
Pierre Celis
Members-
Postów
4 710 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
8
Typ zawartości
Nowości
Receptury medalowe
Profile
Forum
Galeria
Pliki
Blogi
Wydarzenia
Sklep
Collections
Giełda
Mapa piwowarów
Treść opublikowana przez Pierre Celis
-
[Małe Piwko Blog] 10 najbardziej kreatywnych opakowań polskich piw
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
Sporo się ostatnio mówi o etykietach, sam zresztą ten temat rozpocząłem tekstem „Zapakuj to!”, dlatego też dziś chciałbym się przyjrzeć kreatywności rodzimych browarników w kwestii opakowań dla ich produktów. Przy czym, od razu zaznaczam, skupiam się przede wszystkim na formie opakowania, a nie na wyglądzie. Kolejność (prawie) przypadkowa. 1. Kalendarz adwentowy Witnicy Od niego zacznę,... Read More The post 10 najbardziej kreatywnych opakowań polskich piw appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł -
Kolejny odcinek Q&A, a w nim odpowiedzi na kolejne pytania zadane na Ask.fm. Listę pytań znajdziecie poniżej, a tymczasem zapraszam do oglądania i męczenia mnie kolejnymi kwestiami. Pytania można zadawać tu, pod filmem na YT lub na Ask’u. Stout 16 BLG z receptury na 20L po gotowaniu wyszedł 19 BLG, 21 L. Nie rozrzedzałem, tylko […] Post Piwolog odpowiada … czyli Q&A #2 pojawił się poraz pierwszy w Piwolog radzi .... Wyświetl pełny artykuł
-
Jedno z najsłynniejszych kraftowych piw z Australii [...] Wyświetl pełny artykuł
-
[Docent] Piwna Sprawa czyli craft wchodzi na dzielnię
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
W ostatnim czasie obserwujemy otwieranie się piwnych lokali w dzielnicach odległych od warszawskiego centrum. Ursynowsko-natolińskie Pociąg do Piwa oraz Beczka, żoliborskie Kufle i Kapsle, a obecnie Piwna Sprawa na granicy Bielan oraz Chomiczówki. Knajpa usytuowana jest w pawilonie handlowo-usługowym i idealnie wpisuje się w lokalny klimat. Miejsca jest tu całkiem sporo, zaskakuje ilość aż ośmiu kranów oraz dwa automaty do gry, które mają tu zostać tylko do końca roku. Na pewno zaletą lokalu są ludzie. Tomek, jeden z właścicieli z którym rozmawiałem od razu się przyznał, że piwnym znawcą nie jest, ale jak najbardziej otwarty jest na rady i sugestie. Fachowe wsparcie zapewniać ma znana z Kufli i Kapsli, Ela Lucińska-Fałat. Piwna Sprawa wskutek swojej lokalizacji będzie zapewne knajpą wizytowaną przede wszystkim przez miejscowych, ale może dzięki jakieś fajnej imprezie zorganizowanej przez Elę uda mi się tu trafić ponownie Piwna Sprawa, Warszawa, Wólczyńska 3 Facebook Recenzje na browar.biz Wyświetl pełny artykuł -
Narzekacie, że dawno nie było recenzji, do czego to dos [...] Wyświetl pełny artykuł
-
We współpracy z Agencją Kreatywną FLOV, która odpowiada [...] Wyświetl pełny artykuł
-
Najnowsze wieści z branży piwnej. Jak zwykle nowe piwa, [...] Wyświetl pełny artykuł
-
[Małe Piwko Blog] Drużyna Grybowa zmienia stroje i chce walczyć o mistrzostwo
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
Browar Pilsweizer (wcześniej znany jako Grybów) postanowił odciąć się od dotychczasowego, nie najlepszego przecież wizerunku i dokonał całkowitego rebrandingu. Ma to się przyczynić do wzrostu pozycji na rynku i lepszej widoczności piw na półkach sklepowych. Jak informuje portalspozywczy.pl, inwestycja ma na celu podbicie rynku tzw. piw regionalnych. Odważnie. Cóż, mnie ta zmiana nie przekonuje. Co prawda,... Read More The post Drużyna Grybowa zmienia stroje i chce walczyć o mistrzostwo appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł -
Czy każdy może degustować piwo? Czy każdy jest w stanie docenić jego walory? Jak przygotować siebie i swój ulubiony trunek, by wycisnąć z niego jak najwięcej? W jaki sposób zdobywać wiedzę i doskonalić swój „piwny warsztat”? O tym i więcej w drugiej prelekcji z Poznańskich Targów Piwa pod tytułem „Jak docenić piwo?”. Zapraszam. Post Jak docenić piwo? pojawił się poraz pierwszy w Piwolog radzi .... Wyświetl pełny artykuł
-
[Blog Kopyra] Degustuj jak sędzia! [Poznańskie Targi Piwne]
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
Od razu ostrzegam, że ze względu na gwar podczas PTP, t [...] Wyświetl pełny artykuł -
garść wrażeń po pierwszej edycji Nie zdziwię się, jeżeli będzie to ostatni wpis w polskiej piwnej blogosferze podsumowujący pierwszy WFP. Cóż – ostatnio prowadzę tułaczy tryb życia, doba ma tylko 24h a tydzień 7 dni. Natomiast piwnych tematów przybywa w zastraszającym tempie Wszystko co tutaj przelewam w formie cyfrowej jest z myślą o przyszłorocznej edycji. Lokalizacja Imprezy piwne mają w Polsce niezły rozstrzał. Birofilia na terenie browaru w Żywcu, Wrocławski Festiwal Dobrego Piwa na terenie stadionu, Beer Geek Madness w klubie, Poznańskie Targi Piwne w hali Expo. Jak na tym tle przedstawia się teren WFP? Początkowo byłem mocno entuzjastyczny, ot nostalgia. Chodziłem do podstawówki po sąsiedzku, kilkanaście lat życia spędziłem zresztą w tamtej okolicy. Ale to ja, wiele takich przypadków na pewno nie było. Komunikacja jest w okolicy całkiem dobra a i z metra można dojść z buta w rozsądnym przedziale czasowym. Natomiast już sam wybór miejsca Festiwalu gorszy. Przede wszystkim okazało się, że jedna brama to zdecydowanie za mało, szczególnie widoczne było to w piątek po rozpoczęciu Festiwalu. Kolejka aż do Domaniewskiej. Z jednej strony to dobrze, bo świadczyło o zainteresowaniu, ale ja osobiście jestem z tych bardziej niecierpliwych. I rozumiem, że niektórzy nie byli tym faktem ukontentowani. Pogoda sprawiła psikusa i była praktycznie wiosenna. Co jednak oznaczało, że przy ilości działających chłodziarek oraz ludzi w samej hali festiwalowej dosyć drastycznie zmniejszył się zapas tlenu. Byłem przekonany, że w sobotę uda się otworzyć wywietrzniki w dachu, ale widocznie był z tym pewien problem. Niedopatrzeniem był też brak miejsc na usadzenie swojego majestatu, zostało to co prawda oddolnie ogarnięte częściowo w sobotę, ale warto jednak mieć to na względzie. Jednak 3 dni Festiwalu to nie cocktail party i nogi w rzyć mogą przez ten czas wejść. Jestem zwolennikiem festiwali/targów pod dachem, ale tutaj warto by jednak było przemyśleć lokalizację. Szczególnie ze względu na punkt drugi, którym jest Frekwencja. Ano właśnie. Odniosłem wrażenie, że cała impreza była dla kumatych. Jeżeli już ktoś był nie obeznany w nowofalowym polskim piwowarstwie to tylko i wyłącznie z tego powodu, że został przyciągnięty na holu przez orientujących się znajomych. I szybko fakt nieobeznania się zmieniał. Zdecydowanie zabrakło szerszej reklamy. Nie ukrywajmy – blogi piwne czy serwisy branżowe jednak trafiają do stosunkowo małej liczby czytelników. Warto by było w przyszłorocznej imprezie pójść szerszą ławą i trafić też do środowisk niepiwnych. I wziąć też wtedy pod uwagę możliwość pojawienia się większej ilości zwiedzających. Oferta Tutaj absolutnie nie ma niczego do zarzucenia. Śmietanka polskiego piwowarstwa plus dystrybutorzy zagranicznych piw. Dobrym posunięciem było również stoisko z kawą oraz ściągnięcie bardzo dobrych food trucków (Chyży Wół na zawsze w naszych żołądkach). MOT PSPD Wyklady oraz stanowisko piwowarstwa domowego były z kolei bardzo zmyślnie zainstalowane w bardziej kuluarowej części hali z dedykowaną osobną salą. Zdecydowanie in plus. Subiektywny punkt widzenia Festiwal zrobił na mnie dobre wrażenie. Jak na pierwszy strzał było dobrze. Wybór piw, kapitalne piwne towarzystwo z branży (które często widuje się od imprezy do imprezy ze względu na rozstrzał po całej Polsce), możliwość usłyszenia z pierwszej ręki opinii o piwach „uwarzonych własnymi rękami”. Plus oczywiście fakt, że kumpluję się zarówno z Jackiem jak i Pawłem, a co do warunków to jako motocyklista jestem zaprawiony w bojach. Natomiast! Z profesjonalnego punktu widzenia były pewne mankamenty, które przy drugiej edycji imprezy warto wyeliminować. Co będzie pozytywne zarówno dla odwiedzających, wystawców jak i samego Festiwalu, przeradzając się w kapitalną imprezę trwale zaznaczoną w piwnym kalendarzu. Pierwsze koty za płoty i do przodu Wyświetl pełny artykuł
-
Druga część odpowiedzi na pytania z odcinka 51. Wcześni [...] Wyświetl pełny artykuł
-
Po trzech latach znów spotkaliśmy się w blogerskim gronie aby łyknąć trochę piwa, znaczy wiedzy oraz podyskutować na temat kondycji piwnej blogosfery. Pierwszą edycję wspominam pozytywnie, była to okazja do osobistego spotkania zarówno blogerów jak i osób z branży. Druga edycja mnie ominęła bo w tamtym terminie popijałem amerykański craft. Teraz, po trzech latach jesteśmy w kompletnie odmiennej piwnej rzeczywistości pełnej piwnej dobroci. Jak przez te lata zmieniła się piwna blogosfera? Nastąpiło zjawisko podobne do ofensywy kontraktowców. Tak jak co miesiąc powstają nowe kontraktowe inicjatywy, tak samo powstają nowe blogi o których istnieniu dowiedziałem się podczas tej imprezy. Zdajecie sobie sprawę, że w Polsce istnieje prawie 80 piwnych blogów? Niestety za ilością nie idzie jakość. Wartościowe blogi policzyć można na palcach jednej ręki. Eliminując piwne recenzje, które mnie mało interesują i których po prostu nie czytam zostaje niewiele ciekawego kontentu, szczególnie dla osoby w wiedzy piwnej zaawansowanej. Czy dowiedzieliśmy się jak to zmienić? Bynajmniej. Na imprezę zostały zaproszone dwie osoby, które miały opowiedzieć nam o cudownych sposobach na udanego bloga ale szczerze mówiąc niewiele to pomogło. Rady sprowadzały się do wymyślenia ciekawego tytułu bloga, przejrzystego układu graficznego czy używaniu kontrowersyjnego języka. Przynajmniej tyle udało mi się zapamiętać. Nuda i strata czasu. Z mojego punktu widzenia jednym z ciekawszych punktów programu była prelekcja i przede wszystkim degustacja zorganizowana przez Maćka Chołdrycha. Przygotował on dla nas kilka piw na czele z dwoma kwasami oraz torfową wędzonką. Nie omieszkałem zerżnąć kwasa z wędzonym i wyszło absolutnie rewelacyjne połączenie rześkiej kwaśności z dymionym, torfowym finiszem. Świetny warsztat! Dodatkowo Rafał Kowalczyk czyli Browarzyciel przygotował blind tasting, który miał intrygujące momenty na przykład w postaci zniknięcia dobrze znanego karmelu z AIPA od Kormorana. No dobrze, ale sens takiego spotkania to dla mnie panel dyskusyjny. Jednokierunkowy przekaz od prowadzącego do uczestników to nie jest dobra opcja. Dopiero dyskusja to rzecz, która dynamizuje spotkanie. W tym roku postanowiłem wbić kij w mrowisko i wygłosiłem krótką prezentację „Czy bloger ma być sensorykiem” (do pobrania tutaj). Poruszyłem kilka kwestii związanych z sędziowskim podejściem, o których pisałem chociażby w tym poście. Potem kilka spraw przyuważonych u piwnych blogerów wypunktował Michał Kopik po czym wywiązała się całkiem ciekawa dyskusja w której poruszano kwestie niezależności, blogerskiej misji czy też bycia reprezentantem konsumenta. Rozmowy toczyły się tak wartko, że w pewnym momencie…odcięto nam zasilanie. W ciemnościach które zapadły nadal na szczęście działał piwny kran więc nie omieszkaliśmy wypić jeszcze po jednym. Po tym impreza przeniosła się do Jednej Trzeciej, gdzie przejęcie kranów przez Pracownię Piwa nastąpiło wraz z wizytą w Warszawie piwowara Pracowni, Tomka Rogaczewskiego. Zgodnie z oczekiwaniami tłumy były niemiłosierne, ja oczywiście dotrwałem do zamknięcia lokalu. fot. Multitap Crawl Jak zatem ocenić Piwny Blog Day 3.0? Mi zostało odczucie niedosytu jeśli chodzi o czas dyskusji. To jest esencja takiego spotkania i poświęcanie jednej godziny z całodziennego spotkania to zdecydowanie zbyt mało. A czy taka formuła ma w ogóle sens w przyszłości? Powiem tak – tak jak piwny rynek jest w kompletnie innym miejscu niż trzy lata temu, tak piwna blogosfera, a przynajmniej jej część zdecydowanie zyskała na znaczeniu. Takie blogerskie spotkanie po prostu odbywać się musi. Po pierwsze by dyskutować, po drugie by dowiedzieć się czegoś nowego, czegoś co zmieni, ulepszy sposób w jaki prezentujemy coś światu. W końcu by się spotkać i porozmawiać z nieraz dawno nie widzianymi znajomymi. Dziękuję organizatorom i dziękuję pozostałym uczestnikom spotkania. Pamiętajcie, za rok będzie jeszcze lepiej! Wyświetl pełny artykuł
-
Miał to być jeden odcinek, w którym odpowiem na pytania [...] Wyświetl pełny artykuł
-
Na jednym z piw podane zostały parametry ekstraktu. Nie jest to informacja obowiązkowa na etykiecie, więc decyzja o jej zamieszczeniu zawsze jest godna pochwały. Jednak zapis tego ekstraktu już nie. Na etykiecie jest napisane: "13% ekstraktu ważonego". http://4.bp.blogspot.com/-weERalMSMW8/VEgWUzLABzI/AAAAAAAAB_s/jzYfqKajksM/s1600/DSC_0579a.jpg Ekstrakt zawsze podaje się w procentach wagowych, ale się go nie waży. Co najwyżej warzy się go przy okazji gotowania brzeczki z chmielem. Dlaczego podajemy ekstrakt wagowo, jeżeli alkohol podajemy w procentach objętości, a samo piwo w litrach? Otóż dlatego, że źródłem ekstraktu jest słód, który siłą rzeczy ważymy, a nie mierzymy jego objętość. Dla piwowara informacja o zawartości ekstraktu w słodzie czyli jego ekstraktywności ważna jest w szczególności na samym początku, kiedy zastanawia się on ile ma użyć słodu by np. uwarzyć 20 litrów piwa o zawartości ekstraktu 13%. Oczywiście w praktyce posługujemy się już różnymi programami i kalkulatorami, ale i "ręcznie" można to szybko obliczyć. Pierwsze pytanie: ile waży 1 litr piwa o zawartości 13% ekstraktu. Wylicza się to na podstawie skomplikowanego wzoru, obecnie mamy już odpowiednie tabele, ale dla domowych ilości wystarczy proste przeliczenie 13 x 4 czyli 52. Oznacza to, że litr wody mający w sobie 13% ekstraktu waży 1052 gramy. My jednak chcemy uwarzyć 20 litrów, więc 20 x 1052 daje 21040 g. Pytanie drugie: ile waży 13% ekstraktu w 20 litrach piwa? 21040 x 13% równa się 2735,2 g. Pytanie trzecie: czy wystarczy użyć 2,73 kg słodu na 20 litrów piwa? Nie, gdyż słód nie składa się w 100% z ekstraktu/cukru. Producenci podają ekstraktywność słodu, która tym jest większa im mniej prażony słód. Najbardziej ekstraktywny jest słód pilzneński mający ok. 80% ekstraktu. Czyli słodu potrzebujemy 2735,2x100/80. Razem: 3419 g Pytanie czwarte: Czy uda nam się wykorzystać 100% cukrów zawartych w słodzie? Gdyby tak było, to potrzebowalibyśmy 3,419 kg słodu, by uzyskać 20 l o zawartości ekstraktu 13%. Ale niestety, szczególnie w browarze domowym ciężko jest wydobyć wszystkie cukry ze słodu, tym bardziej że w słodzie tak naprawdę jest skrobia, która dopiero w procesie zacierania tworzy ekstrakt, na którego składają się cukry fermentowalne, ale też dekstryny, substancje białkowe, mineralne i inne. Przyjmijmy, że mamy 75% wydajność, więc znów musimy przeliczyć: 3,149 kg x 100 / 75. Daje nam to: 4,55 kg. Gdybyśmy więc użyli tylko słodu pilzneńskiego, to 20 litrów piwa z 13% ekstraktem uzyskalibyśmy z 4,55 kg słodu. Oczywiście przed warzeniem trzeba go zważyć.View the full article
-
Na jednym z piw podane zostały parametry ekstraktu. Nie jest to informacja obowiązkowa na etykiecie, więc decyzja o jej zamieszczeniu zawsze jest godna pochwały. Jednak zapis tego ekstraktu już nie. Na etykiecie jest napisane: "13% ekstraktu ważonego". Ekstrakt zawsze podaje się w procentach wagowych, ale się go nie waży. Co najwyżej warzy się go przy okazji gotowania brzeczki z chmielem. Dlaczego podajemy ekstrakt wagowo, jeżeli alkohol podajemy w procentach objętości, a samo piwo w litrach? Otóż dlatego, że źródłem ekstraktu jest słód, który siłą rzeczy ważymy, a nie mierzymy jego objętość. Dla piwowara informacja o zawartości ekstraktu w słodzie czyli jego ekstraktywności ważna jest w szczególności na samym początku, kiedy zastanawia się on ile ma użyć słodu by np. uwarzyć 20 litrów piwa o zawartości ekstraktu 13%. Oczywiście w praktyce posługujemy się już różnymi programami i kalkulatorami, ale i "ręcznie" można to szybko obliczyć. Pierwsze pytanie: ile waży 1 litr piwa o zawartości 13% ekstraktu. Wylicza się to na podstawie skomplikowanego wzoru, obecnie mamy już odpowiednie tabele, ale dla domowych ilości wystarczy proste przeliczenie 13 x 4 czyli 52. Oznacza to, że litr wody mający w sobie 13% ekstraktu waży 1052 gramy. My jednak chcemy uwarzyć 20 litrów, więc 20 x 1052 daje 21040 g. Pytanie drugie: ile waży 13% ekstraktu w 20 litrach piwa? 21040 x 13% równa się 2735,2 g. Pytanie trzecie: czy wystarczy użyć 2,73 kg słodu na 20 litrów piwa? Nie, gdyż słód nie składa się w 100% z ekstraktu/cukru. Producenci podają ekstraktywność słodu, która tym jest większa im mniej prażony słód. Najbardziej ekstraktywny jest słód pilzneński mający ok. 80% ekstraktu. Czyli słodu potrzebujemy 2735,2x100/80. Razem: 3419 g Pytanie czwarte: Czy uda nam się wykorzystać 100% cukrów zawartych w słodzie? Gdyby tak było, to potrzebowalibyśmy 3,419 kg słodu, by uzyskać 20 l o zawartości ekstraktu 13%. Ale niestety, szczególnie w browarze domowym ciężko jest wydobyć wszystkie cukry ze słodu, tym bardziej że w słodzie tak naprawdę jest skrobia, która dopiero w procesie zacierania tworzy ekstrakt, na którego składają się cukry fermentowalne, ale też dekstryny, substancje białkowe, mineralne i inne. Przyjmijmy, że mamy 75% wydajność, więc znów musimy przeliczyć: 3,149 kg x 100 / 75. Daje nam to: 4,55 kg. Gdybyśmy więc użyli tylko słodu pilzneńskiego, to 20 litrów piwa z 13% ekstraktem uzyskalibyśmy z 4,55 kg słodu. Oczywiście przed warzeniem trzeba go zważyć. Czytaj całość na blogu autora
-
Razem z podsumowaniem miałem zamiar zamieścić zapis moj [...] Wyświetl pełny artykuł
-
[Blog Kopyra] Chmielarium, SzałPiw i Doctor Brew na PTP
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
Ostatnia relacja z Poznańskich Targów Piwnych to wizyta [...] Wyświetl pełny artykuł -
Skąd się wzięły różne gatunki piwa? Kiedy i w jakich okolicznościach powstały pierwsze zestawienia piwnych stylów? Czy katalogowanie piwa jest w ogóle potrzebne i w jaki sposób może z niego czerpać przeciętny piwosz? O tym dowiesz się z mojej prelekcji wygłoszonej podczas Poznańskich Targów Piwa. Zapraszam: Post Po co komu piwne style? pojawił się poraz pierwszy w Piwolog radzi .... Wyświetl pełny artykuł
-
Na Poznańskich Targach Piwnych swoją premierę miał brow [...] Wyświetl pełny artykuł
-
[Małe Piwko Blog] Dwie wersje Gonzo Imperial Porter z Flying Dog
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
Uwielbiam piwa z historią. Te piwa mają bardzo ciekawą historię, czekały na swoją kolej bardzo długo, a do tego smakują genialnie! The post Dwie wersje Gonzo Imperial Porter z Flying Dog appeared first on Małe Piwko Blog. Wyświetl pełny artykuł -
Kolejny odcinek relacji z Poznańskich Targów Piwa, to s [...] Wyświetl pełny artykuł
-
Wielce cieszy jeśli stara, wypróbowana w bojach gwardia znajduje swoje miejsce w nowej piwnej rzeczywistości. Jedni próbują sił warząc piwo już w sposób komercyjny, inni z kolei zakładają knajpy. Tak stało się właśnie w przypadku Krzysztofa Juszczaka znanego bardziej jako Josefik. W swoim domowym browarze „Pod Starą Pipą” warzy belgijskie specjały na czele ze świetnymi kwasami jak chociażby ten kriek. Na browar może przyjdzie jeszcze pora, a tymczasem wystartował „Dom Piwa”. Lokal usytuowany jest zaraz przy poznańskim rynku, w bardzo wąskiej kamienicy. Całość budynku czyli cztery poziomy plus piwnica (z chłodnią) zajęte są na potrzeby knajpy. Mi oczywiście najbardziej podobało się przy barze, bo jego wystrój jest naprawdę oryginalny. Po pierwsze 12 nalewaków zainstalowanych zostało w obudowie z białych płytek nasuwających skojarzenia ni to z kuchnią, ni to ze stołówką. Dodatkowo na krany ponaczepiane zostały różne kuchenne akcesoria parodiując znane chociażby ze Stanów ozdoby nalewaków. Co prawda pierwotnie na kranach miałby być różnorakie noże ale ryzyko zostało oszacowane jako zbyt duże Po prawej stronie od nalewaków jest fascynujące okienko, które już nasunęło skojarzenia ze słynnym oknem z warszawskich Kufli i Kapsli, a określone zostało jako „okno na miarę naszych możliwości”. Na świetnym afterze po Poznańskich Targach Piwnych zmieścił się tu i Josefik ze swoją tubą, tędy też objawiła się gościom maskotka lokalu czyli Jadwiga. Klimat w Domu Piwa więc jest, a że i ceny przyjazne to warto tu jak najszybciej zawitać! Dom Piwa, Poznań, Mokra 2 Facebook Recenzje na browar.biz Wyświetl pełny artykuł
-
[Blog Kopyra] A Ja Pale Ale i Sanrajza z Pinty, czyli [Poznańskie Targi Piwne]
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
Pierwsza część relacji z Poznańskich Targów Piwnych, to [...] Wyświetl pełny artykuł -
Ogólny klimat drugiej edycji Poznańskich Targów Piwnych opisałem już w tej relacji. Tym razem będzie wyłącznie o piwie. Na imprezie pojawiło się około 20 nowych piw i uwierzcie mi, że te trzy dni praktycznie upłynęły mi na degustacji nowości. Starałem się zapisywać ogólne wrażenia, bo taka impreza nie służy wnikliwemu ocenianiu poszczególnych piw, tylko wydaniu werdyktu odnośnie piw najsmaczniejszych. A najprostszym testem na smakowitość piwa była moja skłonność do sięgnięcia po dane piwo po raz kolejny. Zacznijmy więc od Pinty i ich dwóch nowości: Sanrajza oraz A Ja Pale Ale. To pierwsze miało umiarkowanie cytrusowy aromat, w smaku natomiast zaskakiwało względnie silną jak na piwo pszeniczne goryczką. Smak dopełniała lekka słodycz. Z czasem, po ogrzaniu piwo zyskiwało lepszy balans, goryczka nie była już tak odczuwalna. Tak właśnie wyobrażam sobie american amber wheat, choć aromat mógłby być tu zdecydowanie bardziej intensywny. Tak jak chociażby w drugim z pintowych nowości czyli A Ja Pale Ale. Intensywność zapachu owoców tropikalnych była na naprawdę wzorcowym poziomie. W smaku tak jak być powinno przy APA – rześko, z umiarkowaną goryczką, z tylko delikatnie zaznaczoną słodową podbudową. Chciałem tym piwem zacząć dzień trzeci (a zwykłem zaczynać dzień od pszenicy), jednak piwa już nie było. Znaczy Poznaniacy wiedzą co dobre O dyniowych piwach wypowiadałem się kilkukrotnie, irytuje mnie w nich zbyt duża ilość przypraw. Kingpin obiecywał, że przypraw w jego pumpkinie o nazwie Muerto nie będzie. Będzie za to rokitnik zwany też rosyjskim ananasem, który miał wprowadzić do piwa lekką kwaskowość. No i owszem, kwaskowość była. Była też zauważalna goryczka, dobra treściwość i kandyzowany syrop belgijski obecny zarówno w posmaku jak i aromacie. Szkoda tylko że w zapachu pałętała się i siarka, która zdecydowanie obniżyła przyjemność degustacji. Po takiej ciekawostce skusiłem się, rzec by można, na klasykę czyli AIPA w wykonaniu Ciechana. Wiele powiedziano o pierwowzorze tego piwa czyli Grand Prix i sprawie z Czesławem Dziełakiem ale to nie miejsce by do tego wracać. Teraz to piwo powróciło i wypadło…średnio. Owszem, początkowo w zapachu jest przyjemnie i znajome cytrusowe akcenty ładnie się uwalniają. Jednak od połowy wyczuwalny jest rozpuszczalnikowo-acetonowy motyw. W smaku goryczka wyrazista ale o lekko zalegającym, garbnikowym charakterze. Podobnie jak w zapachu, tu też w pewnym momencie pojawia się alkohol. Za to na plus była cena – 7 pln za pół litra. I tak ma być w przypadku browarów „regionalnych” – cena przyjazna ale jakość do niej adekwatna (choć wszyscy byśmy chcieli, by jakość była jak najwyższa). Kolejnym piwem był Ares z Olimpu. Olimp ma ostatnio u mnie niezłą passę – solidna Hera, ciekawy Charon, bardzo przyjemny i nowatorski Eris. Ares miał być red ejlem chmielonym polskimi Iungą i Sybillą. Lekko karmelowy zapach, smak łagodny wskutek niskiego wysycenia, obecne ciasteczkowo-biszkoptowe akcenty. Jak na red ejla w porządku, szkoda tylko że chmiel całkowicie niezauważalny. Nadszedł czas na piwa ciemne. Na pierwszy ogień poszła Kawka z Widawy w wersji Coffee Milk Stout. Od pierwszego niucha wyczuwalna była laktoza dopełniona czekoladą. W smaku podobnie, mocno laktozowo, a może nawet i słodko. Przydałoby się trochę więcej kawy. Ten niedosyt zrekompensował mi Bebok z Kraftwerku w tym samym stylu Coffee Milk Stout. Tutaj aromat mielonej kawy był zdecydowany, a w miarę ogrzewania pojawiała się laktoza uzupełniona jeszcze palonością. W smaku extra treściwe, mocno kawowe z wyczuwalną delikatną kwaskowością znikającą wraz ze wzrostem temperatury piwa. Bardzo udany debiut! Ostatnim piwem wypitym na terenie Targów w piątek było Gacie po Tacie z Podgórza. Wyraziście wędzone, nie pozostawiało niedosytu odnośnie tego aspektu w tym wędzonym stoucie. Po zamknięciu Targów udaliśmy się na aftera do Setki. Tam spróbowałem z kolei Angielski Hydrant z Chmielarium, który był jedyną krajową nowością dostępną na kranie. To poprawne ESB, a że nie przepadam za tym stylem to i żadnych notatek nie zrobiłem. Tu warto zaznaczyć, że drugie piwo z Chmielarium spróbowane w niedzielę czyli Orzechowe Szaleństwo niestety jest wadliwe (siarka plus kwasek). Wiem, że Przemek Domagalski robi dobre piwa i wpadkę poczytuję specyfice browaru Zodiak. Drugiego dnia przyszła pora na piwa mocniejsze. Zacząłem oczywiście pszenicą (z piotrkowskiego Olbrachta), po czym wziąłem się za Wujka Vettisa z Podgórza. Okazało się, że skrót BIPA na etykiecie nie oznacza Black IPA ale Belgian IPA. W to mi graj! Piwo zauroczyło mnie swoim kompleksowym smakiem w którym goryczka idealnie współgrała z pikantno-pieprzowym charakterem. Znajomi sensorycy/sędziowie piwni co prawda kręcili nosem na aldehyd octowy (zielone jabłko/farba emulsyjna) obecny w aromacie ale to jest właśnie ta różnica między nami, bo mi to piwo bardzo zasmakowało. Następny był Funky Rye z Artezana. Bardzo sobie cenię artezanowe piwa z drożdżami odmiany Brettanomyces, a Funky Brett oraz Funky IPA uzyskały tytuł Debiutu miesiąca w maju oraz wrześniu tego roku. Nowy Funky okazał się najbardziej „brettowym” piwem tej serii. Dominujące motywy stajni i zagrody występowały tu jednak z całkiem wyrazistą owocowością. Na uwagę zasługiwała solidna treściwość pochodząca od żyta. Aż trudno było uwierzyć, że to piwo ma tylko 11° Blg! Po Artezanie przyszedł czas na nowego Birbanta czyli Imperial Red AIPA. W ferworze zapowiedzi piwnych nowości ubzdurało mi się, że to ma być Imperialne Red Ale. I dla takiego piwa byłoby tu wszystko w porządku – lekko karmelowy aromat, wyrazisty słodowy, pełny smak, dobrze ukryta moc. Tyle że później okazało się, że to miała być AIPA. No cóż, chmielu brakło…Następnym było piwo, na które ostrzyłem sobie zęby od dawna. Tak, to nie nowość ale na festiwalu w Warszawie już się na nie nie załapałem. Oto pierwszy polski sour ale czyli John Sour z AleBrowaru! O wersji wiśniowej należy jak najszybciej zapomnieć natomiast wersja czysta od razu urzekała swoim rewelacyjnie rześkim, kwaśnym aromatem. Aż szkoda, że podobnej intensywności kwasku nie udało się osiągnąć w smaku ale pod tym względem jestem ekstremistą – sourheadem! Bardzo dobre piwo, rewelacyjnie orzeźwiające i wprost idealne jako przerywnik pomiędzy kolejnymi degustacjami. Mój postulat brzmi – polski sour ale ma być na każdym piwnym festiwalu! Po takim orzeźwieniu można było już się zmierzyć z wyzwaniem, jakie rzuciła Pracownia Piwa. Ballingi nowości w postaci 18° i 25° to nie żarty. Żytnia imperialna IPA o nazwie 200! wprost porażała relacją ekstrakt/rześkość. Jak można zrobić tak rześkie, doskonale pijalne piwo przy tak wysokim ekstrakcie? Rewelacja. Bonusem była specyficzna fenolowa pikantność, jednak Tomek Rogaczewski powiedział, że ten posmak wnoszony jest przez obecność żytniego słodu w zasypie. Tak czy inaczej, świetne piwo. Następne na ladę wjechało piwo wyjątkowe, przygotowane i dostępne wyłącznie na Targach, mianowicie 100! z Kawą. Kawa została dodana tu do beczek w postaci pełnych ziaren. Efekt? Cudowny aromat świeżo zaparzonej w ciśnieniowym ekspresie kawy. Do tego znów wspaniała pijalność. Dla mnie ekstra! Przed wejściem na ekstremalny poziom ekstraktu spróbowaliśmy przedpremierowo nowej wersji Robust Portera od Birbantów o podrasowanym ekstrakcie 18,1° Blg. Wielce się cieszę, że to piwo wróciło, bo mam z nim związane dobre wspomnienia jeszcze z czasów warzenia w Hauście. Wersja z Witnicy nie była tym czego oczekiwałem i cieszę się, że tym razem wszystko grało, zapowiada się naprawdę dobre piwo! W końcu przyszła pora na najmocniejsze piwo wieczoru czyli Wheat Wine Hey Now. Dla mnie ostateczną granicą akceptacji było Double Hey Now, kolejny Tripel był już za słodki. Wersję poczwórną określić można jednym słowem: słoooodkie. Po dwóch łykach zapadła decyzja o rżnięciu, a że piwo to mogło nakryć swym profilem każde inne, padła propozycja przelotu przez wszystkie krany. Przy 14 kranie skończyło mi się miejsce w szkle, powstało więc 14-krotnie rżnięte piwo festiwalowe Pracowni. Było trochę mniej słodkie Ostatnim akcentem dnia drugiego było piwo Josefika, które spróbowałem na afterze w jego nowo otwartym lokalu „Dom Piwa”. Absolutnie perfekcyjne, wspaniale orzeźwiające połączenie drożdży Brettanomyces z amerykańskimi odmianami chmielu. Otrzymałem to piwo również w wersji butelkowej do domowej degustacji i mam nadzieję, że dorówna ono temu serwowanemu z beczki. Czas na dzień trzeci, ostatni. Tutaj spróbowaną nowością był Oficer Crabtree z Gzuba. Ciekawostką w tym piwie było użycie francuskiej odmiany chmielu o nazwie Strisselspalt. Chmielowego charakteru było tu jednak mało, to bardziej sesyjny belgijski ejl z lekkim słodkawym posmakiem. Prawdziwą rewelacją okazała się jednak najnowsza wersja Piknika z Dzikiem, piwa, które zdobyło tytuł Debiutu miesiąca w czerwcu. Teraz było jeszcze bardziej „saisonowe”, jeszcze bardziej treściwe. Aromat pomarańczy i specyficznej przyprawowości pochodzącej z belgijskich drożdży, a w smaku świetnie połączona goryczka amerykańskich odmian chmielu z „saisonową” pikantnością. Świetne piwo! Jakie piwo zasłużyło zatem na miano piwa festiwalu? Na szczęście takiego nie było z prostego powodu – takich piw było kilka A zatem wymieńmy te, które zrobiły na mnie największe wrażenie w kolejności alfabetycznej: 100! z Kawą (Pracownia Piwa), 200! (Pracownia Piwa), Bebok (Kraftwerk), John Sour (AleBrowar), Piknik z Dzikiem (Gzub), Wujek Vettis (Podgórz) oraz specjalne wyróżnienie dla piwa Josefika. Dziękuję wszystkim, z którymi miałem okazję porozmawiać przy degustacji wszystkich opisanych tu piw, w szczególności piwowarom. Do zobaczenia na kolejnym festiwalu! Wyświetl pełny artykuł