Tu dochodzi kwestia tolerancji osobniczej organizmu. Przeciętnie wypicie jednego piwa normalnego 5.6%, daje maksymalne stężenie alkoholu na poziomie 0.29-0.3 promila, jeśli nie wypije nic więcej, to trawienie etanolu następuje do godziny czasu. Ale niektórzy będą potrzebować więcej niż tej godziny, a też nie ma pewności jak etanol się rozłoży. Poza tym lupulina zawarta w jednym piwie powoduje senność i opóźnienie pewnych reakcji, de facto możemy nie mieć w sobie ani mg etanolu, ale spowodujemy wypadek, bo się nam zrobi błogo i sennie-a tego nie jesteśmy w stanie przewidzieć. W chwili wypicia jednego piwa-które jako jedno, ma działanie lecznicze, następuje cały szereg zmian w organizmie, pozornie wyostrzają nam się zmysły (bo krew szybciej krąży do mózgu), jeśli w ciągu godziny nie będziemy kontynuuować, te reakcje się osłabią i zmienią-pojawia się wtedy senność, spowolnienie itd, potem to mija całkiem i jest jak było przedtem.
Nie wiem jak jest po piwie czy innym napoju jak się prowadzi samochód, ale w okresie młodości jeździło się tak (np. po vermouth'cie czy dwóch-trzech mocnych piwach) na rowerze i wierzcie mi, że zmienia się naprawdę wiele kwestii na drodze i w nas, nawet jeśli a) nie odczuwamy żadnych zmian b) ba, nawet odczekaliśmy godzinę czy dwie zanim wsiedliśmy na rower. I powinno zastanowić wielu, że skoro tyle istotnych zmian zostaje wprowadzonych i de facto utrudnia jazdę na rowerze, to o ile więcej utrudni jazdę samochodem, który nie jest tak banalny w obsłudze jak rower. Ponieważ nie prowadzę, Żona się skupia na prowadzeniu, a ja na spożywaniu i to jest najlepszy podział.
W Szwajcarii zaobserwowałem to samo, co w innych zachodnich krajach, było tutaj przytoczone. Można pić w miejscu publicznym bez żadnych obaw, ale też ciężko natknąć się na delikwentów w różnych wieku, jakich u nas zatrzęsienie, w stołówce uniwersytetu w Bernie można kupić (drogie, bo drogie) Uni-bier, Szwajcarzy piją do śniadania (croissant, kawa, kirsch albo piwo albo lampka wina), potem jadą do pracy-rowerem czy samochodem, w przerwie też wyskakują na małe co nie co, a wypadków tyle, co kot napłakał. Ale kultura spożywania też inna.