Skocz do zawartości

Pierre Celis

Members
  • Postów

    4 691
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    7

Treść opublikowana przez Pierre Celis

  1. Jesień w pełni, a to, jak wiadomo, sezon chorobowy. W tym roku padło i na mnie, więc ku mojej rozpaczy, zamiast zapijać się frykasami z mojej piwnicy, jestem zmuszony do sączenia nieco mniej smakowitych napojów. Z drugiej jednak strony, jako zwolennik homeopatycznego leczenia przypadków klasycznego przeziębienia, odrzucam reklamowane teraz na każdym kroku chemiczne specyfiki i […] Wyświetl pełny artykuł
  2. Szkockie Ale z… kolendrą Drugie po Traquair House [...] Wyświetl pełny artykuł
  3. RPA, jaki jest? Wielu osobom kojarzy się on z czarnym lądem i wysoką przestępczością, ale w rzeczywistości te tylko stereotypy, które więcej przynoszą szkody niż pożytku. Jak jest w rzeczywistości? Odrobinę inaczej. To przede wszystkim kraj cudownych krajobrazów, genialnej kuchni oraz…co może wydać się zaskakujące, doskonałych piw! Gdy rozpoczynałem planowanie podróży do Afryki Południowej, kraj ten, wydawał mi się zdominowany przez znany i w naszym kraju piwowarski koncern SAB, który podobnie jak i w naszej ojczyźnie, produkuje bezduszne eurolagery. Na całe szczęście z czasem moja wiedza rozszerzyła się o inne podmioty, które jak się okazało na miejscu, z powodzeniem uszczęśliwiają miejscowych piwoszy swoimi wyrobami. Mam nadzieję, że z końcem zimy przedstawię wam wszystkie 26 browarów, jakie odwiedziłem na mojej trasie po prowincji zachodnio-przylądkowej w RPA. Dziś pierwsza odsłona nowego cyklu podróżniczego. Długo się zastanawiałem, jaki browar ma zapoczątkować obecność RPA na blogu. Czy ma być to browar ikona, a może rzemieślnik, który ciągle eksperymentuje z nowymi gatunkami? Zdecydowałem się jednak na inny typ browaru. Na browar…. o tym poniżej. Overgberg, rolniczy zakątek prowincji zachodnio-przylądkowej, wciśnięty między atrakcyjnie tereny górzystego Garden Route i oceanicznego wybrzeża. Mimo, że nie znajdziemy tutaj zapierających w dech piersiach pejzaży, miłośnik dobrego jedzenia i picia znajdzie tutaj dla siebie mały raj. Jest nim bez wątpienia niewielka miejscowość Napier. Właśnie tam, w 2007 roku na skraju miasta powstał browar, który nie jako jeden z pierwszych browarów zapoczątkował piwną transformację, jaka obecnie przetacza się przez ten kraj. Niewielka produkcja browaru oraz określenie „najdalej wysunięty na południe browar w Afryce”, spowodował, że piwa z tego browaru stały się obiektem pożądania dla wielu piwoszy z tego kraju. Mimo, że w chwili obecnej browar Fraser’s Golly ze Struis Bay (o nim w osobnym wpisie), zdetronizował go z określenia „najdalej…”, browar nadal nie ma problemu ze zbytem swojego piwa. Powody są chyba dwa. Jeden to bez wątpienia skala produkcji, dwie warki tygodniowo, która każda liczy sobie…250 litrów. Dwa, to że ich piwa są nad wyraz smakowite. W chwili obecnej oferta browaru skupia się na trzech gatunkach, które są warzone rotacyjnie, zgodnie z porami roku. Wyjątkiem jest jedynie Ale (4,5% alk.) warzony przez cały rok. Piwem produkowanym w sezonie wiosenno-letnim jest jasny lager (4,5% alk), natomiast w sezonie jesienno-zimowym jest Stout (4,5% alk). Nam na całe szczęście udało się skosztować wszystkich trzech gatunków produkowanych w Napier. O dziwo, wszystkie te trzy piwa wzbudziły mój entuzjazm. Lager, charakteryzował się wyjątkowo wysoką goryczką i zbożową treścią. Ale charakteryzował się aromatem złożonym z przypalanego karmelu i owoców (jabłka) i smakiem składającym się ze słodkawych akcentów zbożowo-owocowych. Istną wisienką na torcie, był w moim odczuciu Stout. Wytrwany, palony a jednocześnie jedwabiście gładki. Tak dobrego stoutu już dawno nie piłem. Szkoda, że do kraju przywiozłem tak mało tego piwa. Będzie mi jego brakowało. . . . . . . Wyświetl pełny artykuł
  4. z wizytą w przybytku alkoholowej historii I to nie byle jakim, bo Narodowym Muzem Jeneveru. Jeżeli trunek zasługuje nie tylko na muzeum, ale wręcz na status narodowego to już wiadomo, że będzie stała za tym ciekawa historia. I to łącząca się z piwem. Sam jenever nie jest popularny w naszym pięknym kraju. W sumie trudno się dziwić, gin jednak okazał się większym sukcesem komercyjnym. Szczególnie w przypadku drinków. Większość ziołówek to już zdecydowanie smaki nabyte i nie każdy jest w stanie je zdzierżyć. Produkcja ograniczona jest tradycyjnie do Holandii, Belgii, dwóch francuskich prowincji i dwóch niemieckich landów. Produkt chroniony i takie tam historie. Plus rozszerzenie o wersję „starą” i „młodą”. Brzmi znajomo? Kolejny piwny aspekt – początkowo był to destylat z wina słodowego. Technologia nie była w tym czasie szczególnie dopracowana, w związku z czym „dosmaczany” był różnymi ziołami o charakterze na tyle agresywnym, by móc zagłuszyć wszystkie fuzle i niedoskonałości. I tutaj na scenę wchodzi jałowiec. W końcu zdrowy, a i nie najgorszy smakowo. Tak oto powstał oude jenever. Narodziny wersji jonge były możliwe dzięki dopracowaniu technologii destylacji, dającej już bardzo czysty produkt końcowy. Różnica jest zarówno w użytych surowcach jak i produkcie końcowym. O ile oude jenever powstaje zawsze ze słodu i jest dosyć ciężkim trunkiem, tak jonge nie zawiera więcej niż 15% wina słodowego, a reszta to standard w gorzelnictwie – melasa, niesłodowane ziarno, różne postacie cukru. Co nam to zmienia w smaku? Nie zdarzyło mi się przed wizytą w muzeum pić jenever. Więc wyobraźcie sobie, że ostatnią stacją jest rustykalna knajpa z kilkudziesięcioma markami jałowcówki. Niby od przybytku głowa nie boli. Jonge to praktycznie wódka jałowcowa. Krystalicznie czysty trunek z lekkimi tylko posmakami tej przyprawy. Natomiast, jak zawsze w alkoholowych tematach, zabawa zaczyna się przy wersji starej. Tu już mamy barwę od jasnej aż po pomarańczową czy brunatną. Część producentów leżakuje swoje wyroby w dębowych beczkach. Aromat w zależności od marki będzie się różnił, ale mamy jałowiec, potężną słodowość, słodycz, czasami skórkę pomarańczową, wędzoność czy drewno. Serwowanie w typowym kieliszku likierowym daje pewne pojęcie o tym, czego możemy się spodziewać. Jeszcze ostatnia kwestia piwna na koniec – w końcu to Belgia. Nie ma możliwości, żeby nie pojawiły się zwyczaje związane z jeneverem i piwem. Jasny lager stał się swoistą popitką do najmocniejszych wersji jeneveru i dobrali do tego piękne nazwy: „strzał z dyńki” oraz (bardziej nam już znane w edycji zgermanizowanej) „łódź podwodna”. Niby miało być mało tekstu i dużo zdjęć, ale będzie dzisiaj więcej tekstu i dużo zdjęć. Temat przyjemny to i trochę napisać można. Jeżeli nie boicie się ziołówek, a Jagermeister wchodzi jak cola – przy najbliższej wizycie w jeneverowych okolicach warto ściągnąć sobie butelkę. Natomiast jeżeli będziecie w Hasselt to polecam udanie się do Nationaal Jenevermuseum na Witte Nonnenstraat 19, autentycznie warto. Wyświetl pełny artykuł
  5. Żywa legenda? Browar Traquair House miałem okazję zwied [...] Wyświetl pełny artykuł
  6. Czyli „trochu kultury”. Wszyscy, których wk [...] Wyświetl pełny artykuł
  7. pierwsza partia obiecanych zdjęć W zeszłym tygodniu zapowiedziałem na fanpejdżu opublikowanie zdjęć z kwietniowego wyjazdu do Belgii. Niezłe przesunięcie w czasie, ale cóż. Zanim na moim zasłużonym (i wysłużonym) laptopie Toshiby z 2008 roku obrobiłbym prawie 300 zdjęć to albo ja albo on by wybuchł. Ewentualnie ucierpiałaby ściana albo okno. Szczęśliwie drogą kupna wszedłem w posiadanie całkiem mocarnego Acera Aspire i coś co zajmowało mi wcześniej beznadziejnie dużo czasu robi się teraz łatwo, miło i szybko. Przy okazji tego wpisu zreflektowałem się, że nie wrzuciłem recenzji trzech piw, które z browaru Wilderen przywieźliśmy: Goud, Tripel oraz Kriek. Jeżeli nie znajdę notatek (bo wiem, że gdzieś powinny być) to szczęśliwie jeszcze chyba mam po jednej butelce tych smakołyków w piwniczce. Zgodnie z założeniami tego cyklu „mało tekstu, dużo zdjęć” napiszę jeszcze tylko, że historia samego browaru sięga XVII wieku. I jeżeli kiedyś najdzie mnie na otworzenie własnego przybytku piwnej twórczości to będzie to dokładnie taki koncept. Fajna, kompaktowa warzelnia, do tego od razu destylacja różnych ciekawych trunków w tym i tradycyjny Jenever (o tym konkretnym destylacie będzie osobna część), całkiem spora knajpa w stylu rustykalnym, ser z chmielem. Żyć nie umierać. Po więcej informacji o browarze zapraszam na jego stronę, a wszystkich lubiących nowe i stare sprzęty zapraszam do galerii. A i jeszcze jedno. Ponoć cały interes został zamknięty w ’39 i tak sobie stał do czasu aż aktualny właściciel go nabył. Uwielbiam takie historie. Wyświetl pełny artykuł
  8. Dry Stout czyli najsłabiej chmielone piwo Kopyra&Wi [...] Wyświetl pełny artykuł
  9. Czy Imperial Porter różni się czymś od RISa? Wczoraj by [...] Wyświetl pełny artykuł
  10. RIS z kakao, chilli i solą morską. Na koniec Dnia Stout [...] Wyświetl pełny artykuł
  11. RIS z węgierskiego kraftu Piwo, które podobnie jak Tuck [...] Wyświetl pełny artykuł
  12. Wersja produkcyjna, bo bez leżakowania w beczce. Pierws [...] Wyświetl pełny artykuł
  13. kolejna okazja do wypicia czarnego złota W zasadzie nie będę kombinował i wypisywał rzeczy, które napisałem już wcześniej. Ani to będzie świeże ani wybitne. Wielokrotnie wspominałem, że stouty są moim ulubionym gatunkiem piwa i nie sądzę, aby cokolwiek w tej materii się zmieniło kiedykolwiek. Dlatego też mój prywatny skład obfituje w różnych przedstawicieli. A czyż nie ma lepszej okazji niż IRS (oraz oczywiście Św. Patryka) na odkapslowanie kilku butelek? Dzisiaj o tyle niestandardowo, że poza zwykłymi recenzjami będzie jedna porównująca wersję Nitro ze zwykłą. Czy piwa będą się aż tak różniły? Jeżeli tak jak ja ciągle szukacie nowych, coraz to ciekawszych stoutów, zapraszam do degustacji. Dark Star Brewing Espresso Piana: Średnio bujna, beżowa, zbudowana z drobnych pęcherzyków. Barwa: Czarne, nieprzejrzyste. Zapach: Świeżo zmielone ziarna kawy, czekolada, podbudowane sporą ilością aromatów palonych. W tle majaczy także delikatna wanilia. Smak: Pierwszy łyk ujawnia cały balans tego piwa. Mimo, że jest bardzo lekkie to cieszy nas feerią ciemnych aromatów. Praktycznie od razu wchodzą posmaki kawowe i czekoladowe, podbudowane delikatną słodowością. Znaduje się po wytrawniejszej stronie stoutów i to ewidentnie czuć. Finisz goryczkowy, mocno palony, ale nie męczący. Cholernie dobre i sesyjne piwo. Zanim się zorientowałem pokal pokazał dno. Jeżeli beczkują swoje piwo to bardzo bym chciał je zobaczyć na kranie (bądź pompie) w jednym z warszawskich multitapów. Titanic Brewery Titanic Stout Piana: Wyjątkowo bujna, o bardzo dobrej strukturze, brązowa. Barwa: Kruczoczarne, jak na stouta przystało. Zapach: Słodowość, ziarno, estry owocowe, angielskie chmiele, całość zwieńczona nutami palonymi. Jest to dokładnie taki aromat jaki spodziewałbym się po prawilnym angielskim stoutcie bez szaleństw. Ot piwo do wypicia po pracy w pubie. Smak: Bardzo słodowe, pełne. Średnie wysycenie. Pierwsze nuty to świetna słodowość, pełnia, lekkie posmaki ziarniste. Następnie pojawiają się delikatne aromaty karmelu, które dosyć szybko przechodzą w smaki palone i zadziwiającą jak ja takie piwo goryczkę. Goryczka jest tutaj rzeczywiście solidna szczególnie, że połączona z paloności i chmielu. Przyjemnie kontrastuje z pełnią. Deliktnie kwaskowate. Ciekawe jest połączenie słodowości, goryczki i kwaskowatości. Bardzo przyjemny bukiet, w sam raz do posiedzenia przy paru pintach. Buxton Brewery Rednik Stout Piana: Gdyby nie magiczna sztuczka byłaby na żenującym poziomie. Po zaimprowizowaniu fizyka zagrała tak jak powinna i stworzyła się piana praktycznie azotowa. Całkiem trwała i o ładnej konsystencji, ale górną partię musiałem dwa razy ściąć. Barwa: Nie ma zaskoczenia. Zapach: Słodowość, nuty miodowe i waniliowe, estry owocowe i lekka paloność. Dosyć słodki zapach. Czekolada, likier, lekka kawa. Smak: Bardzo delikatne piwo o niskim wysyceniu. Delikatna słodowość, następnie nuty mlecznej czekolady, toffee, przechodzą w paloność i ulotną goryczkę. Ot takie do wypicia i zapomnienia. Titanic był znacznie bardziej sesyjny i przyjemny. AleBrowar Smoky Joe Piana: Piękna, o idealnej strukturze, bardzo trwała, można na niej położyć zapałkę czy co tam kto woli i chce. Barwa: I znowu, nic nowego. Zapach: Po zwiększeniu udziału słodu wędzonego torfem na pierwszym planie zdecydowanie brylują nuty z tym związane: spalona izolacja elektryczna, stary telewizor kineskopowy ot takie tam. Nikt kto nie lubi szkockich rudych pędzonych na myszach z Islay nie zrozumie mojego uwielbienia do tego aromatu. Laphroaig i Ardbeg, w zasadzie nie muszę nic dodawać do tych dwóch nazw. Smak: Bardzo aksamitne piwo. Średnie wysycenie idealnie współgra z aromatem. Solidna porcja słodowości szybko przechodzi w nuty karmelowe, gorzką czekoladę i palone. Finisz palony i solidnie okraszony fenolami z wędzenia. Lekka kwasowość podbija sesyjność tego piwa. Jest to jedno z moich ulubionych piw. O tyle szczęśliwie się składa, że zawsze w Kufle i Kapsle ląduje na pompie co dodatkowo zwiększa przyjemność płynącą z raczenia się. Dla mnie piwo roku. Rogue Chocolate Stout Piana: Piękna, drobno pęcherzykowata, brązowa, bujna, bardzo trwała. Oblepia szkło. Barwa: Czarność, nieprzejrzyste. Zapach: Pachnie tylko i wyłącznie czekoladą, w zasadzie to ciastem czekoladowym. W tle trochę estrów i palonych aromatów. Smak: Średnie wysycenie. Słodowość od razu przechodzi w nuty czekolady i praktycznie tylko takie. Finisz cierpki, goryczkowy i palony. Bardzo jednowymiarowe piwo, co nie oznacza, że niedobre. Ma być czekoladowym stoutem i takim niewątpliwie jest. Bardziej wytrawne i jednowymiarowe niż Young’s, ale pewnie jeszcze kiedyś kupię. To teraz rozrywka na zasadzie „prawda to czy li marketing?”. Czy rzeczywiście wysycenie azotem piwa butelkowego aż tak bardzo zmienia wrażenia? Left Hand Brewing Milk Stout Nitro Piana: Azotowa, piękna, wybitnie drobno pęcherzykowata. Trwała, ciemno kremowa. Barwa: Przebija przy dnie na ciemną wiśnię. Zapach: Wanilia, ciemne słody, lekka słodycz i paloność, mleczność. Bardzo czysty, co nie oznacza, że jest sterylny. Smak: Charakterystyczna aksamitność dla stoutów pędzonych azotem. Pierwszy akcent to pełnia, słodycz i bardzo przyjemny posmak jasnych słodów. Następnie zaczyna grać wspomniana w zapachu mleczność wraz z palonymi i karmelowymi nutami. Finisz aksamitny, mleczy z palonym podszyciem. Fajne, bogate piwo. Gdyby było dostępne w rozsądnej cenie (za cholerę nie pamiętam ile mnie ta butelka kosztowała) z przyjemnością bym się nim często raczył. Szczególnie, że z wiekiem coraz bardziej przekonują się do mniejszych butelek. To piwo już opisywałem na Piwnym Garażu. Ale jedno to opis, a drugie bezpośrednie porównanie, a więc: Left Hand Brewing Milk Stout Piana: Bardziej bujna niż w przypadku azotu, ale o gorszej konstrukcji. Szybciej opada i zostawia cienką warstwę. Znacznie ciemniejsza. Barwa: Przebija przy dnie na ciemną wiśnię. Zapach: Tak samo, wanilia, ciemne słody, słodycz, do tego estry owocowe i trzeba stwierdzić, że zapach jest bardziej agresywny, mniej aksamitny. Co potwierdza dotychczasowe wrażenia z porównywania piw lanych standardowo a tych samych lanych z pompy. Smak: Tak jak w przypadku zapachu, jest bardziej agresywne, bardziej kwaskowate. Pierwsze nuty to średnia pełnia i słody, jest również bardziej palone niż mleczne. Finisz również bardziej palony, ale przy jednocześnie wyczuwanej mleczności. Wersja standardowa jest wyczuwalnie bardziej kwaskowate i wytrawne. Co potwierdza moje tezy o tym jak piwa zmieniają się przy laniu z pompy. I dlaczego nigdy AIPA z takiej pompy nie powinna być lana. I na sam koniec ciężka artyleria z włoskiego Birroficio del Ducato Sally Brown Caffe Barrocco Piana: Średnia, drobno pęcherzykowata, wybitnie oblepia szkło i wolno opada. Barwa: Czarne, nieprzejrzyste. Zapach: Bardzo dobrej jakości kawa i to świeżo zmielona. Nie ma żadnych kwaśnych nut. Do tego gorzka czekolada, ciemne słody, delikatne estry owocowe i wanilia. Bardzo zbalansowany i przyjemny aromat. Smak: Niska pełnia połączona z wytrawnym charakterem i niskim nagazowaniem. Początkowa delikatna słodowość przechodzi w posmaki czekolady, kawy i wanilii. Finisz kawowo-palony. Lekko kwaskowate. Mimo bardzo „premium” butelki (mnie się kojarzą z tymi od octu balsamicznego z Modeny) piwo można uznać za „codzienne”. Zwykłe, przyzwoite, dobrze rozplanowane, ale dupy nie urywa. Spróbować warto, ale nie ma co się spodziewać orgazmu. Verdi Imperial Stout Piana: Piękna, wyjątkowo bujna, brązowa, o świetnej konsystencji. Oblepia i znaczy szkło. Barwa: I tutaj nie ma niczego nowego w tym zestawieniu. Czarna, nieprzejrzyste. Zapach: Czekolada, kawa, palone aromaty, słód, delikatna wanilia, do tego lekkie estry owocowe. Co ciekawe jest mniej intensywny od Sally Brown. Smak: Skoro Imperial Stout to należy spodziewać się solidnej pełni. I tak też jest. Solidna dawka słodowości, następnie czekolada, kawa, wanilia i lukrecja. Finisz palony i lekko pikantny. Ponoć zostały użyte papryczki chili, jeżeli tak to zostało to bardzo przemyślane i zaplanowane. Nie wypalają wszystkiego niczym napalm a fajnie podbijają całość doznań. Nie jest to poziom szczególnie zachwycający. Ot, kolejne dobre, przyzwoite piwo. Ale nie mieści się nawet w pierwszej piątce pitych przeze mnie Imperialnych Stoutów. To by było na tyle w tej części. Następna będzie 17 marca 2014. Natomiast jeżeli masz niedosyt wiedzy o stoutach zapraszam do moich wcześniejszych wpisów na ten temat: Imperialny Stout z kawą i wanilią z Pipeworks Brewing Company Flying Dog, Emelisse i Left Hand International Stout Day 2012 Rogue Oatmeal Stout Thornbridge St. Petersburg Dziadek Mróz z Artezana Stado od Hoppin’ Frog Mooi & Meedogenloos z De Molena PS. Dodatkowo z okazji International Stout Day w Piwodziej.pl zestawy surowców na wszelkie stouty są w promocji Wyświetl pełny artykuł
  14. Imperial Irish Stout z browaru Porterhouse z Dublina. P [...] Wyświetl pełny artykuł
  15. Piwne newsy, a w nich nowe piwa, nowe browary i inne ne [...] Wyświetl pełny artykuł
  16. Jutro obchodzimy Dzień Stoutu. Większość z was kojarzy stout z Guinnessem i na tym można by zakończyć. Trudno się dziwić, bo Polacy piw ciemnych nie kochają, więc poza irlandzkim przysmakiem nic nie jest w naszym kraju dystrybuowane na szerszą … Czytaj dalej → Post I ♥ Stout pojawił się poraz pierwszy w Piwolog radzi .... Wyświetl pełny artykuł
  17. A płaczą nad wzrastającą (być może) akcyzą i spadającą [...] Wyświetl pełny artykuł
  18. Lubię Absynt, ale od wczoraj, za sprawą sklepu Absynt Alkohole 24h, przy ul. Kochanowskiego w Katowicach, ta nazwa nie kojarzy mi się już tak dobrze. To, że każdego wieczornego klienta traktuje się tam jak potencjalnego przestępcę i każe się mu krzyczeć przez okienko w drzwiach do sprzedawczyni stojącej w środku kilka metrów dalej, jeszcze zrozumiem. Pewnie […] Wyświetl pełny artykuł
  19. Imperial IPA z dodatkiem maliny moroszki. Jeśli zastana [...] Wyświetl pełny artykuł
  20. Piwna archeologia. W powszechnej świadomości to Pinta j [...] Wyświetl pełny artykuł
  21. Bounty – smak raju? To piwo potrafi przestraszyć. [...] Wyświetl pełny artykuł
  22. jak można ciekawie prezentować piwo „Bier ist Tradition, Kultur und Genuss” – piwo to tradycja, kultura i przyjemność. Czyli dokładnie to o czym trąbię na lewo i prawo nawet nie od założenia bloga, ale od tych 5 lat prowadzenia kursów. Strona browaru Duckstein to chyba jedna z najlepszych jakie widziałem po tej stronie Wielkiej Wody. Jest tam wszystko co ma potwierdzać właśnie te trzy najważniejsze przy piwie słowa: tradycja, kultura i przyjemność. W dodatku zaprezentowane w eleganckiej formie. Serce się raduje widząc opisy piw dorównujące tym prezentowanym przez ambitnych winiarzy czy destylatorów. Plus oczywiście zakładka z przepisami. Jest to w sumie temat na osobny wpis. Szczęśliwie rzemieślnicy oraz część browarów regionalnych i koncernowych już załapali, że piwo można zaprezentować w spektakularny sposób. Co do samego piwa, Duckstein wypuszcza do roku specjalną, limitowaną edycję pod szyldem Braukunst. Edycja 2012 to, niestandardowo dla Niemców, Special Ale leżakowane przez 6 miesięcy w beczkach po Sherry. I dostarczane opakowane jak wino na prezent. Robi wrażenie. Duckstein Braukunst gereift in Sherry-Fassern Rocznik 2012 butelka 4235/5000 Piana: Średniobujna, ale za to o pięknej konsystencji. Stosunkowo trwała, opada do cienkiego dywanika, ładnie oblepia szkło. Barwa: Głęboki bursztyn, opalizujące. Zapach: Pierwszy aromat to winna kwasowość, która dosyć szybko ustępuje pola owocowym aromatom wiśni, czereśni i truskawek. Następnie wyczuwalna jest beczka oraz subtelna słodowość i ziarno. W tle majaczą również brzoskwinie oraz morele. Bardzo złożony i charakterystyczny bukiet, kojarzący się bardziej z winami niż piwem. Wszystko jest w idealnych proporcjach. Smak: Ciekawy dualizm winno-piwny. Pierwsze nuty przywodzą na myśl zdecydowanie klimaty win półwytrawnych i właśnie sherry. Specyficzna kwaskowość oraz cierpkość przenosi nas w rejony piw spontanicznej fermentacji i fermentacji mlekowej. Są doskonale wyważone – trwają na tyle długo, by zaznaczyć swoją obecność, ale nie zmęczyć. Następnie pojawia się już zdecydowanie piwna słodowość, nuty karmelowe, orzechowe i owocowe. Finisz delikatnie cierpki, beczkowy, z bardzo efemeryczną goryczką. Nie byłoby obrazą podać to piwo do wykwintnej kolacji w kieliszkach do szampana. Kapitalne, zacne, przemyślane i po prostu porządnie zrobione. Z każdym łykiem zyskuje, ukazuje coś nowego, kolejne poziomy smaku. To cecha najwybitniejszych piw. Wyświetl pełny artykuł
  23. [REKLAMA] W najbliższy piątek 8.11.2013, czyli w Między [...] Wyświetl pełny artykuł
  24. Dzisiaj schodzę trochę na ziemię i napiszę o tym co modne i dostępne dla przeciętnego człowieka. Choć może bardziej dla statystycznego mieszkańca dużego miasta. Na przykładzie Tyskiego postaram się wam wytłumaczyć czym jest piwo z tanka i jak wygląda technologia. … Czytaj dalej → Post Tyskie z tanka pojawił się poraz pierwszy w Piwolog radzi .... Wyświetl pełny artykuł
  25. Ostatnie już piwo z Buxton, które zakupiłem… no […] Wyświetl pełny artykuł
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.