Kiedy absynt był nielegalny w Szwajcarii, pędzono na potęgę, praktycznie każdy, teraz kiedy został zalegalizowany, nikt nie pędzi pokątnie, a producentów oficjalnych jest może ze 30tu. Wówczas szara strefa była wszędzie, a teraz żeby kupić absynt z nielegalnego źródła, to graniczy z cudem, ponieważ się nie opłaca produkcja pokątna. Legalizacja spowodowała dwie kwestie-unormowanie ceny oraz spadek spożycia-nie jest tabu, to już nie cieszy tak jak kiedyś.
W Polsce prawo jest tak sformułowane, żeby godziło w szarą strefę czyli takich, którzy pędzą dużo, dodatkowo zalewają rynek alkoholem podrabianym/niejednokrotnie skażonym albo częściowo odkażonym i tacy są ścigani, bo to jest na dużą skalę, a amator w domu, który od wielkiego dzwonu coś tam czasem ukapie, to w ogóle nie jest brany pod uwagę, a jak jeszcze własne piwo przepuści, to gdzie tu szkodliwość czynu? Jeszcze nie słyszałem, ani nie czytałem, żeby organy ścigania fatygowały się, bo ktoś w domu ma 5 litrów destylatu np.
Podobnie jest z narkotykami, jakby zalegalizować, ci, co mają się zaćpać, zaćpają na śmierć (selekcja naturalna), a ci, co będą chcieli poznać, poznają, a inni (ich będzie większość) machną ręką, bo co to za "owoc zakazany" skoro jest na każdej ulicy?