla wszystkich, których chmielenie na zimno przyprawia o ból głowy. Po tym filmie problem odfiltrowania chmielin po chmieleniu na zimno przestanie istnieć na zawsze. The post Chmielenie na zimno – Jak oddzielić chmieliny? appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
  13. Coroczne zestawienie najlepszych polskich piw dostępnych w roku 2015 wg PolskieMinibrowary.pl już dostępne! Klikajcie link: Ranking Piw 2015 Wyświetl pełny artykuł
  14. Browar Roch to według mnie jeden z najbardziej obiecujących polskich browarów. Wspominałem już o tym przy okazji Plebiscytu Piwne Gwiazdy. Całkiem niedawno piwa z browaru pojawiły się także w Gdańsku, dzięki czemu browar może zadebiutować na moim blogu. Na tę okazję wybrałem jedno z najnowszych piw – Brabant Belgian Session IPA. The post Browar Roch – Brabant appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
  15. Trzy wersje pięćdrupla 26° Blg leżakowane w beczce po bourbonie, koniaku i czerwonym winie uwarzone przez Josefika w piotrkowskim Olbrachcie. Brzmiało naprawdę niebezpiecznie. Na szczęście w Samych Kraftach mają degustacyjne docent glass o słusznej pojemności 50 ml. Także udało się spróbować wszystkich, a pod sam koniec przeprowadzić jeszcze ślepy test na wizji. Wszystkie trzy początkowo były likierowate i mocno rozgrzewające. A jak smakowały mocno później? Zobaczcie wideo Wyświetl pełny artykuł
  16. Ogłoszenie Rankingu Piw za rok 2015 coraz bliżej, zatem trzeba powziąć ostateczne decyzje co do wyboru Piwa Roku 2015. Chyba nikogo nie zaskoczy fakt, że głównym faworytem jest tu tegoroczna wersja Samca Alfa 27° Blg leżakowana w beczce po bourbonie. Piłem je na fermentacji, piłem z PETa na WFP. Czas sprawdzić butelkę i porozmawiać przy tej okazji z Darkiem z Artezana! Wyświetl pełny artykuł
  17. W polskim środowisku piwnym wybuchła bomba. Nie pierwsza, której zapalnikiem jest kontrowersyjna etykieta, ale o chyba najmocniejszym dotąd ładunku emocjonalnym. Dotyczy bowiem najdrażliwszej z możliwych kwestii – holocaustu. Siłę rażenia dodatkowo potęguje fakt, iż zdetonowana została przez browar warzący w… Austrii. Ale po kolei. Słoweński browar Bevog, warzący w Austrii, opublikował etykietę swojego nowego piwa „Shower... Read More The post Shower Beer – żarty z holocaustu, czy wielkie nieporozumienie? appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
  18. Porównawcza degustacja double milk stoutów: Double Nygus od browaru kontraktowego Solipiwko i Double Trouble kontraktowej kooperacji Kraftwerka i Piwoteki. Przy okazji trochę przemyśleń nad tym, gdzie powinny kończyć się granice eksperymentowania na kliencie. The post Double Nygus vs. Double Trouble – porównanie double milk stoutów appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
  19. wykład zarejestrowany na Warszawskim Festiwalu Piwa Szkoda wrzucać tylko na FB, bo zniknie za góra tydzień. Akurat organizatorzy WFP, jako pierwszy z zarejestrowanych na ostatnim festiwalu wykładów, udostępnili moje produkowanie się o dodatkach do piwa. Z tego co pamiętam miało być koło 45 minut, wyszło prawie dwa razy tyle no ale cóż Link do strony WFP. Wyświetl pełny artykuł
  20. Terry Foster w jednym ze swoich artykułów napisał, że tlen dla ludzi jest „tchnieniem życia”, ale dla piwa jest on wyłącznie „pocałunkiem śmierci”. Jedyny moment, kiedy tlen jest potrzebny przy wyrobie piwa, to ten po schłodzeniu brzeczki nastawnej i przed zadaniem do niej drożdży. Drożdże potrzebują go, aby namnożyć się w brzeczce, zdominować tym samym środowisko i rozpocząć fermentację alkoholową. Samo piwo jest napojem niestabilnym i jego smak zmienia się w czasie. Uznaje się, że istnieją trzy główne etapy zmian w jego bukiecie: piwo świeże – smakuje tak, jak w chwili opuszczenia browaru, piwo w stanie przejściowym (pomiędzy świeżością i zestarzeniem) – w tej fazie chmielowy aromat oraz goryczka ulegają redukcji, pojawiają się aromaty czarnej porzeczki, określane także deskryptorem „kociego moczu”, piwo zestarzałe – charakteryzuje się całą paletą aromatów, typowych dla niemłodego już piwa (nuty papieru, skórzane, sherry, czy zjełczałego sera). Zmiany w profilu sensorycznym piwa zachodzą w różnym tempie i zależą od wielu czynników, jednak ich przebieg zawsze odbywa się tylko jednokierunkowo – od świeżości do zestarzenia. Przemiany te są nieodwracalne. Obecność tlenu w gotowym piwie jest czynnikiem katalizującym przemiany prowadzące do wytworzenia się aromatów jednoznacznie kojarzących się z jego zestarzeniem. Istnieją piwa, którym oksydacja służy, a należą do nich przede wszystkim ciemne i mocne style piwne takie jak: Imperial Stout, porter bałtycki, czy ciemne i mocne piwa belgijskie. W ich przypadku kontakt piwa z cząsteczkowym tlenem owocuje nutami sherry, rodzynek, suszonych śliwek, lukrecji, toffi, które potrafią korzystnie urozmaicić ich profil smakowy. To właśnie między innymi dlatego piwa te są predestynowane do długiego leżakowania. Niestety, piwa dobrze znoszące utlenienie to zdecydowana mniejszość w piwnym świecie. Większość, a przede wszystkim te jasne i lekkie, na skutek reakcji chemicznych, zachodzących w wyniku działalności tlenu tracą na smaku i aromacie. Stają się one słodkie, miodowe, z czasem nawet kwaskowe, do tego pojawiają się nuty owocowe, a także określane jako papierowe, czy „mokry karton”, aromat zjełczałego sera, chmielowa goryczka ulega reduckji, stając się przy okazji nieprzyjemną – szorstką i zalegającą. Utlenienie piwa może wystąpić w fazie gorącej jego wyrobu, czyli od rozpoczęcia zacierania do momentu schłodzenia brzeczki nastawnej (Hot Side Aeration - HSA). Udowodniono, że podczas fazy gorącej tlen łączy się z substancjami zawartymi w brzeczce. Reakcje te zachodzą bardzo szybko w wysokiej temperaturze (powyżej 70 st. C), podczas gdy w temperaturze pokojowej proces ten zachodziłby znacznie wolniej. Problem HSA dotyczy przede wszystkim produkcji piwa w dużych browarach, w których zachodzi konieczność szybkiego transferu znacznych ilości gorącej brzeczki, co sprzyja jej napowietrzaniu i tym samym utlenianiu. Tlen, który wiąże się z komponentami brzeczki, uwalnia się w fazie fermentacji i po jej zakończeniu, odpowiadając za pogorszenie aromatu i smaku gotowego piwa oraz jego przyspieszone starzenie się, przejawiające się akcentami papierowymi, kartonowymi – trans-2-nonenal. Piwowarom domowym zaleca się, aby w fazie gorącej delikatnie przelewali zacier/brzeczkę do różnych naczyń, zachowali ostrożność podczas wysładzania, używali do dekantacji wężyków, aby przelewana ciecz nie pryskała. Utlenienie w fazie zimnej (Cold Side Aeration - CSA) jest już problemem wszystkich piwowarów. Jak już wspomniałem, jedyny właściwy moment na napowietrzanie brzeczki przypada po jej schłodzeniu i przed zadaniem drożdży. Po tym czasie, każdy kontakt piwa z powietrzem będzie dla boskiego nektaru niekorzystny, a okazji ku temu zawsze jest kilka: zlewanie piwa z burzliwej fermentacji na cichą, rozlew do butelek i/lub kegów, etc. Co więcej, proces ten często zachodzi samoistnie, wskutek działalności cząsteczkowego tlenu, który znajduje się w rozmaitych związkach zawartych w piwie – alkoholu etylowym, aldehydzie octowym, związkach pochodzenia chmielowego, polifenolach, etc. Oksydacja piwa wiąże się z konkretnymi reakcjami chemicznymi, zachodzącymi w piwie, do których należą między innymi: Utlenienie alkoholu etylowego– alkohol etylowy w wyniku tej reakcji zamieniany jest na aldehyd octowy. Związek ten wnosi do piwa nuty owocowe (zielonych jabłek) lub farby emulsyjnej. Związek ten wytwarzany jest przez drożdże na początku fermentacji i jest aromatem typowym dla młodego piwa. Na dalszym etapie fermentacji zostaje on zredukowany przez sprawców jego powstania (podobnie jak diacetyl), Utlenienie fuzli – reakcja przebiega w sposób identyczny jak powyżej, ale w jej wyniku z rozkładu wyższych alkoholi powstają aldehydy o długich łańcuchach. Melanoidyny oraz ciepło pełnią w przemianie fuzli funkcję katalizatorów, Utlenienie aldehydów – w wyniku oksydacji są one zamieniane w kwasy tłuszczowe. Produktem przemiany aldehydu octowego jest kwas octowy, który w niskim stężeniu przejawia się jako aromat winny lub sherry, Utlenienie Izo-alfa-kwasów (humulonów) – jako rezultat tego procesu powstają kwasy tłuszczowe, między innymi kwas izowalerianowy, charakteryzujący się aromatem potu, starych skarpet, czy zjełczałego sera. Enzymatyczne lub nieenzymatyczne utlenienie kwasów tłuszczowych – odpowiedzialne za powstawanie między innymi: kwasu oleinowego, którego obecność przejawia się pod postacią nut mydlanych. W wyniku tych przemian powstają także związki odpowiadające za tworzenie się trans-2-nonenalu, Tworzenie się trans-2-nonenalu (T-2-N)– ten długołańcuchowy aldehyd posiada bardzo intensywny aromat tektury, papieru i cechuje się bardzo niskim progiem wyczuwalności – 0,0010 mg/l. Prekursorami tego związku są krótkie aldehydy, które łączą się ze sobą w reakcji zwanej aldolową kondesacją krótkołańcuchowych aldehydów do związków długołańcuchowych. Proces ten do dziś nie został do końca poznany. Dawniej uważano, że przyczyną jego formowania jest powietrze znajdujące się w pojemnikach, do których rozlewane jest piwo. Okazało się, że nie ma ono z tym nic wspólnego. T-2-N powstaje w wyniku działalności enzymów zawartych w jęczmieniu – lipazy oraz lipoksygenazy, rozkładających tłuszcze znajdujące się w jęczmieniu. Produkty tej reakcji stanowią prekursory formujące ten związek. Tworzą się one również, gdy brzeczka ulega utlenieniu w fazie gorącej. Nie jestem chemikiem, dlatego potraktowałem zagadnienie raczej ogólnikowo. Spragnionym większej dozy informacji polecam ten artykuł (dostępny w języku polskim) lub ten tekst (obszerniejszy, ale po angielsku). Jeszcze do niedawna duże browary stosowały środki chemiczne w celu przedłużenia świeżości produkowanych przez nie piw. Były to przede wszystkim: disiarczyn potasu (E224) oraz kwas askorbinowy – witamina C (E300). Problem polegał na tym, że z jednej strony zapobiegały one starzeniu się piwa, jednak efektem ubocznym ich stosowania były niepożądane aromaty, przez co praktyki tej zaniechano. W warunkach domowych najlepszym sposobem na zminimalizowanie ryzyka, gdyż uniknięcie oksydacji jest praktycznie niemożliwe, będzie ograniczenie czynności, podczas których piwo jest narażone na kontakt z powietrzem atmosferycznym. Coraz częściej mówi się o tym, aby rezygnować z cichej fermentacji, jednak jest to temat będący przedmiotem wielu burzliwych dyskusji. Podczas butelkowania najlepiej stosować zaworki grawitacyjne i napełniać butelki od dołu. Nie należy zostawiać zbyt dużo wolnej przestrzeni nad piwem, bowiem drożdże najprawdopodobniej i tak nie wykorzystają podczas refermentacji wszystkiego tlenu tam zgromadzonego, co będzie prowadzić do szybszego zestarzania się piwa (według innej szkoły, lepiej jest zostawić nieco więcej miejsca, gdyby okazało się, że piwo będzie przegazowane – infekcja, niedofermentowane cukry –, aby uniknąć ryzyka wystąpienia gushingu, a nawet „granatów”. W przypadku piw, które chcemy leżakować przez długi czas zalecane jest zalakowanie górnych partii butelek, aby ograniczyć możliwość przedostawania się do nich tlenu przez kapsle. Na oksydację piwa wpływ mają czynniki takie jak obecność jonów miedzi i żelaza w brzeczce/piwie, które przyspieszają tę reakcję. Innym katalizatorem jest temperatura. Im wyższa, tym utlenianie i starzenie się piwa zachodzi o wiele szybciej niż w warunkach chłodniczych. Wahania temperatur, na które może być narażone piwo, będą także dla niego „gwoździem do trumny”. Stąd wniosek, najlepszym sposobem uniknięcia tego negatywnego zjawiska w piwie jest przechowywanie go w chłodnym miejscu oraz niezwlekanie z jego konsumpcją. Z opisu zdjęcia „Slightly wet cardboard […]”. Przypadek? Fot.: Delby Chico (CC-2.0.) Bibliografia: George Fix: „Principles of Brewing Scince: A Study of Serious Brewing Issues”, Second Edition, Brewers Publications, 1999, Terry Foster: „Controlling Oxidation: Preserve the Life of Your Homebrews”, w: „Brew Your Own”, October 2011, Tomasz Czarnecki: „Mechanizm powstawania związków karbonylowych w piwie”, http://www.nutrilife.pl/index.php?art=26, George Fix: „Controlling Beer Oxidation” w: „Brewing Techniques”, Vol. 6 No. 6, https://www.morebeer.com/articles/oxidation_in_beer, Chris Bible: „Oxidation: Good Beer Gone Bad”, http://www.homebrewersassociation.org/zymurgy/oxidation-good-beer-gone-bad/, Steve Parkes: „Oxidation: Homebrew Science”, w: „Brew Your Own”, July/August 2003, http://byo.com/color/item/1227-oxidation-homebrew-science, Chris Bible: „Oxidation and Staling: Slowing the Development of Off Flavors”, w „Brew Your Own”, December 2012, Nico Freccia: „Winning the Air Wars”, w: „Brew Your Own”, April 1998, https://byo.com/stories/item/1639-winning-the-air-wars?viewDesktop=true Wyświetl pełny artykuł
  21. Degustacja Piotrka z Bagien w belgijskim stylu Tripel, uwarzonego w browarze rzemieślniczym Jan Olbracht w Piotrkowie Trybunalskim przez specjalistę od „zabójczych” piw belgijskich Krzysztofa „Josefika” Juszczaka. The post Piotrek z Bagien Tripel – cichy zabójca appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł
  22. Mimo, że o moim umiłowaniu do wyspiarskiego przemysłu piwowarskiego mógłbym nie jeden poświęcić wpis, wystarczy jak wspomnę wam o pewnym browarze, który nie jako skupia wszystkie cechy, które tak umiłowałem. Zapraszam was do wsi Llysfaen, które nie jako uważane jest za bezpośrednie przedmieścia Colwyn Bay. Położone na wzgórzach Llysfaen nie dość, że może poszczycić się zapierającym w dech piersi widokiem na morze irlandzkie, to na dodatek z każdej ze stron jest otoczone sielskim krajobrazem walijskiej wsi. Jednakże sam krajobraz z pewnością nie mógłby wywrzeć na mnie tak dużego wrażenia, gdyby nie działalność w tejże wsi browaru, który już od dłuższego czasu jest motorem dla całego walijskiego przemysłu piwowarskiego. Mowa o browarze „Conwy Bragdy”, którego początki działalności sięgają 2003 roku. Zanim jednak z początkiem 2013 roku browar osiadł w obecnym miejscu, firma dwukrotnie przenosiła się ze swoją działalnością. Za każdym razem powód przeprowadzki był ten sam. Podwojenie mocy produkcyjnych. Z początku warzyli na sprzęcie o wybiciu 5,5 baryłki brytyjskiej, dziś produkują piwo na angielskiej instalacji o wybiciu 25 baryłek brytyjskich. Godny podziwu rozwój. Jak przystało na rasowy walijski browar rzemieślniczy zaczęli od warzenia piw, które są utożsamiane z walijską ziemią. Do chwili obecnej browar pozostał wierny swojej pierwotnej ofercie, dodając do swojego portfolio to, co obecnie jest na topie na całym piwowarskim świecie. Mimo, że oferta z obowiązkową klasyką była dla mnie w zupełności satysfakcjonująca, z niemałym zadowoleniem przyjąłem fakt o tym, że browar dodatkowo warzy gatunki piw, których rodowód sięga ziem za wielkiej wody. Prawdę mówiąc, nie wiem, czy będziecie mieli podobne odczucia co ja odnośnie faktu, że produkują m.in. Amber Ale (4,0% alk.), Golden Ale (3,6% alk.), Ejl z dodatkiem lokalnych ziół (4,0% alk.), Porter (5,6% alk.), Blonde Ale (4,2% alk.), Red Ale (4,5% alk.), ale ja tym zestawem byłem mocno podbudowany. Kolejną niespodzianką było warzenie takich stylów, jak: Black IPA (4,3% alk.), West Coast IPA (5,5% alk.), American IPA (4,8% alk.), California Common (4,4% alk.). Prawda, że robi wrażenie?! Mało tego, tamtejsi piwowarzy uniknęli absurdu, którego niestety nie uniknęli nasi krajowi piwowarzy. Otóż nie doszło tam do absurdalnej sytuacji, że chmieli się na zasadzie byle więcej, byle miało jeszcze większą goryczkę. Tutaj każdy detal jest wyczuwalny. Każde z tych piw ma swoje słodowe ciało i aromatyczną duszę. Pełna perfekcja! Koniecznie musicie ich odwiedzić, z pewnością nie pożałujcie tej wycieczki. . Zbiorniki fermentacyjne . Po prawej kontener pełniący rolę leżakowni. . „Karuzela” . Wyświetl pełny artykuł
  23. dwa prototypy i jedna z ikon Jakoś tak bodajże od 2-3 miesięcy zaglądając do zaprzyjaźnionej Czarodziejki Gorzałki zerknę z ciekawości na półkę z BrewDogami. Czasem z tego zerknięcia wynika kolejne zajęte miejsce w mojej lodówce. O ile kilka lat temu wyrażałem dość daleko idący sceptycyzm, tak w tym momencie wypada napisać parę słów o aktualnie dostępnych na polskim rynku piwach. Punk IPA, Jackhammer i Nanny State prezentują rzeczywiście wysoki poziom. Zwłaszcza pierwsze mnie mocno zdziwiło – parę lat temu byłem bardziej zawiedziony niż zachwycony. Teraz? Obrót o 180 stopni. Jak z innymi piwami? Prototype Milk Stout Piana: Bujna, o drobnych pęcherzykach, brązowa, trwała. Wolno opada znacząc szkło. Barwa: Krucza czerń, klarowne. Aromat: Pierwsza atakuje receptory słodycz. Następnie pojawiają się nuty ciemnych słodów – czekolada, kawa, delikatna wanilia. W tle gra delikatne toffee. Zachęca do spróbowania. Smak: Średnie wysycenie. Pierwszy akord wybrzmiewa słodyczą, pełnią, lekką syropowatością. W drugim pojawiają się wszystkie ciemne nuty obecne w zapachu. Dodatkowo delikatne kakao. Finisz jest kontynuacją poprzednich akordów, lekko kontrując słodycz delikatną goryczką i nutami palonymi. Bardzo zbalansowane i przemyślane piwo. Mimo, że jest to sweet stout to pokusiłbym się o stwierdzenie, że jest zdecydowanie sesyjne. A nie przepadam za nadmiernie słodkimi piwami. Prototype Black IPA Piana: Mniej bujna i trwała niż w Milk Stout. Natomiast równie dobrze krążkuje. Barwa: Bardziej ciemny brąz niż czerń, klarowne. Przebija nawet w środku wysokości szkła na ciemną wiśnię. Ergo dość jasne jak na BIPA. Aromat: Absolutna dominacja Simcoe. Dopiero po pewnym czasie pojawiają się nuty słodowe i lekkie owocowe estry. Nut ciemnych nie stwierdzono. Smak: Dość niskie wysycenie. Bardzo pełne jak na swój ekstrakt. Cały profil jest ponownie solówką Simcoe, ale po kolei. Pierwszy akord pełny, od razu pojawia się też chmiel. Następnie kontynuowane są nuty żywiczne, pojawiają się delikatne estry i słodowość. Nadal brak palonych nut. Finisz o przyjemnej nie przesadzonej goryczce, idealnie wieńczącej piwo. Kapitalne BIPA, wybitnie sesyjne. Można pić pitcherami. Dodatkowo jedno z niewielu piw Single Hop, które mi smakowało. Hardcore IPA Piana: Niska, szybko znika do wspomnienia. Nie znaczy szkła. Barwa: Głęboki bursztyn, klarowne. Aromat: Na pierwszym planie zdecydowanie nowofalowe chmiele w postaci nut żywicznych i cytrusowych. Po chwili pojawiają się owoce tropikalne – mango, marakuja, bardzo silny ananas. W tle delikatne owocowe estry i nuty słodowe. Smak: Pełne, wręcz gęste, o niskim wysyceniu. Pierwszy akord umiarkowanie słodki. Drugi cytrusowy, żywiczny, tropikalny. Pojawia się lekkie toffee, jasny słód i brzoskwiniowe estry. Finisz o solidnej goryczce, długiej ale jednak przyjemnej. Solidne piwo, przyjemnie się pije i nie męczy. Bardzo dobry balans między pełnią i umiarkowaną słodyczą a bogactwem chmielu i konkretną goryczką. Wyświetl pełny artykuł
  24. smakowite określenia Dyskusja akademicka, która trwa już od co najmniej 10 lat, a pewnie i więcej biorąc pod uwagę rynek piwa rzemieślniczego w USA. Niby już wszystko dawno wyjaśnione, wszystko podsumowane, ale ciągły dopływ świeżego narybku konsumenckiego sprawia, że jest to swoisty evergreen. Niestety jest to spowodowane błędnym pojęciem sesyjności/pijalności. Przede wszystkim należy zwrócić uwagę, że językowo „pijalność” jest określeniem absolutnie pozbawionym sensu w narzucanym powszechnie jego rozumieniu. Pijalność, pijalne – ekwiwalent słowa „jadalne”. Czyli, że co? W piwie nie pływa martwy szczur, zardzewiałe żyletki, zużyte igły do strzykawek i ameby? Wypiję i nie umrę? Już abstrahując od tego, że dawka czyni truciznę. Według Słownika Języka Polskiego pijalny oznacza: „nadający się do picia, przygotowany lub podany w sposób nieszkodzący zdrowiu (np. pijalna woda); pitny (częściej)”. Stąd też w historii świata i cywilizacji człowieka podstawowym trunkiem były wszelkiego sortu cienkusze, a nie woda. Ot, charakterystyka technologiczna produkcji wina i piwa uzdatniała wodę z potencjalnie śmiertelnej do pijalnej. A skoro o wodzie już mowa – najbardziej pijalnym trunkiem właśnie ona jest. Jak to się ma do piwa? Nie będę ukrywał, że pewnym przyczynkiem do tego wpisu jest jeden z komentarzy jakie widziałem, a następnie bardzo ciekawa dyskusja pod statusem na moim fp. Mianowicie „pijalne Imperial IPA”. Plus rozmowy branżowe, w których wyszło, że klienci poszukują np. „pijalnych Imperial Stoutów”. Z jednej strony mózg mnie zaczyna swędzieć od tego stwierdzenia, ale z drugiej pokazuje, że jest to słowo i określenie absolutnie i totalnie niezrozumiałe. Gdzieś coś się zagubiło w tłumaczeniu. Odnoszę wrażenie graniczące z pewnością, że jest to wina pojawienia się abominacji, dla niepoznaki zwanych „session”. Session IPA na ten przykład. I wg mnie jest z tym z tym problem. Co oznacza „sesyjna” wersja danego stylu piwa? Księga Ulicy rzecze „gdy jest ochota i pies kota wyłomota”. Czyli jak ktoś ma wystarczająco samozaparcia i piwo jopejskie będzie sesyjne. W praktyce oznacza to jednak, że mamy Session IPA smakujące jak woda chmielowa oraz Session Pale Ale smakujące jak IPA. Gdzie w tym sens i logika? Podejrzewam, że kwestią czasu jest pojawienie się Session Imperial Stout. Boże uchowaj. Czy zatem sesyjne oznacza pijalne i vice versa? Jest to w pewnym sensie problem zachłyśnięcia się piwami nowofalowymi, bez odniesienia do całej reszty kultury piwnej. Skąd się wzięło Pale Ale? Skąd jest IPA? Bitter? Mild? Jakie piwo jest powszechnie pite w pierwszym lepszym brytyjskim pubie? Czy zamierzasz spędzić wieczór, być może i noc, przy zakresie mocy od 7% wzwyż? W idealnym świecie piwo sesyjne oznacza piwo, którego można wypić kilka pint i nadal być zdolnym do funkcjonowania w społeczeństwie. Dla przypomnienia – w Anglii CAMRA dopuszcza IPA od 4% alkoholu. W praktyce wypadałoby stwierdzić, że jeżeli piwo przekracza magiczną granicę 5-6% (aczkolwiek to kwestia osobista) to przestaje być sesyjne. Ergo wszystkie imperialne style, czy piwa powyżej 12-13 stopni Plato nie są sesyjne z samej istoty rzeczy. W zastanym, nieidealnym świecie jest coś takiego jak badania i opracowania naukowe. Naukowcy lubują się w obdzieraniu z romantyczności absolutnie wszystkiego, piwo nie jest tutaj wyjątkiem. I cóż to mamy? W 2006 roku w Brauwelt opublikowano tekst (następnie przedrukowany i przetłumaczony przez AgroPrzemysł – link tutaj) dotyczący niczego innego tylko właśnie drinkability, pijalności. Co mądrego się tam pojawia? „„Pijalności” przyporządkowanych zostało wiele atrybutów, trudno jednak przedstawić rzeczywiste znaczenie tego terminu. Często pojęciu temu przypisywane są takie atrybuty jak: pęd do dalszego spożywania napoju, harmonia, równowaga, akceptacja, preferencja, przyswajalność, świeżość, przyjemność spożywania lub „zażądanie kolejnej porcji„. Hasło to jest także często stosowane w powiązaniu z pojęciami stabilności smakowej lub MHD [3]. Atrybuty te nie pokrywają jednak w wystarczający sposób pełnego znaczenia pojęcia „pijalność” lub nie trafiają w jego sedno.” Tak jakby. Mój serdeczny przyjaciel Majk stwierdził, że pijalność powinna zostać zastąpiona terminem „żłopalność”. I ma to sens. Kałuża przed monopolowym pita przez odpowiedni filtr survivalowy zapewne jest pijalna, ale czy mielibyśmy na nią ochotę? „Gdy jednak pojęcie to używane jest do opisu napoju, rozumieć je należy raczej jako przyjemność i atrakcyjność, którą napój wnosi do procesu konsumpcji. Bardziej odpowiednim synonimem byłoby w tym przypadku pojęcie „przyjemność spożycia„. Słowo „pijalność”/”drinkability” rozumieć należy jako szczególną harmonię i równowagę oraz bodziec i podnietę do dalszego konsumowania/spożywania napoju (piwa).(…) Opublikowano następującą definicję pojęcia „pijalność”: Ogólnie pod pojęciem tym rozumiana jest cecha napoju, która powstrzymuje u konsumentów poczucie nasycenia i pozwala na spożycie kolejnej szklanki tego produktu.” – żłopalność rzeczywiście bardziej oddawała by tutaj sens. No, ale pracujemy na tym co mamy. „Ingestywne efekty piwa oznaczają rezultaty związane są ze spożyciem pokarmu, ewentualnie napoju (np. zwiększone wydzielanie moczu). Efekty te zostały przebadane przez naukowców z Japonii, którzy przeanalizowali wpływ spożywania piwa na organizm ludzki. Okazało się, że postępujące wypełnianie żołądka osłabia żądzę wypicia piwa. W ten sposób wysoką „pijalność” przypisano tym piwom, podczas spożycia których żołądek osób poddawanych doświadczeniu stosunkowo szybko się opróżniał i nie powstawało u nich uczucie nasycenia.” Z naukowego na ludzki: wyższym parametrem opisywanym jako „pijalność” charakteryzowały się piwa szybko wchłaniane z żołądka, dzięki czemu nie rozpychające go. Wypisz wymaluj piwa „izotoniczne”, 10-12 stopni Plato, których ciśnienie osmotyczne jest podobne do ciśnienia osmotycznego komórek ludzkich, dzięki czemu może być bez problemu wchłaniane w żołądku. Z kolei piwa o wyższym ekstrakcie oraz o wyższej zawartości alkoholu organizm najpierw musi odpowiednio „przygotować”, żeby nie zrobić samemu sobie krzywdy. Logiczne? Logiczne. Czy zatem imperialny stout o ekstrakcie początkowym 24-25 stopni Plato będzie miał wysoką pijalność wg tej definicji? Nie. Pijalność językowo nie powinna być równoznaczna sesyjności. Jeżeli piwo nie jest zepsute w złą stronę czy zanieczyszone środkami myjącymi (a były takie przypadki) itp. to jest pijalne. Natomiast na sesyjność ma wpływ większa ilość parametrów niż tylko czystość mikrobiologiczna i chemiczna płynu. I tak to wygląda w idealnym świecie, a jako że nie przyszło nam żyć w Utopii „pijalność” w odniesieniu do przyjemności spożycia danego trunku będzie nam towarzyszyła już pewnie do końca. Nadal nie rozwiązuje to problemu nie tylko językowego, ale przede wszystkim w podejściu do oceny piw. W opracowaniu pojawia się coś takiego jak macierz piwa, zbiór cech jakościowych i ich wzajemnego oddziaływania na siebie. Trochę mnie dziwi, że nie pojawiło się „ratio” odnoszące się bezpośrednio do piwa – mianowicie stosunek BU/GU (jednostek goryczki do ekstraktu początkowego). W skrócie dzielimy ilość IBU przez OG. Parametr ten będzie nam mówił czy piwo nie jest, w ramach danego stylu, przegięte w którąś stronę. Jak wiemy percepcja goryczki w piwie będzie różniła się w zależności od ekstraktu, składu surowcowego i zawartości alkoholu. 30 IBU zupełnie inaczej będzie odczuwalne w czeskiej 10tce, a inaczej w podwójnym koźlaku. Ale to tylko dygresja. Czyli piwo, w zdroworozsądkowej ilości, zawsze jest pijalne. Czy sesyjne zależy od jego parametrów i wpływu na ludzki organizm. Piwa tęższe, mocniejsze będą zdecydowanie bardziej zapychające niż piwa lekkie. Nie jest to oczywiście wada, bardzo często będą to genialne piwa, ale tak jak ze wszystkim co spożywamy – coś może być fantastyczne pod względem doznań sensorycznych, ale do „dokładki” już się nie zmusimy. Czy pijalność/sesyjność jest więc tutaj dobrym określeniem? Zdecydowanie nie. Według mnie zdecydowanie lepiej, w opisie subiektywnych doznań, byłoby zastąpić je „smakowitością”. W naszym języku ma to znacznie więcej sensu w odniesieniu do oceny sensorycznej. Czy lager o 11% ekstraktu i niskim chmieleniu będzie pijalny? Jak nie zatruty to owszem. Czy jest sesyjny? Jak najbardziej, można w jednym posiedzeniu wypić kilka i nie paść pod stół. Ale czy będzie smakowity? A, to już zależy od tego co lubi konkretny człowiek. Jest tutaj dokładne przełożenie 1:1 co do kwestii kulinarnych. Mogą być najlepiej na świecie przyrządzone flaczki, ale jeżeli ktoś absolutnie nie cierpi tej konkretnej potrawy to opinia może być tylko jedna. I już tylko kwestia w jaki sposób wyrażona. Z kolei RIS o zawartości alkoholu powyżej 10% również będzie pijalny. Będzie zapewne smakowity. Ale czy będzie sesyjny? Wypicie 2 i więcej dużych może już podpadać pod brawurę, o ile nie brak rozsądku. Smakowitość oddaje prywatne preferencje oceniającego. Jeszcze się taki nie urodził, któremu pasowałoby absolutnie wszystko. Nie ma więc na siłę szafować określeniami pijalne czy sesyjne, jeżeli w domyśle chodzi po prostu o to czy smakowało czy nie. PS. Anegdotka na koniec. Zaraz po premierze Geezera, kumpel podsumował go krótko „piwo niesesyjne, do siódmego musiałem się zmuszać” Wyświetl pełny artykuł
  25. Na fejsbóku piszą o sobie: „Browar rzemieślniczy o wybiciu 20hl. Warzelnia według własnego projektu. Zbiorniki początkowo 7 szt, unitanki, 20hl, również własny projekt.”. No i bardzo fajnie, ja już nic nie muszę dodawać, przynajmniej w kwestii sprzętu Bo o lokalizacji zdecydowanie warto napisać. Browar bowiem mieści się w zabytkowym XIX-wiecznym budynku, gdzie drzewiej znajdowała się szwalnia lnu. Nie dość, że budynek budzi respekt, to powierzchnią którą Beer Brosi mają tu do dyspozycji można by obdzielić kilka takich browarów. W planach było zrobienie tu knajpy, ale wiadomo jak to z pozwoleniami u nas jest więc na razie nic z tego. Kto zacz ci Beer Bros? Otóż są to Szymon Milczarek oraz Łukasz Sędzielowski. Z chłopakami miałem okazję rozmawiać przy okazji premiery kooperacyjnego Smoke on the porter, które uważam za najlepsze jak do tej pory ich piwo. Pozostałe wypusty sytuują się w kręgu piw hybrydowych oraz z dodatkami typu kozieradka czy herbata earl grey. Zresztą sami zobaczcie ich piwne portfolio. Trochę pojechane, nieprawdaż? Jest jeszcze gorzej, bo chłopaki otwarcie mówią, że kwestie wyznaczników stylu mają głęboko w poważaniu. Gównoburza gwarantowana Beer brosów odwiedziłem razem z ekipą Warszawskiej Akcji Warzelnej w styczniowe deszczowe południe. Łukasz męczył się z butelkowaniem przy półautomatycznej „karuzeli”, Szymon natomiast oprowadzał i częstował – najpierw butelkowanym właśnie Happy Brandy Ale (brandy jak najbardziej wyczuwalne), a potem leżakującym imperialnym lagerem 20° Blg (serio?). Woltaż był taki, że zapomniałem jak smakowało… W browarze działa partyzancki (ale legalny) sklepik więc można tu przyjechać i zaopatrzyć się w butelki. Beer Bros, Żyrardów, Dittricha 18 http://beerbros.pl Wyświetl pełny artykuł
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.