Nie dyskutujemy to o potrzebie oddawania krwi, tylko o tym kto ma ponosić tego koszty.
Wolny dzień jak nagroda to relikt z czasów PRL, kiedy był tylko jeden pracodawca - państwo i mógł sobie takie nagrody rozdzielać.
Mnie denerwuje to, że teraz przerzuca się ten koszt na pracodawcę, który i tak jest obłożony mnóstwem danin za to, że chce zatrudniać pracowników. Bezrobocie bierze się stąd, że opodatkowuje się pracę, a płaci za nic nierobienie.
Państwo socjalne ma mnóstwo prerogatyw, miałoby z czego rodzielać nagrody: mogłoby wprowadzić przyzwoitą ulgę za oddanie krwi - powiedzmy 1000 zł za litr, mogłoby zwolnić krwiodawców ze składek ZUS, dać im przywileje w innych sferach zawłaszczonych przez państwo: leczenie, szkolnictwo. Ale nie, łatwiej jest znowu pogrzebać w kieszeni przedsiębiorcy.