Skocz do zawartości

Pierre Celis

Members
  • Postów

    4 626
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    6

Treść opublikowana przez Pierre Celis

  1. Piwo na cześć św. Idziego, a właściwie na cześć katedry [...] Wyświetl pełny artykuł
  2. Co prawda polski rynek piwa w ostatnim okresie czasu zmienia się w pozytywnym tego słowa znaczeniu, ale jeszcze nie na tyle abym mógł odnotować masowe przypadki powstawania browarów na dalekiej prowincji. Co prawda istnieją już browary na prowincji, m.in. w Kujankach, w Wojkówce czy w Uhercach Mineralnych, ale są to nadal wyjątki potwierdzające regułę. A szkoda, bo chyba nie ma nic piękniejszego od degustacji piwa w przepięknych okolicznościach przyrody. Na całe szczęście w RPA taki stan rzeczy byłby nie do pomyślenia. W ostatnich latach w tym kraju można obserwować wyraźny trend powstawania browarów na dalekiej prowincji. To cieszy, tym bardziej że mobilizuje to piwnych turystów do odkrywania nieznanych ziem tego fascynującego kraju. Takim oto browarem, który działa z dala od głównych szlaków komunikacyjnych jest browar Dieks’ Bru z osady De Rust, położonej w krainie Klein Karoo. Niebywałe że właśnie tam, na tym półpustynnym pustkowiu, gdzie szybciej napotkamy strusia niż człowieka, został założony ten oto browar. Prawdę mówiąc nie wiem co kierowało emerytowanego metalurga pochodzącego z Hamburga, w założeniu we wrześniu 2012 roku na tym pustkowiu browaru? Nie dość, że działa on na totalnym bezludziu, to na dodatek zdobył się na odwagę i wybudował od postaw budynek, gdzie znajduje się wspomniany browar. Mało tego cały sprzęt wraz z chłodnią to również jego dzieło. Wyjątkiem są jedynie fermentatory, pochodzące z rynku wtórnego. Powracając do samego browaru. Warzelnia o wybiciu 250 litrów w chwili obecnej użytkowana jest średnio raz na tydzień. Aktualnie browar oferuje swoim klientom dwa gatunki piwa. Są nimi Red Ale (5,0% alk.) oraz American Blond Ale (3,5% alk.). Zdecydowana większość produkcji jest rozlewana do butelek, które są następnie dystrybuowane do okolicznych zajazdów i sklepów. Zdecydowanie wybijającym się piwem okazał się Blond Ale. Charakteryzował się zbożowym smaczkiem oraz owocowym aromatem. Wyjątkowo przyjemne w odbiorze piwo. . . . . Wyświetl pełny artykuł
  3. Coffee Milk Stout – sounds good Drugie, po Promet [...] Wyświetl pełny artykuł
  4. schematy walki z obostrzeniami są wszędzie podobne Oglądaliście kiedykolwiek materiały dokumentalne WFDiF dotyczące szlachetnej walki komunistów, ramieniem wykonawczym w postaci MO, z elementem reakcyjnym i wrażym ideologicznie jakim byli bimbrownicy? Jeżeli odpowiedź jest twierdząca to przypuszczam, że przeglądając te zdjęcia jest szansa, że się ubawicie. Wiadomo, że taki bimbrownik to szatan w ludzkiej skórze, wywrotowiec, nie pojmujący logiki wprowadzenia prohibicji. Normalnie Jakub Wędrowycz. A są rejony w naszym pięknym kraju przednią księżycówką słynące. Wracając do meritum. Jak widać na załączonych obrazkach metody walki z władzą wszędzie są takie same. Oraz władzy z niepokornymi obywatelami. Swoją drogą kwestia prohibicji w Belgii jest dosyć zabawna, w jednej z najbardziej znanych knajp piwnych Het Hemelrijk w Hasselt na 500 marek piwa (nie sprawdzałem, wierzę na słowo) piw o zawartości mniej niż 6-7% alkoholu było mniej niż 10. Wyświetl pełny artykuł
  5. Kolejne Q&A, tym razem odpowiadam na pytania zadane [...] Wyświetl pełny artykuł
  6. Jak wyglądałby dzisiaj polski rynek piwa, gdyby nie powstałby przed prawie dwoma laty browar Artezan?! Podobnie ma się rzecz z piwowarską sceną w RPA. Co by było, gdyby kilkuosobowa grupa zapaleńców nie założyłaby przed laty dwóch browarów, które ukierunkowały gusta tamtejszych piwoszy? Mogłoby być różnie. Dziś o jednym z nich. Browar „Triggerfish Brewing” powstał w 2007 roku, teoretycznie u brzegu oceanu Atlantyckiego, w miejscowości Somerset West. Czemu teoretycznie? Albowiem odległość browaru od centrum miasteczka jest całkiem spora. Na domiar tego, znajduje się on…zamkniętej strefie przemysłowej, która jest zabezpieczana przez uzbrojonych strażników, zasieki oraz płot pod napięciem. Prawda, że brzmi elektryzująco! Co prawda spotkałem już kilka tak chronionych browarów, ale były to browary przemysłowe. Ten akurat uchodził za brewpub! Dłuższy czas się zastanawiałem kto i w jaki sposób można dostać się tam. Specjalne przepustki? Pozwolenia? Nic z tego! Wystarczyło powiedzieć strażnikom, że zamierza się odwiedzić browar i droga wolna. Hmm, w takim razie po co cała ta szopka z tymi zabezpieczeniami? Nie wiem i w sumie już to zagadnienie mnie nie interesuje. Mimo, że samo w sobie przekroczenie bramy jest ekscytujące, to poszukiwania browaru na samym terenie to kolejny fascynujący rozdział. Kilkunastohektarowy teren, z chaotycznie rozrzuconymi budynkami nie ułatwiają zadania w odszukaniu browaru. Na domiar złego, w godzinach popołudniowych na tym terenie trudno natrafić na żywą istotę. Pozostaje szczegółowe skanowanie terenu i wypatrywanie małego, ceglanego domku z bramą z wymalowanym logiem browaru. W końcu po kilkunastu minutach poszukiwań, na skraju kompleksu ukazał się nam mały nie pozorny budynek, który jak się później okazało jest pozostałością po fabryce…dynamitu. Całość zabudowań została podzielona przez browar na dwie części. Pierwsza część przeznaczona została na część gastronomiczną. Składa się ona z niepozornego baru i dwóch sal, które są przeznaczone dla gości lokalu. Druga część, która zdecydowanie nas bardziej interesowała, składała się albowiem z instalacji warzelnej browaru. Jakie nasze było zdziwienie, gdy naszym oczom ukazała się warzelnia o wybiciu 5,5 hektolitrów. Wyjątkowo mało jak na browar, który znaczną ilość swojego piwa butelkuje i wysyła do specjalistycznych knajp rozsianych po całych kraju. Mało tego, browar ten, jak żaden inny w tym kraju, oferuje swoim klientom w trybie ciągłym ponad dziesięć gatunków piwa! Niewiarygodne. Mało nie spadliśmy z barowych stołków, gdy ujrzeliśmy tablicę z oferowanymi tego dnia piwami. Czego tam nie było? Był miedzy innymi Blond Ale (4,2%), amerykańska IPA (6,2% alk.), południowoafrykańska IPA (5,5% alk), APA (5,0% alk), niemiecki pilzner (4,4% alk), germańska pszenica (4,4% alk), kawowo-owsiany stout (6,0% alk) czy też Red Ale (5,2% alk). Istny obłęd! Najgorsze było to, że wszystkie te piwa były niewiarygodnie smaczne. Nie chciałbym, żadnego z tych piw faworyzować, ale gdybym musiał wybierać postawiłbym na południowoafrykańską IPę i słodkiego stouta. Genialne!!! Musicie spróbować!!! . . . . Od lewej: APA, AIPA, Coffee Stout, English Ale . Od lewej: Stout, SA IPA, Red Ale, Blonde Ale . Pub Wyświetl pełny artykuł
  7. Czy Szwedzi potrafią dochmielić? Piwo z browaru kontrak [...] Wyświetl pełny artykuł
  8. Kojarzycie cebulaki, czy też cebularze? Kawałek pieczyw […] Wyświetl pełny artykuł
  9. dwie recenzje na szybko W ramach lekkiej odmiany dzisiaj dwie recenzje. Jutro kolejna część cyklu „belgijskiego” (a zapowiada się smakowicie – będzie alkoholizm, bimbrownicy i walka państwa z nielegalnym alkoholem), dzisiaj natomiast nieplanowana recenzja dwóch piw z Bieszczadzkiej Wytwórni Piwa – Ursa Maior, które zalegały mi w lodówce łypiąc od czasu do czasu smętnie kapslem. Nieplanowana z tego względu, że ostatnio na cyklu bardzo mało piję. Ale po wizycie u kręgarza (pamiętajcie – sport to zdrowie) stwierdziłem, że być może nierozsądnym będzie robić normalny trening w momencie w którym mam wszystko poprzestawiane w kręgosłupie. Swoją drogą świetna rozrywka, polecam każdemu. W związku z tym odpaliłem obie Ursy. Trochę recenzji już się pojawiło w szerokim przestworze internetów, ciekawe na ile moje będą zbieżne. Ursa Maior Megaloman Piana: Stosunkowo bujna i trwała, drobno pęcherzykowata. Ładnie znaczy szkło. Barwa: Bursztyn, opalizujące. Zapach: Mocno dojrzałe mango, grejpfrut, cytrusy, delikatne żywice. Aromat dosyć stonowany, oparty głównie na tym aromacie mango. W tle lekka słodowość. Smak: Solidna pełnia, niskie wysycenie. Pierwsze akcenty to bardzo mocna słodowość i pełnia, stosunkowo szybko przechodzi w ulotny karmel, cytrusy i owoce tropikalne. Finisz o mocno wyczuwalnej goryczce, bardziej żywicznej niż cytrusowej. Czytałem już różne recenzje tego piwa i odnoszę wrażenie, że albo piłem inny egzemplarz albo mój był przechowywany w lepszych warunkach. Przyjemne, pijalne, sesyjne wręcz piwo. Zupełnie różne od Rowing Jacka czy Ataku Chmielu, ale pod żadnym względem nie jest to wadą. Nie trafiłem żadnych skaz w aromacie czy smaku. Goryczka mogłaby być ewentualnie trochę krótsza, ot i tyle. Ursa Maior Deszcz w Cisnej Piana: Bardzo ładna, trwała, drobno pęcherzykowata, pięknie oblepia szkło. Barwa: Elegancki głęboki mahoń. Klarowne. Zapach: Dominuje aromat dymu i wędzarni. W tle majaczy słód, karmel i nuty ciemnego pieczywa. Po ogrzaniu wychodzą jeszcze czerwone owoce. Smak: Średnie wysycenie i średnia pełnia. Początkowa słodowość i ziarnistość gładko ustępuje miejsca posmakom karmelowym i wędzonym. Finisz aksamitny, gładki, delikatnie goryczkowy i palony. Świetne piwo, bardzo zbalansowane i pijalne. Znowu – czytałem różne recenzje. Tak jak w przypadku Megalomana mój egzemplarz nie posiadał żadnych wad czy to w aromacie czy w smaku. Żałuję, że nie miałem okazji trafić lanego w knajpie. Nie są to jedyne piwa z Ursy, które piłem. Ale cóż, poprzednich nie opisywałem Wolałem się napić na przyjemności. Wyświetl pełny artykuł
  10. Dzisiaj z grubej rury. Co jakiś czas w komentarzach poj [...] Wyświetl pełny artykuł
  11. Jesień w pełni, a to, jak wiadomo, sezon chorobowy. W tym roku padło i na mnie, więc ku mojej rozpaczy, zamiast zapijać się frykasami z mojej piwnicy, jestem zmuszony do sączenia nieco mniej smakowitych napojów. Z drugiej jednak strony, jako zwolennik homeopatycznego leczenia przypadków klasycznego przeziębienia, odrzucam reklamowane teraz na każdym kroku chemiczne specyfiki i […] Wyświetl pełny artykuł
  12. Szkockie Ale z… kolendrą Drugie po Traquair House [...] Wyświetl pełny artykuł
  13. RPA, jaki jest? Wielu osobom kojarzy się on z czarnym lądem i wysoką przestępczością, ale w rzeczywistości te tylko stereotypy, które więcej przynoszą szkody niż pożytku. Jak jest w rzeczywistości? Odrobinę inaczej. To przede wszystkim kraj cudownych krajobrazów, genialnej kuchni oraz…co może wydać się zaskakujące, doskonałych piw! Gdy rozpoczynałem planowanie podróży do Afryki Południowej, kraj ten, wydawał mi się zdominowany przez znany i w naszym kraju piwowarski koncern SAB, który podobnie jak i w naszej ojczyźnie, produkuje bezduszne eurolagery. Na całe szczęście z czasem moja wiedza rozszerzyła się o inne podmioty, które jak się okazało na miejscu, z powodzeniem uszczęśliwiają miejscowych piwoszy swoimi wyrobami. Mam nadzieję, że z końcem zimy przedstawię wam wszystkie 26 browarów, jakie odwiedziłem na mojej trasie po prowincji zachodnio-przylądkowej w RPA. Dziś pierwsza odsłona nowego cyklu podróżniczego. Długo się zastanawiałem, jaki browar ma zapoczątkować obecność RPA na blogu. Czy ma być to browar ikona, a może rzemieślnik, który ciągle eksperymentuje z nowymi gatunkami? Zdecydowałem się jednak na inny typ browaru. Na browar…. o tym poniżej. Overgberg, rolniczy zakątek prowincji zachodnio-przylądkowej, wciśnięty między atrakcyjnie tereny górzystego Garden Route i oceanicznego wybrzeża. Mimo, że nie znajdziemy tutaj zapierających w dech piersiach pejzaży, miłośnik dobrego jedzenia i picia znajdzie tutaj dla siebie mały raj. Jest nim bez wątpienia niewielka miejscowość Napier. Właśnie tam, w 2007 roku na skraju miasta powstał browar, który nie jako jeden z pierwszych browarów zapoczątkował piwną transformację, jaka obecnie przetacza się przez ten kraj. Niewielka produkcja browaru oraz określenie „najdalej wysunięty na południe browar w Afryce”, spowodował, że piwa z tego browaru stały się obiektem pożądania dla wielu piwoszy z tego kraju. Mimo, że w chwili obecnej browar Fraser’s Golly ze Struis Bay (o nim w osobnym wpisie), zdetronizował go z określenia „najdalej…”, browar nadal nie ma problemu ze zbytem swojego piwa. Powody są chyba dwa. Jeden to bez wątpienia skala produkcji, dwie warki tygodniowo, która każda liczy sobie…250 litrów. Dwa, to że ich piwa są nad wyraz smakowite. W chwili obecnej oferta browaru skupia się na trzech gatunkach, które są warzone rotacyjnie, zgodnie z porami roku. Wyjątkiem jest jedynie Ale (4,5% alk.) warzony przez cały rok. Piwem produkowanym w sezonie wiosenno-letnim jest jasny lager (4,5% alk), natomiast w sezonie jesienno-zimowym jest Stout (4,5% alk). Nam na całe szczęście udało się skosztować wszystkich trzech gatunków produkowanych w Napier. O dziwo, wszystkie te trzy piwa wzbudziły mój entuzjazm. Lager, charakteryzował się wyjątkowo wysoką goryczką i zbożową treścią. Ale charakteryzował się aromatem złożonym z przypalanego karmelu i owoców (jabłka) i smakiem składającym się ze słodkawych akcentów zbożowo-owocowych. Istną wisienką na torcie, był w moim odczuciu Stout. Wytrwany, palony a jednocześnie jedwabiście gładki. Tak dobrego stoutu już dawno nie piłem. Szkoda, że do kraju przywiozłem tak mało tego piwa. Będzie mi jego brakowało. . . . . . . Wyświetl pełny artykuł
  14. z wizytą w przybytku alkoholowej historii I to nie byle jakim, bo Narodowym Muzem Jeneveru. Jeżeli trunek zasługuje nie tylko na muzeum, ale wręcz na status narodowego to już wiadomo, że będzie stała za tym ciekawa historia. I to łącząca się z piwem. Sam jenever nie jest popularny w naszym pięknym kraju. W sumie trudno się dziwić, gin jednak okazał się większym sukcesem komercyjnym. Szczególnie w przypadku drinków. Większość ziołówek to już zdecydowanie smaki nabyte i nie każdy jest w stanie je zdzierżyć. Produkcja ograniczona jest tradycyjnie do Holandii, Belgii, dwóch francuskich prowincji i dwóch niemieckich landów. Produkt chroniony i takie tam historie. Plus rozszerzenie o wersję „starą” i „młodą”. Brzmi znajomo? Kolejny piwny aspekt – początkowo był to destylat z wina słodowego. Technologia nie była w tym czasie szczególnie dopracowana, w związku z czym „dosmaczany” był różnymi ziołami o charakterze na tyle agresywnym, by móc zagłuszyć wszystkie fuzle i niedoskonałości. I tutaj na scenę wchodzi jałowiec. W końcu zdrowy, a i nie najgorszy smakowo. Tak oto powstał oude jenever. Narodziny wersji jonge były możliwe dzięki dopracowaniu technologii destylacji, dającej już bardzo czysty produkt końcowy. Różnica jest zarówno w użytych surowcach jak i produkcie końcowym. O ile oude jenever powstaje zawsze ze słodu i jest dosyć ciężkim trunkiem, tak jonge nie zawiera więcej niż 15% wina słodowego, a reszta to standard w gorzelnictwie – melasa, niesłodowane ziarno, różne postacie cukru. Co nam to zmienia w smaku? Nie zdarzyło mi się przed wizytą w muzeum pić jenever. Więc wyobraźcie sobie, że ostatnią stacją jest rustykalna knajpa z kilkudziesięcioma markami jałowcówki. Niby od przybytku głowa nie boli. Jonge to praktycznie wódka jałowcowa. Krystalicznie czysty trunek z lekkimi tylko posmakami tej przyprawy. Natomiast, jak zawsze w alkoholowych tematach, zabawa zaczyna się przy wersji starej. Tu już mamy barwę od jasnej aż po pomarańczową czy brunatną. Część producentów leżakuje swoje wyroby w dębowych beczkach. Aromat w zależności od marki będzie się różnił, ale mamy jałowiec, potężną słodowość, słodycz, czasami skórkę pomarańczową, wędzoność czy drewno. Serwowanie w typowym kieliszku likierowym daje pewne pojęcie o tym, czego możemy się spodziewać. Jeszcze ostatnia kwestia piwna na koniec – w końcu to Belgia. Nie ma możliwości, żeby nie pojawiły się zwyczaje związane z jeneverem i piwem. Jasny lager stał się swoistą popitką do najmocniejszych wersji jeneveru i dobrali do tego piękne nazwy: „strzał z dyńki” oraz (bardziej nam już znane w edycji zgermanizowanej) „łódź podwodna”. Niby miało być mało tekstu i dużo zdjęć, ale będzie dzisiaj więcej tekstu i dużo zdjęć. Temat przyjemny to i trochę napisać można. Jeżeli nie boicie się ziołówek, a Jagermeister wchodzi jak cola – przy najbliższej wizycie w jeneverowych okolicach warto ściągnąć sobie butelkę. Natomiast jeżeli będziecie w Hasselt to polecam udanie się do Nationaal Jenevermuseum na Witte Nonnenstraat 19, autentycznie warto. Wyświetl pełny artykuł
  15. Żywa legenda? Browar Traquair House miałem okazję zwied [...] Wyświetl pełny artykuł
  16. Czyli „trochu kultury”. Wszyscy, których wk [...] Wyświetl pełny artykuł
  17. pierwsza partia obiecanych zdjęć W zeszłym tygodniu zapowiedziałem na fanpejdżu opublikowanie zdjęć z kwietniowego wyjazdu do Belgii. Niezłe przesunięcie w czasie, ale cóż. Zanim na moim zasłużonym (i wysłużonym) laptopie Toshiby z 2008 roku obrobiłbym prawie 300 zdjęć to albo ja albo on by wybuchł. Ewentualnie ucierpiałaby ściana albo okno. Szczęśliwie drogą kupna wszedłem w posiadanie całkiem mocarnego Acera Aspire i coś co zajmowało mi wcześniej beznadziejnie dużo czasu robi się teraz łatwo, miło i szybko. Przy okazji tego wpisu zreflektowałem się, że nie wrzuciłem recenzji trzech piw, które z browaru Wilderen przywieźliśmy: Goud, Tripel oraz Kriek. Jeżeli nie znajdę notatek (bo wiem, że gdzieś powinny być) to szczęśliwie jeszcze chyba mam po jednej butelce tych smakołyków w piwniczce. Zgodnie z założeniami tego cyklu „mało tekstu, dużo zdjęć” napiszę jeszcze tylko, że historia samego browaru sięga XVII wieku. I jeżeli kiedyś najdzie mnie na otworzenie własnego przybytku piwnej twórczości to będzie to dokładnie taki koncept. Fajna, kompaktowa warzelnia, do tego od razu destylacja różnych ciekawych trunków w tym i tradycyjny Jenever (o tym konkretnym destylacie będzie osobna część), całkiem spora knajpa w stylu rustykalnym, ser z chmielem. Żyć nie umierać. Po więcej informacji o browarze zapraszam na jego stronę, a wszystkich lubiących nowe i stare sprzęty zapraszam do galerii. A i jeszcze jedno. Ponoć cały interes został zamknięty w ’39 i tak sobie stał do czasu aż aktualny właściciel go nabył. Uwielbiam takie historie. Wyświetl pełny artykuł
  18. Dry Stout czyli najsłabiej chmielone piwo Kopyra&Wi [...] Wyświetl pełny artykuł
  19. Czy Imperial Porter różni się czymś od RISa? Wczoraj by [...] Wyświetl pełny artykuł
  20. RIS z kakao, chilli i solą morską. Na koniec Dnia Stout [...] Wyświetl pełny artykuł
  21. RIS z węgierskiego kraftu Piwo, które podobnie jak Tuck [...] Wyświetl pełny artykuł
  22. Wersja produkcyjna, bo bez leżakowania w beczce. Pierws [...] Wyświetl pełny artykuł
  23. kolejna okazja do wypicia czarnego złota W zasadzie nie będę kombinował i wypisywał rzeczy, które napisałem już wcześniej. Ani to będzie świeże ani wybitne. Wielokrotnie wspominałem, że stouty są moim ulubionym gatunkiem piwa i nie sądzę, aby cokolwiek w tej materii się zmieniło kiedykolwiek. Dlatego też mój prywatny skład obfituje w różnych przedstawicieli. A czyż nie ma lepszej okazji niż IRS (oraz oczywiście Św. Patryka) na odkapslowanie kilku butelek? Dzisiaj o tyle niestandardowo, że poza zwykłymi recenzjami będzie jedna porównująca wersję Nitro ze zwykłą. Czy piwa będą się aż tak różniły? Jeżeli tak jak ja ciągle szukacie nowych, coraz to ciekawszych stoutów, zapraszam do degustacji. Dark Star Brewing Espresso Piana: Średnio bujna, beżowa, zbudowana z drobnych pęcherzyków. Barwa: Czarne, nieprzejrzyste. Zapach: Świeżo zmielone ziarna kawy, czekolada, podbudowane sporą ilością aromatów palonych. W tle majaczy także delikatna wanilia. Smak: Pierwszy łyk ujawnia cały balans tego piwa. Mimo, że jest bardzo lekkie to cieszy nas feerią ciemnych aromatów. Praktycznie od razu wchodzą posmaki kawowe i czekoladowe, podbudowane delikatną słodowością. Znaduje się po wytrawniejszej stronie stoutów i to ewidentnie czuć. Finisz goryczkowy, mocno palony, ale nie męczący. Cholernie dobre i sesyjne piwo. Zanim się zorientowałem pokal pokazał dno. Jeżeli beczkują swoje piwo to bardzo bym chciał je zobaczyć na kranie (bądź pompie) w jednym z warszawskich multitapów. Titanic Brewery Titanic Stout Piana: Wyjątkowo bujna, o bardzo dobrej strukturze, brązowa. Barwa: Kruczoczarne, jak na stouta przystało. Zapach: Słodowość, ziarno, estry owocowe, angielskie chmiele, całość zwieńczona nutami palonymi. Jest to dokładnie taki aromat jaki spodziewałbym się po prawilnym angielskim stoutcie bez szaleństw. Ot piwo do wypicia po pracy w pubie. Smak: Bardzo słodowe, pełne. Średnie wysycenie. Pierwsze nuty to świetna słodowość, pełnia, lekkie posmaki ziarniste. Następnie pojawiają się delikatne aromaty karmelu, które dosyć szybko przechodzą w smaki palone i zadziwiającą jak ja takie piwo goryczkę. Goryczka jest tutaj rzeczywiście solidna szczególnie, że połączona z paloności i chmielu. Przyjemnie kontrastuje z pełnią. Deliktnie kwaskowate. Ciekawe jest połączenie słodowości, goryczki i kwaskowatości. Bardzo przyjemny bukiet, w sam raz do posiedzenia przy paru pintach. Buxton Brewery Rednik Stout Piana: Gdyby nie magiczna sztuczka byłaby na żenującym poziomie. Po zaimprowizowaniu fizyka zagrała tak jak powinna i stworzyła się piana praktycznie azotowa. Całkiem trwała i o ładnej konsystencji, ale górną partię musiałem dwa razy ściąć. Barwa: Nie ma zaskoczenia. Zapach: Słodowość, nuty miodowe i waniliowe, estry owocowe i lekka paloność. Dosyć słodki zapach. Czekolada, likier, lekka kawa. Smak: Bardzo delikatne piwo o niskim wysyceniu. Delikatna słodowość, następnie nuty mlecznej czekolady, toffee, przechodzą w paloność i ulotną goryczkę. Ot takie do wypicia i zapomnienia. Titanic był znacznie bardziej sesyjny i przyjemny. AleBrowar Smoky Joe Piana: Piękna, o idealnej strukturze, bardzo trwała, można na niej położyć zapałkę czy co tam kto woli i chce. Barwa: I znowu, nic nowego. Zapach: Po zwiększeniu udziału słodu wędzonego torfem na pierwszym planie zdecydowanie brylują nuty z tym związane: spalona izolacja elektryczna, stary telewizor kineskopowy ot takie tam. Nikt kto nie lubi szkockich rudych pędzonych na myszach z Islay nie zrozumie mojego uwielbienia do tego aromatu. Laphroaig i Ardbeg, w zasadzie nie muszę nic dodawać do tych dwóch nazw. Smak: Bardzo aksamitne piwo. Średnie wysycenie idealnie współgra z aromatem. Solidna porcja słodowości szybko przechodzi w nuty karmelowe, gorzką czekoladę i palone. Finisz palony i solidnie okraszony fenolami z wędzenia. Lekka kwasowość podbija sesyjność tego piwa. Jest to jedno z moich ulubionych piw. O tyle szczęśliwie się składa, że zawsze w Kufle i Kapsle ląduje na pompie co dodatkowo zwiększa przyjemność płynącą z raczenia się. Dla mnie piwo roku. Rogue Chocolate Stout Piana: Piękna, drobno pęcherzykowata, brązowa, bujna, bardzo trwała. Oblepia szkło. Barwa: Czarność, nieprzejrzyste. Zapach: Pachnie tylko i wyłącznie czekoladą, w zasadzie to ciastem czekoladowym. W tle trochę estrów i palonych aromatów. Smak: Średnie wysycenie. Słodowość od razu przechodzi w nuty czekolady i praktycznie tylko takie. Finisz cierpki, goryczkowy i palony. Bardzo jednowymiarowe piwo, co nie oznacza, że niedobre. Ma być czekoladowym stoutem i takim niewątpliwie jest. Bardziej wytrawne i jednowymiarowe niż Young’s, ale pewnie jeszcze kiedyś kupię. To teraz rozrywka na zasadzie „prawda to czy li marketing?”. Czy rzeczywiście wysycenie azotem piwa butelkowego aż tak bardzo zmienia wrażenia? Left Hand Brewing Milk Stout Nitro Piana: Azotowa, piękna, wybitnie drobno pęcherzykowata. Trwała, ciemno kremowa. Barwa: Przebija przy dnie na ciemną wiśnię. Zapach: Wanilia, ciemne słody, lekka słodycz i paloność, mleczność. Bardzo czysty, co nie oznacza, że jest sterylny. Smak: Charakterystyczna aksamitność dla stoutów pędzonych azotem. Pierwszy akcent to pełnia, słodycz i bardzo przyjemny posmak jasnych słodów. Następnie zaczyna grać wspomniana w zapachu mleczność wraz z palonymi i karmelowymi nutami. Finisz aksamitny, mleczy z palonym podszyciem. Fajne, bogate piwo. Gdyby było dostępne w rozsądnej cenie (za cholerę nie pamiętam ile mnie ta butelka kosztowała) z przyjemnością bym się nim często raczył. Szczególnie, że z wiekiem coraz bardziej przekonują się do mniejszych butelek. To piwo już opisywałem na Piwnym Garażu. Ale jedno to opis, a drugie bezpośrednie porównanie, a więc: Left Hand Brewing Milk Stout Piana: Bardziej bujna niż w przypadku azotu, ale o gorszej konstrukcji. Szybciej opada i zostawia cienką warstwę. Znacznie ciemniejsza. Barwa: Przebija przy dnie na ciemną wiśnię. Zapach: Tak samo, wanilia, ciemne słody, słodycz, do tego estry owocowe i trzeba stwierdzić, że zapach jest bardziej agresywny, mniej aksamitny. Co potwierdza dotychczasowe wrażenia z porównywania piw lanych standardowo a tych samych lanych z pompy. Smak: Tak jak w przypadku zapachu, jest bardziej agresywne, bardziej kwaskowate. Pierwsze nuty to średnia pełnia i słody, jest również bardziej palone niż mleczne. Finisz również bardziej palony, ale przy jednocześnie wyczuwanej mleczności. Wersja standardowa jest wyczuwalnie bardziej kwaskowate i wytrawne. Co potwierdza moje tezy o tym jak piwa zmieniają się przy laniu z pompy. I dlaczego nigdy AIPA z takiej pompy nie powinna być lana. I na sam koniec ciężka artyleria z włoskiego Birroficio del Ducato Sally Brown Caffe Barrocco Piana: Średnia, drobno pęcherzykowata, wybitnie oblepia szkło i wolno opada. Barwa: Czarne, nieprzejrzyste. Zapach: Bardzo dobrej jakości kawa i to świeżo zmielona. Nie ma żadnych kwaśnych nut. Do tego gorzka czekolada, ciemne słody, delikatne estry owocowe i wanilia. Bardzo zbalansowany i przyjemny aromat. Smak: Niska pełnia połączona z wytrawnym charakterem i niskim nagazowaniem. Początkowa delikatna słodowość przechodzi w posmaki czekolady, kawy i wanilii. Finisz kawowo-palony. Lekko kwaskowate. Mimo bardzo „premium” butelki (mnie się kojarzą z tymi od octu balsamicznego z Modeny) piwo można uznać za „codzienne”. Zwykłe, przyzwoite, dobrze rozplanowane, ale dupy nie urywa. Spróbować warto, ale nie ma co się spodziewać orgazmu. Verdi Imperial Stout Piana: Piękna, wyjątkowo bujna, brązowa, o świetnej konsystencji. Oblepia i znaczy szkło. Barwa: I tutaj nie ma niczego nowego w tym zestawieniu. Czarna, nieprzejrzyste. Zapach: Czekolada, kawa, palone aromaty, słód, delikatna wanilia, do tego lekkie estry owocowe. Co ciekawe jest mniej intensywny od Sally Brown. Smak: Skoro Imperial Stout to należy spodziewać się solidnej pełni. I tak też jest. Solidna dawka słodowości, następnie czekolada, kawa, wanilia i lukrecja. Finisz palony i lekko pikantny. Ponoć zostały użyte papryczki chili, jeżeli tak to zostało to bardzo przemyślane i zaplanowane. Nie wypalają wszystkiego niczym napalm a fajnie podbijają całość doznań. Nie jest to poziom szczególnie zachwycający. Ot, kolejne dobre, przyzwoite piwo. Ale nie mieści się nawet w pierwszej piątce pitych przeze mnie Imperialnych Stoutów. To by było na tyle w tej części. Następna będzie 17 marca 2014. Natomiast jeżeli masz niedosyt wiedzy o stoutach zapraszam do moich wcześniejszych wpisów na ten temat: Imperialny Stout z kawą i wanilią z Pipeworks Brewing Company Flying Dog, Emelisse i Left Hand International Stout Day 2012 Rogue Oatmeal Stout Thornbridge St. Petersburg Dziadek Mróz z Artezana Stado od Hoppin’ Frog Mooi & Meedogenloos z De Molena PS. Dodatkowo z okazji International Stout Day w Piwodziej.pl zestawy surowców na wszelkie stouty są w promocji Wyświetl pełny artykuł
  24. Imperial Irish Stout z browaru Porterhouse z Dublina. P [...] Wyświetl pełny artykuł
  25. Piwne newsy, a w nich nowe piwa, nowe browary i inne ne [...] Wyświetl pełny artykuł
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.