Skocz do zawartości

Pierre Celis

Members
  • Postów

    4 624
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    6

Treść opublikowana przez Pierre Celis

  1. żeby wyrobić sobie opinię na temat danego piwa? W ramach zasłużonego odpoczynku, jak również poczucia nieustającego obowiązku blogerskiego, wybrałem się z wierną ekipą piwopijców do Po Drugiej Stronie Lustra. Które to zresztą awansowało do rangi mojego ulubionego multitapu. 10 nalewaków to całkiem miła opcja, zawsze coś pijalnego na kranie się trafi. Ewentualnie coś absolutnie niepijalnego z czego można poszydzić bez litości. Zawsze to jakiś przerywnik. Dzisiaj lekko pomieszany tekst. Oprócz standardowych recenzji rodem z mojej Blog Jaskini, będzie lekki strumień świadomości. Swoją drogą ostatnio to już standardowo trafiam na Docenta, z którym od razu mogę wymienić spostrzeżenia. Kooperacja na najwyższym poziomie. Przypadkowość będzie chyba moim ulubionym tekstem do wewnętrznego linkowania. Poszczególne warki, ba nawet beczki czy szklanki piwa potrafią tak się różnić między sobą, że głowa mała. Ja rozumiem pewien artyzm, wręcz dramatyzm sytuacji i budowanie napięcia, ale to już przesada. Wracając do piw. Co dzisiaj mamy na tapecie? Red AIPA z Hausta (2012 butelka, 2012 beczka, 2013 beczka), Orka beczka, Borsuk butelka, Artezan IPA beczka, Black Hope beczka. Trochę jest tego. Haust Red AIPA Po raz pierwszy spróbowałem w poznańskiej Setce podczas Piwny Blog Day 1.0. Piwo wtedy uznałem za ścisłą czołówkę ze wszystkim próbowanych danego wieczoru. Odpowiednio chmielone, nie przesadzone w żadnym z parametrów, świetnie sesyjne. Jak czas wpłynął na recepturę? Wersja butelkowa 2012 Piana: Kremowa, o zróżnicowanej strukturze. Wolno opada do cienkiego kożucha. Jak na fakt, że piwo trochę już przeleżało w butelce to jest bardzo dobrze. Barwa: Piękna rubinowa, klarowne. Zapach: Amerykańskie chmiele (żywice i cytrusy) oraz karmelowa słodowość. Lekkie estry owocowe. Chmiele pewnie były wcześniej znacznie silniejsze, ale w tym momencie jest całkiem fajny, dojrzały aromat w którym wszystko razem gra. Smak: Średnio wysycone. W smaku mimo zapowiadającego słodycz aromatu jest wytrawne. Przyjemna, nie przesadzona goryczka znajduje się na pierwszym planie, w tle słodowość i lekki karmel. Finisz jest niestety trochę zbyt ściągający i długi. Goryczka pozostaje na tyle języka. Gdyby nie ten finisz byłoby kapitalnie. Wersje beczkowe 2012 vs 2013 Już wizualnie jest różnica. Pianę oczywiście lepszą miało 2013, natomiast było co najmniej opalizujące. O ile można bawić się w gradację zmętnienia w warunkach piwnicznych. 2012 była ładnie klarowna. Dalej różnice są po prostu dramatyczne: 2012: organoleptycznie praktycznie to samo piwo co butelka 2012. Świetne, pijalne piwo. 2013: co tu do cholery się stało i kto zawinił? Komisja stwierdziła, że piwo wali landrynkami rozpuszczonymi na drewnianej desce. Serio, połóżcie sklejkę na kaloryferze, wysypcie jakieś cuksy i będziecie mieli taki efekt. Smak dorósł do zapachu. Orka Niby gwóźdź programu, w końcu tego dnia była premiera. Jak trafię w Piwonii wersję butelkową to pewnie nabędę drogą kupna ze dwie butelki. Ot tak, żeby porównać wrażenia. Może jeszcze zdanie o samym stylu. Na razie w Polsce są dwa fronty językowe, jeden jest za Black IPA, drugi za Cascadian Dark Ale. Jak słyszę pierwszą wersję i zestawienie Black z Pale to aż chce się dać reklamowany w telewizji płyn do ciemnych tkanin żeby nie blakło. Z kolei Cascadian Dark Ale średnio do mnie przemawia. Osobiście jestem za tym, żeby stosować nazwę American Black Ale. Skoro jest American Pale Ale to wydaje mi się to sensownym rozwiązaniem. Dobra, wracając do piwa. Wizualnie prezentuje się godnie. Fajna, zwarta beżowa czapa. Czarne jak to przystało na ABA. Niestety fakt, że użyto tylko chmielu Amarillo sprawia, że wali czarną porzeczką na kilometr. Gdzieś tam w tle ciemne słody oraz estry owocowe, co ciekawe jest truskawka. Z Docentem miałem dyskusję o diacetylu. I teraz mam zagwozdkę, bo w jednej szklance nie stwierdziłem. Natomiast w drugiej już jak najbardziej tak. I nie jest to kwestia nastawienia. Być może druga szklanka miała to nieszczęście służyć wcześniej jako naczynie do Sępa. Jeżeli chodzi o smak to jest to chyba najbardziej pijalne piwo duetu Kopyra i Widawa ze wszystkich pitych przeze mnie do tej pory. Nie jest to poziom Black Hope, ale jest już serio dobrze i jak najbardziej piwo da się wypić i można pokusić się o stwierdzenie sesyjności. Przede wszystkim dlatego, że nie jest przesadzone w żadną stronę. Wreszcie zostały sensownie użyte ciemne słody, oraz nie zostało przechmielone. Browar Kopyra & Browar Widawa Borsuk 2.0 Piana: Bujna, drobnopęcherzykowata o bardzo dobrej konsystencji i strukturze. Oblepia szkło. Beżowa. Barwa: Stout, co tu dużo pisać. Zapach: Nie jest szczególnie mocny. Na pierwszym planie lekka wędzonka, kiełbasiano-ogniskowa. Bardziej w stronę aromatów palonego drewna i ogniska niż wędzonych śliwek. Lekka słodowość i aromat ciemnych słodów. Dodatkowo aromat papierosowo-popielasty, znowu kurde. Smak: Piwo dosyć mocno wysycone. Na początku słodowość, przechodząca w aromaty wędzone i kończące goryczką tak ze słodu jak i z chmielu. Niestety czuć także ten aromat popiołu. Pierwszą warkę Borsuka wspominam milej. Niestety wrażenie jest psute przez papierosowy aromat. Gdyby nie to byłoby całkiem zacne i pijalne. Na pewno jest jednak lepsze od innych opisywanych piw tego duetu w ostatnim czasie, postawiłbym je na drugim miejscu za Orką. I nie, aromat papierosów nie jest ze słodu wędzonego, więc mądre głowy mogą sobie darować dworowanie. Black Hope Zagadka: które to Black Hope, a które to Orka? Nadal solidna robota. Aczkolwiek w tej beczce były już nuty czarnej porzeczki, których nie było we wcześniej przeze mnie pitych. Artezan IPA Przede wszystkim pozdrowienia dla kolegi z którym wymieniałem opinię odnośnie piw, a w szczególności tego konkretnego IPA. Wesoło jest być „znanym z internetów”. Wg mnie nadal jest to porządna, solidna robota. Ta wersja jest inna od poprzednich, nadal jednak mieści w ramach stylu. Co więcej piłem wyspiarskie IPA, które były cholernie podobne. Styl jakby nie patrzeć jest zupełnie odmienny od AIPA i myślę, że w 9 przypadkach na 10 nie jest w stanie wytrzymać bezpośredniego zestawienia. Ot moda, nie zmienia to faktu, że dla mnie jest piwem wybitnie sesyjnym i pijalnym. Mam w swoim składzie wersję butelkową, będę musiał porównać. I w ramach serdecznie żartobliwej końcówki: Sęp. Wielki to dzień, bo załapałem się na beczkowego Sępa. Dobrze, że nie kupiłem tylko poprosiliśmy o próbkę. Straszyłem nią potem przychodzącą później ekipę, która nie wiedziała co to jest. Pierwszym pytaniem było czy serio można to wypić i nic się nie stanie. Sądzę, że beczka jeszcze trochę postoi także zachęcam do wybrania się i sprawdzenia tematu. Doświadczenie jedyne w swoim rodzaju, a jakże piękne. To by było na tyle odnośnie spróbowanych piw. Jest ciekawie, ale czy już jest dobrze? Wyświetl pełny artykuł
  2. Tap 6 Unser Aventinus – G.Shneider & Sohn – weizenbock, koźlak pszeniczny (podwójny) Ekstrakt nieznany, alkohol 8,2% Sugerowana temperatura serwowania: 8-12°C Data przydatności: 22.11.12 (dwa miesiące po terminie) Piwa z browaru Schneider & Sohn mają w moim menu pewną pozycję. Są dość rzadko spotykane na naszym rynku, ale gdy tylko ujrzę charakterystyczną etykietę, to biorę w ciemno. Jeszcze nigdy się nie zawiodłem. Na łamach bloga recenzowałem już znakomitego koźlaka lodowego z tego browaru. Dzisiaj piwo nieco lżejsze, ale także sporego kalibru. Tap 6 Unser Aventinus to najlepsze piwo pszeniczne wg plebiscytu portalu Ratebeer.com. W tej samej kategorii na 15 piw jeszcze 3 inne miejsca należą do browaru G.Schneider & Sohn. Widać nie tylko ja gustuję w piwach spod tego znaku. Już mi ślinianki wariują na samą myśl. Jeszcze dla jasności słowo o terminie przydatności. Kogoś może zaskoczyć, że spożywam trunek, który jest już dwa miesiące po terminie. Zaufajcie mi. Piwo o tak potężnej zawartości alkoholu z czasem może tylko zyskać. Jestem przekonany, że nie spotkało go nic złego, a wręcz przeciwnie – alkohol miał czas by się właściwie ułożyć i ugrzecznić. Wygląd: dość ciemny brąz (czekoladowy), ładna, równo rozłożona mętność. Piana kremowa, obfita, puszyszta, utrymuje się do samego końca. Aromat: gruszka, banan, odrobina goździka, chleb pumpernikiel, opiekany słód. Sporo jest przyprawowych fenoli, ale ciężko mi je jakoś zidentyfikować. Są delikatnie pikantne, nie narzucają się, są wisienką na torcie. Smak: idealnie zbalansowany pomiędzy słodowością i typową dla piw pszenicznych kwaskowatością. Smak słodu ma charakter delikatnie opiekany, a oprócz niego czuć sporo słodkich owoców (dojrzałych wczesnych śliwek). Goryczka jest wyraźna i stosunkowo wysoka jak na pszenicę, aczkolwiek nadal w niskim zakresie. Jest moim zdaniem bardzo dobrze dobrana do ciężaru piwa. Alkohol jest idealnie zamaskowany. Dopiero po przełknięciu czuć jak miło rozgrzewa przełyk. Wysycenie: wysokie i długo utrzymujące się – wzorowe. Odczucie w ustach: pełne, krągłe, po odgazowaniu pojawia się osobliwa gładkość. Wyraźna kwaskowatość, spore wysycenie i dobrze zaznaczona goryczka sprawiają, że pomimo mocy, pijalność jest na całkiem wysokim poziomie. Spora dawka alkoholu rozgrzewa, ale nie męczy. Wrażenie ogólne: Genialne piwo na zimę. W znakomity sposób łączy cechy piwa pszenicznego i koźlaka. Jest bogate, rozgrzewające, ale też bardzo pijalne jak na swoją moc. Alkohol świetnie ukrywa się za intensywnym i wielowymiarowym aromatem, który co chwila ujawnia inne swoje oblicze. Począwszy od typowo pszenicznego połączenia banan-goździk, poprzez aromaty słodowe i opiekane, po chlebowe, śliwkowe, typowe dla koźlaków. Jak dla mnie jest to wzorzec stylu. Choć nie jest to piwo powszechnie dostępne i tanie, to warto na nie zapolować. Jest zdecydowanie warte każdej wydanej na nie złotówki. W życiu nie piłem piwa, które przy zawartości alkoholu 8,2% smakowało by tak lekko jak TAP6. Ocena: 10/10 P.S. Moja rada – nie spożywać chłodniejszego niż temperatura dedykowana. Pozwólcie mu się ogrzać. Bardzo fajnie zmienia swój charakter w miarę ogrzewania i odgazowywania. Wyświetl pełny artykuł
  3. czyli American Brown Ale. Kolejne piwo z browaru Anchor Brewing w San Francisco. Tym razem w stylu American Brown Ale. Czy Amerykanie uratują kolejny nudny styl z Wysp Brytyjskich? Trzeba to sobie otwarcie powiedzieć, że English Brown Ale, to jest … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  4. Za parę dni tłusty czwartek. Kolejki ustawią się po pączki, a ja zachęcam do zrobienia własnych, pysznych, puszystych, z prawdziwą różą, a nie marmoladą z puszki, nadziewanych, a nie szprycowanych. Czytaj całość na blogu autora
  5. Za parę dni tłusty czwartek. Kolejki ustawią się po pączki, a ja zachęcam do zrobienia własnych, pysznych, puszystych, z prawdziwą różą, a nie marmoladą z puszki, nadziewanych, a nie szprycowanych. Czytaj całość na blogu autora
  6. Za parę dni tłusty czwartek. Kolejki ustawią się po pączki, a ja zachęcam do zrobienia własnych, pysznych, puszystych, z prawdziwą różą, a nie marmoladą z puszki, nadziewanych, a nie szprycowanych. Czytaj całość na blogu autora
  7. Za parę dni tłusty czwartek. Kolejki ustawią się po pączki, a ja zachęcam do zrobienia własnych, pysznych, puszystych, z prawdziwą różą, a nie marmoladą z puszki, nadziewanych, a nie szprycowanych. Czytaj całość na blogu autora
  8. więc pora na małe lokowanie produktu. Świeża, jeszcze ciepła, prezentacja naszego (czyli mojego i Wojtka Frączyka) nowego piwa w stylu Cascadian Dark Ale, czyli Orka Killer Whale. Dlaczego Killer Whale, skąd taka, a nie inna etykieta, dlaczego CDA, a nie … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  9. Czego można spodziewać się po imperialnym stoucie kawowym? Chyba mniej więcej tego co po Russian Imperial Stout, tylko z dodatkiem nut kawowych. Tak sobie myślałem otwierając KUJO czyli Imperialnego stouta kawowego z browaru Flying Dog. http://4.bp.blogspot.com/-bfenbx3ff9g/UPnZbXA_ncI/AAAAAAAABs0/-PwZUzbogbo/s320/Kujo+Flying+Dog.JPG Jest kawa! - pomyślałem otwierając butelkę. W aromacie od razu wyczułem kawę. Nie taką mieloną, tylko pełnoziarnistą, dojrzałą. W ustach totalnie aksamitne, szokująco gładkie, likierowe, ale niezbyt gęste. Smak to jednak porażka. Spodziewałem się solidnej goryczki na poziomie co najmniej 50 IBU, a tu Kujo okazało się cukierkowate, ulizane, maminsynkowate. Smak, a przede wszystkim goryczka świetnej włoskiej kawy, to tylko moje marzenie, ale nawet sam nie potrafię sobie jej wyimaginować w tym piwie. Początek jest doskonały, ten aromat jest naprawdę świeży i pociągający, ale smak i końcówka to nie to czego oczekiwałbym po nie tylko mocnym stoucie, ale też stoucie kawowym. No i jeszcze ta etykieta z najeżonym stworem z wielkimi kłami rozszarpującymi prawie 9 procent alkoholu. Jak tu nie wyobrażać sobie czegoś drapieżnego, smakoburczego, zupełnie innego, niż zawartość butelki? Rozczarowałem się.View the full article
  10. Czego można spodziewać się po imperialnym stoucie kawowym? Chyba mniej więcej tego co po Russian Imperial Stout, tylko z dodatkiem nut kawowych. Tak sobie myślałem otwierając KUJO czyli Imperialnego stouta kawowego z browaru Flying Dog. Jest kawa! - pomyślałem otwierając butelkę. W aromacie od razu wyczułem kawę. Nie taką mieloną, tylko pełnoziarnistą, dojrzałą. W ustach totalnie aksamitne, szokująco gładkie, likierowe, ale niezbyt gęste. Smak to jednak porażka. Spodziewałem się solidnej goryczki na poziomie co najmniej 50 IBU, a tu Kujo okazało się cukierkowate, ulizane, maminsynkowate. Smak, a przede wszystkim goryczka świetnej włoskiej kawy, to tylko moje marzenie, ale nawet sam nie potrafię sobie jej wyimaginować w tym piwie. Początek jest doskonały, ten aromat jest naprawdę świeży i pociągający, ale smak i końcówka to nie to czego oczekiwałbym po nie tylko mocnym stoucie, ale też stoucie kawowym. No i jeszcze ta etykieta z najeżonym stworem z wielkimi kłami rozszarpującymi prawie 9 procent alkoholu. Jak tu nie wyobrażać sobie czegoś drapieżnego, smakoburczego, zupełnie innego, niż zawartość butelki? Rozczarowałem się. Czytaj całość na blogu autora
  11. tylko co to tak właściwie oznacza? Jak już kiedyś napisałem, polski piwny rynek jest na takim etapie rozwoju, że tematy zmieniają się jak w kalejdoskopie. Pokmini się nad czymś przez tydzień, na horyzoncie pojawi się jakaś nowa kwestia, więc wszystkie ręce na pokład. Takie trochę piwne ADHD. W każdym razie jest co robić, szczególnie w kwestii kreowania rynku. Jednym z takich tematów była kwestia piwowarstwa rzemieślniczego: co można określić jako piwo, czy wręcz browar, rzemieślnicze. A jeżeli już zdecydujemy się na jakąś definicję to jak sprawić, żeby wywalić z niej browary odczyniające absolutną manianę i wypuszczające na rynek abominacje w szklanym opakowaniu. I najlepiej, żeby browary regionalne przy okazji też. Niech trzymają się swojej części tortu, obszarnicy jedni. W końcu sprzedaż ma rosnąć, c’nie? W ogóle bardzo ciekawa i fajna sprawa wyszła na jaw, kiedy szukałem zagranicznych materiałów na temat piwowarstwa rzemieślniczego. Wiedzieliście, że Amerykanie rozróżniają browar kontraktowy od browaru o „zmiennej własności”? Ja też nie, nie spotkałem się jeszcze, żeby ktoś u nas o tym napisał. Sporo to klaruje. Jankesi określają to w ten sposób: Craft Brewery According to the Brewers Association, an American craft brewer is small, independent and traditional. Small : Annual production of beer less than 6 million barrels. Beer production is attributed to a brewer according to the rules of alternating proprietorships. Flavored malt beverages are not considered beer for purposes of this definition. Independent : Less than 25% of the craft brewery is owned or controlled (or equivalent economic interest) by an alcoholic beverage industry member who is not themselves a craft brewer. Traditional : A brewer who has either an all malt flagship (the beer which represents the greatest volume among that brewers brands) or has at least 50% of its volume in either all malt beers or in beers which use adjuncts to enhance rather than lighten flavor. See the complete Brewers Association definition. Browar rzemieślniczy Według Brewers Association amerykański browar rzemieślniczy jest mały, niezależny i tradycyjny: Mały: Roczna produkcja piwa wynosi poniżej 6 milionów beczek (1 amerykańska beczka to 164 litry, a więc wynika z tego, że produkcja poniżej 9,84 milionów hektolitrów piwa. W Ameryce wszystko jest większe – przyp. Michał). Produkcja piwa jest związana z piwowarem zgodnie z zasadami zmiennej własności. Aromatyzowane napoje słodowe nie są uznawane za piwo w myśl tej definicji. Niezależny: Mniej niż 25% browaru rzemieślniczego jest własnością/kontrolowane (lub ekwiwalent ekonomicznego udziału) przez członka przemysłu napojów alkoholowych, który nie jest piwowarem rzemieślniczym. Tradycyjny: Piwowar, który albo ma pełnosłodowy „okręt flagowy” (piwo, które ma największy udział wśród marek piwowara) albo takie piwo stanowi przynajmniej 50% wolumenu w piwach pełnosłodowych lub używa dodatków w celu uwydatnienia niż łagodzenia smaku. Patrz: kompletna definicja Brewers Association. Abstrahując od tego, że dla Jankesów mała skala produkcji to de facto poniżej 10 milionów hektolitrów piwa (jasna cholera, tyle piwa!) to wyszedł nam pewien knyf prawno-życiowy. Ważniejszy w definicji jest piwowar od browaru. Ale rozróżniają również browar kontraktowy od browaru o zmiennej własności. No tak, tylko jest z tym pewien problem natury semantycznej. Browar kontraktowy brzmi w naszym języku zacniej, grubiej niż browar o zmiennej własności. Wyobraźcie sobie znaczek z takim napisem. Normalnie „Zasłużony Działacz Ruchu Spółdzielczego”. Aczkolwiek pewnie mało który autochton zza Oceanu będzie w stanie wymówić alternating proprietorship. Bądźmy szczerzy, same renomowane browary kontraktowe są u nas za to odpowiedzialne. W końcu „kontraktowość” miała być odpowiedzialna za lepszą jakość niż w przypadku browarów regionalnych czy, Boże uchowaj, przemysłowych. I wtedy pojawiły się tacy mocni zawodnicy jak Dionizos M3 czy Antidotum. Kontraktowi? No są. Jakość? Niewątpliwie możliwość potraktowania jako benchmark beznadziejności jakąś jakością jest. W związku z czym doszliśmy do stwierdzenia, że bycie browarem kontraktowym to jednak nie oznacza w zasadzie nic poza stosunkiem własnościowym, ale już bycie rzemieślnikiem to tak. To zmienia wszystko. Tylko, że znowu: czy za rzemieślników można uznać np. Browar EDI lub pierwszy z brzegu, dowolny, browar restauracyjny z tych sprzedających wyjątkowo nędzne i podłe piwo? Wg Słownika Języka Polskiego rzemieślnik to „drobny wytwórca produkujący lub naprawiający różne przedmioty ręcznie lub z udziałem prostych narzędzi„. Instalacja w Browarze Konstancin w którym byłem piwowarem jest wręcz topornie prosta. Wszystkie zawory są manualne, trzeba było latać po całej warzelni, żeby zrobić to co się chciało. Brakowało tylko, żeby nie były na wajchę a koło. Czy było to rzemieślnicze? Niewątpliwie tak. W dodatku w momencie w którym pracowałem główny trzon browaru stanowili piwowarowie domowi. Ja, drugi piwowar i technolog. Rzemieślniczość pełną gębą, wyprzedziliśmy swój czas. Tylko, że wtedy była moda na regionalizm. Ciężko być prorokiem we własnym domu. Nota bene technolog robi karierę piwowarską w Albionie, a piwowar w jednym z browarów regionalnych. Tylko na piwo nam się spotkać jest ciężko. Powoli zawijając temat, bo znowu zabrałem się za kobyłę, a chciałbym żeby tekst trafił jednak na jakiś czytelników zanim wszyscy rozpierzchną się pod wieczór na wesołą alkoholizację w ulubionych lokalach. Nie mydlmy sobie oczu, że definicja piwa rzemieślniczego ma służyć czemuś innemu niż podbiciu sprzedaży produktów niektórych browarów. Czy to źle? Nie, bardzo dobrze. Trzeba umieć znaleźć swoją niszę i być w niej najlepszym jak tylko się da. Nic zatem dziwnego, że wśród producentów jest chęć, by pewne podmioty z niej usunąć. Definicji amerykańskiej na nasz rynek nie da się przenieść. Chyba praktycznie większość browarów istniejących w Polsce by się na nią załapała. Ach, gdyby obowiązywała Polska Norma. Pewnie dałoby się coś zdziałać. Albo chociaż Cech Piwowarów. A tak to trzeba będzie kombinować i pewnie jeszcze trochę wody w Wiśle upłynie zanim wykrystalizuje się sensowna definicja. Czy browar rzemieślniczy powinien mieć na stanie osobowym piwowara domowego? Czy powinny być jakieś konkretne obostrzenia? Jestem ciekaw jakie macie zdanie na ten temat. W końcu jako konsumenci głosujemy portfelami i fajnie by było wiedzieć, że jeżeli szarpniemy się już na piwo za powyżej 7pln za butelkę (szczególnie małą) to będzie ono tego warte i się nie wkurwimy. Wyświetl pełny artykuł
  12. czyli rozpoczynamy nowy cykl poświęcony degustacji i sensoryce. W pierwszym odcinku nowego cyklu, poświęconego degustacji i sensoryce piwa, zajmuję się kwestią tego, jakie powinny być okoliczności przyrody sprzyjające jak najdokładniejszej degustacji. Słów kilka poświęcam też temu jak należy się przygotować … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  13. Wszystkich, którzy nie śledzą na bieżąco projektu ''Piwo i jedzenie, czyli Agi i Tomka bitwa na smaki'', z przyjemnością informuję, że pierwszą bitwę na smaki wygrała potrawa wegetariańska stworzona w Kuchni Piwowarki Agi. Czytaj całość na blogu autora
  14. Wszystkich, którzy nie śledzą na bieżąco projektu ''Piwo i jedzenie, czyli Agi i Tomka bitwa na smaki'', z przyjemnością informuję, że pierwszą bitwę na smaki wygrała potrawa wegetariańska stworzona w Kuchni Piwowarki Agi. Czytaj całość na blogu autora
  15. Wszystkich, którzy nie śledzą na bieżąco projektu ''Piwo i jedzenie, czyli Agi i Tomka bitwa na smaki'', z przyjemnością informuję, że pierwszą bitwę na smaki wygrała potrawa wegetariańska stworzona w Kuchni Piwowarki Agi. Czytaj całość na blogu autora
  16. Wszystkich, którzy nie śledzą na bieżąco projektu ''Piwo i jedzenie, czyli Agi i Tomka bitwa na smaki'', z przyjemnością informuję, że pierwszą bitwę na smaki wygrała potrawa wegetariańska stworzona w Kuchni Piwowarki Agi. Czytaj całość na blogu autora
  17. Otrzymałem dzisiaj maila z prośbą o kilka słów odnośnie chmielu – jego systematyki, podstawowych właściwości, itp. Temat interesujący i rzeczywiście rzadko poruszany. W dobie nachalnych reklam TV każdy smakosz piwa wie, że piwo musi zawierać chmiel. Najlepiej jak jest on w postaci świeżych szyszek i leci w ogromnych ilościach do kadzi. Muszę was zasmucić – prawda jest zupełnie inna. Zacznijmy jednak od tego jaka jest rola chmielu. Pierwotnym zadaniem tej przyprawy, oprócz nadania odpowiednich walorów smakowych i aromatycznych, było utrwalenie piwa. Przed erą pasteryzacji sprawa nie była wcale oczywista. Zanim w brzeczce namnożą się drożdże i w wyniku ich pracy pojawi się alkohol, jest ona narażona na zakażenie. Także w gotowe piwo, jeśli nie ma znacznej zawartości alkoholu (a takie były piwa pierwotne) jest podatne na psucie się. I tutaj z pomocą przychodzi chmiel, który posiada właściwości antyseptyczne. Goryczka, która tak przyjemnie łamie słodycz, jest w pewnym sensie efektem ubocznym chmielenia choć trudno wyobrazić sobie dzisiaj piwo całkowicie jej pozbawione. Obrazowym przykładem na to jak dawniej zabezpieczano piwo przed psuciem się jest styl india pale ale. Historycznie było to piwo warzone na wyspach brytyjskich z zamysłem wysyłki do kolonii w Indiach. By piwo miało szansę przetrwać długą podróż i nie psuło się w ciepłym indyjskim klimacie, miało podwyższoną zawartość alkoholu i było chmielone dużo mocniej od innych piw. Dwa czynniki – chmiel i alkohol – wystarczały, by nadać piwu odpowiedniej trwałości. Zanim poznano chmiel, jako utrwalacz/przyprawę stosowano gruit, czyli mieszankę ziół, której receptury strzegły klasztory. Zagadką jest pełen skład owej mieszanki. Zachowały się jedynie niepełne informacje, z których wiemy, że używano ziół takich jak woskownica europejska, jałowiec czy bagno zwyczajne. Ciekawostką jest fakt, że niektóre rośliny wchodzące w skład gruitu były trujące. Zatem ówczesne piwo niekoniecznie musiało być bezpieczne dla zdrowia. Więcej, mogło mieć i pewnie miało pobudzające oraz halucynogenne. Możliwe, że wśród składników gruitu znajdował się także chmiel. Choć należy pamiętać, że skład mieszanki różnił się w poszczególnych rejonach. Gruit, co ciekawe, był też rodzajem podatku. Kto chciał uwarzyć piwo, musiał zakupić gruit. Z czasem sprytni piwowarzy wpadli jednak na pomysł, by złamać monopol klasztorów. I tak do piwa trafił chmiel. Choć jako przyprawa do piwa pojawiał się już w zapiskach z X wieku, to dominację przyjął w wieku XVI. Zapewne jakiś wpływ na to miało uchwalenie w roku 1516 słynnego Reinheitsgebot, czyli prawa bawarskiego nakazującego warzenia piwa wyłącznie z trzech surowców: wody, słodu jęczmiennego i chmielu (drożdże nie były wówczas znane). Inną przyczyną porzucenia gruitu mogło być, wspomniane wyżej, negatywne oddziaływanie na zdrowie. Czasy współczesne przyniosły nam z kolei odwrót od chmielu. Wraz z pojawieniem się urządzeń chłodniczych i rozwojem technik utrwalania takich jak filtracja czy pasteryzacja, chmiel zaczął mieć drugorzędne znaczenie dla trwałości piwa, a stał się wyłącznie przyprawą. Do tego niekoniecznie przez wszystkich lubianą. Dzisiejsze piwa głównego nurtu są tak słabo chmielone, że bez dodatkowego utrwalania mogły by mieć problem ze stabilnością i trwałością. W ostatnich latach pojawił się także trend zgoła odmienny, a mianowicie docenienie w pewnych kręgach chmielu jako przyprawy. Coraz częściej na rynku pojawiają się piwa, w których chmiel gra pierwsze skrzypce, zarówno jeśli chodzi o goryczkę, jak i aromat. Za trendem tym podążają także plantatorzy, którzy intensywnie pracują nad odmianami chmielu, które przyniosą nam jeszcze bardziej intensywne i zaskakujące doznania. Na razie są to trunki niszowe, kierowane do tak zwanych hop-headów, ale kto wie co przyniosą nam kolejne lata. W kolejnym odcinku nieco więcej o samym chmielu – jego właściwościach, parametrach, a także o jego miejscu w procesie produkcji piwa. Wyświetl pełny artykuł
  18. z Anchor Brewing Kolejne piwo z browaru Anchor Brewing. Niemal bliźniacze do degustowanego niedawno Liberty Ale. Podobnie jak tamto, uwarzone, aby uczcić rocznicę. Mają tę samą zawartość alkoholu, bardzo możliwe, że zbliżony zasyp. Różnią się chmielem. O ile Liberty Ale … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  19. na dwa różne sposoby Aromaty wędzone należą do jednych z moich ulubionych. Aczkolwiek kojarzących mi się raczej jednoznacznie: wędzony boczek, grill, torfowa szkocka whisky, papryczki chipotle. Generalnie wiadomo o co chodzi. Swoją drogą ostatnio nawet widziałem płynny ekstrakt wędzonki w jednym ze sklepów z gatunku „kuchnie świata”. Chyba się skuszę, tylko jeszcze nie wiem co z tym zrobię. Wracając do meritum, tym razem wyciągnąłem ze składu dwa piwa wędzone. Oba niemieckie, ale to jedyny wspólny mianownik. Pierwsze pokazuje, że niektóre surowce są uniwersalne, drugie natomiast jest totalnym wyznacznikiem stylu, kanonem wręcz. No to jadziem z tym dymem. Rittmayer Smokey George Piana: Taka sobie, dosyć szybko opada do 1cm dywanika i następnie cienkiego kożucha. Barwa: Piękna i głęboka, jak dobrze wysezonowany mahoń. Klarowne. Zapach: No, zasadniczo wiemy już dlaczego Smokey. Pachnie torfem, dymem torfowym, ogniskiem, lekko jakby paloną izolacją elektryczną, bakelitem. Słód do whisky, ale w piwie gra zupełnie inaczej niż w whisky. Bukiet dopełnia tło słodowej karmelowości i ciemniejsze słody. Smak: W smaku wędzonka jest delikatniejsza niż w zapachu. Piwo jest akuratnie wysycone, na pierwszym planie oczywiście torfowość, dym, posmaki palone (nie ma to jak zwęglona kromka chleba z ogniska), lekka kwaskowatość z tego słodu. Wędzoność pozostaje na finiszu, ale nie męczy. Dodatkowo jest to skontrowane fajną karmelkowatością ze słodów. Pełne i sycące. Piwo jest naprawdę zacne. Bardzo fajnie przemyślane, ale trzeba przyznać, że jest z gatunku albo się pokocha albo nie. Jeżeli ktoś lubi mocno wędzone szkockie whisky, to polecam. Ja już wiem, że jeżeli pojawi się w którymś ze sklepów to kupię kilka butelek. Schlenkerla Urbock Rauchbier Piana: Kremowa, drobnopęcherzykowata. Szybko opada do dywanika. Barwa: Palisander przebijający pod światło na ciemną wiśnię. Klarowne, bardzo ładne. Zapach: wigilijny kompot z suszu, wędzone śliwki, wędzony boczek i szynka, lekka słodycz. Generalnie ukierunkowane na wędzoność, ale nie torfową. Buczyna. Smak: Kolejne cholernie zbalansowane mimo, że dziwne i niestandardowe piwo. Oprócz wszystkich aromatów z zapachu mamy jeszcze słodową karmelowość i słodycz. Wysycenie jest na odpowiednim, średnim poziomie. Pełne. Dla mnie jest to wyjątkowo pijalne i przyjemne piwo. Ale tak jak w pierwszym przypadku trzeba jednak być amatorem takich aromatów. Na pewno dla większej grupy odbiorców niż poprzednie, które ma jednak bardziej wymagający smak i aromat. Wyświetl pełny artykuł
  20. W sumie od dawna o tym myślałem, ale jakoś nie było okazji. Chodzi o porównanie mojego domowego piwa z komercyjnym przykładem tego samego stylu. Nie chodzi mi o wykazanie, które piwo jest lepsze, ale raczej o sprawdzenie jak mój pomysł na dany styl ma się do prekursora. Czy piwa są podobne, zgodne w jakimś stopniu? Czy może wręcz odwrotnie? Do pierwszego porównania wybrałem piwa w stylu belgian pale ale, czyli jasny ejl w stylu belgijskim. Piwo górnej fermentacji, lekkie, sesyjne o aromacie głównie owocowym i słodowym, nieco mniej chmielowym. Oczekiwana goryczka powinna być średnia do niskiej, podobnie treściwość. W skrócie nieskomplikowane piwo codziennego użytku. Wygląd Palm: bursztynowe, krystaliczne, piana kermowa niezbyt obfita, bardzo szybko opada do kołderki. Moje: nieco jaśniejszy bursztyn, delikatnie opalizuje, piana kremowa, drobniejsza, ale nietrwała i redukuje sie do otoczki bardzo szybko. Aromat P: glownie karmel i estry (rodzynki, gruszki), delikatny diacetyl, odrobina kwiatowego chmielu. M: trawiasty, nieco kwiatowy chmiel na pierwszym planie. Dalej słodowa podbudowa i sporo przyprawowych fenoli, delikatny DMS. Wysycenie P: umiarkowane, perliste, eleganckie M: niskie, chyba nieco za niskie Smak P: wyraźnie owocowy, lekko kwaskowaty, przypomina nieco sok pomarańczowy. Jest po belgijsku i nawet przypomina troszkę owocowe lambiki, choć oczywiście nie na takim poziomie intensywności – bez aromatu końskiej derki i tak wyraźnej kwasowości. Goryczka niska, symboliczna, niemal niezauważalna. M: intensywnie chmielowy i fenolowy, na słodowej podbudowie. Czysty, zdecydowanie rozniacy sie od Palma. Zostawia fenolowy posmak na jezyku. Goryczka średnia, nieco ściągająca, zdecydowanie wyraźniejsza niż u konkurenta. Odczucie w ustach P: pełnia średnia w kierunku niskiej. Dzięki niezłemu nasyceniu CO2 jest lekkie, orzeźwiające. M: podobna pełnia, ale goryczka i chmielowy posmak dodają wytrawności i szorstkości. W odczuciu ostrzejsze, bardziej pobudza do kolejnego łyku. Wrażenie psuje ściągająca goryczka. Wrażenie ogólne P: grzeczne, przyjemnie owocowe, lekkie codzienne piwo. Niewymagające i nie oferujące zbyt wiele. M: niezbyt stylowe, ale smaczne. Dobrze nachmielone, choć miłośnicy trendu amerykańskiego mogli by się czuć zawiedzeni. W sumie bardziej złożone od Palma, ale jakże od niego różne. Podsumowanie Piwa, które w założeniu miały być w tym samym stylu, okazały się totalnie różne. Bardziej stylowy oczywiście Palm, ale ciężko powiedzieć które mi bardziej smakuje. Oba fajnie pasują jako piwo codzienne, stołowe. Smaczne, lekkie, wytrawne, nieskomplikowane. Dajcie znać w komentarzach czy podobało się wam to porównanie. Chciałbym wiedzieć czy jest sens robić podobne zestawienia w przyszłości. Na koniec chciałbym przypominieć o głosowaniu na Blog Roku 2012. Aby zagłosować na Piwologa, wyślij SMS o treści G00961 na nr 7122 (koszt 1,23 zł). Głosować można tylko raz z jednego numeru telefonu, a termin końcowy to godzina 12:00 w czwartek 31 stycznia 2013 Wyświetl pełny artykuł
  21. 22 lat potrzebowaliśmy, aby znaleźć się w gronie zaledwie kilku państw, których produkcja i konsumpcja przekracza 100 litrów czyli 200 butelek na głowę mieszkańca. Jak podaje Główny Urząd Statystyczny w minionym roku wyprodukowaliśmy 39 294 tys hektolitrów czyli 3,9 miliardów litrów piwa. Również według danych GUSu na dzień 30 czerwca 2012 r. ludność Polski wynosiła 38.533.789 osób. Oznacza to, że na jednego Polaka przypada dokładnie 101,9 litrów wyprodukowanego piwa. Można przyjąć, że również tyle piwa wypijamy, gdyż eksport polskiego piwa jest znikomy. Tym samym dołączyliśmy do grona zaledwie trzech państw, których produkcja i konsumpcja przekracza 100 litrów na mieszkańca.Tradycyjnie są to rekordziści Czesi, Austriacy, którzy w ostatnich latach notują stały wzrost produkcji i Niemcy, których produkcja spada, ale utrzymuje się ponad granicą 100 litrów. Czwartym państwem jest teraz Polska. W 1990 r. po transformacjach ustrojowych produkowaliśmy mniej więcej tyle samo piwa co w latach 70-tych czyli ok. 10,5-11,5 mln hektolitrów. Obecnie wypijamy prawie cztery razy więcej piwa. Ten doskonały wynik zawdzięczamy wyłącznie sobie. Inaczej niż Czesi nie możemy liczyć na hordy turystów chcących za wszelką cenę skosztować lokalnych specjałów piwnych i jeszcze zabrać coś do domu. Inaczej niż Niemcy nie możemy też liczyć na liczne festiwale z Oktoberfestem na czele, na które zjeżdżają piwosze z całego świata. Nie możemy liczyć też na masowy wywóz wyprodukowanego u nas piwa, bo jest ono kompletnie nie znane i nie ma żadnej marki. Jak zwykle musimy liczyć na siebie. Ale tym razem skutecznie. View the full article
  22. 22 lat potrzebowaliśmy, aby znaleźć się w gronie zaledwie kilku państw, których produkcja i konsumpcja przekracza 100 litrów czyli 200 butelek na głowę mieszkańca. Jak podaje Główny Urząd Statystyczny w minionym roku wyprodukowaliśmy 39 294 tys hektolitrów czyli 3,9 miliardów litrów piwa. Również według danych GUSu na dzień 30 czerwca 2012 r. ludność Polski wynosiła 38.533.789 osób. Oznacza to, że na jednego Polaka przypada dokładnie 101,9 litrów wyprodukowanego piwa. Można przyjąć, że również tyle piwa wypijamy, gdyż eksport polskiego piwa jest znikomy. Tym samym dołączyliśmy do grona zaledwie trzech państw, których produkcja i konsumpcja przekracza 100 litrów na mieszkańca.Tradycyjnie są to rekordziści Czesi, Austriacy, którzy w ostatnich latach notują stały wzrost produkcji i Niemcy, których produkcja spada, ale utrzymuje się ponad granicą 100 litrów. Czwartym państwem jest teraz Polska. W 1990 r. po transformacjach ustrojowych produkowaliśmy mniej więcej tyle samo piwa co w latach 70-tych czyli ok. 10,5-11,5 mln hektolitrów. Obecnie wypijamy prawie cztery razy więcej piwa. Ten doskonały wynik zawdzięczamy wyłącznie sobie. Inaczej niż Czesi nie możemy liczyć na hordy turystów chcących za wszelką cenę skosztować lokalnych specjałów piwnych i jeszcze zabrać coś do domu. Inaczej niż Niemcy nie możemy też liczyć na liczne festiwale z Oktoberfestem na czele, na które zjeżdżają piwosze z całego świata. Nie możemy liczyć też na masowy wywóz wyprodukowanego u nas piwa, bo jest ono kompletnie nie znane i nie ma żadnej marki. Jak zwykle musimy liczyć na siebie. Ale tym razem skutecznie. Czytaj całość na blogu autora
  23. na pismo z kancelarii „Koneksja”. Dzisiaj listem poleconym za zwrotnym potwierdzeniem odbioru wysłałem do Kancelarii Radców Prawnych „Koneksja”: dwa pisma oraz wydruk wpisu Jest afera…, którego, jak mniemam, dotyczyło wczorajsze pismo. Poniżej znajdują się skany pism. Z mojej strony uważam … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  24. czyli pismo od kancelarii Koneksja w imieniu Browaru Amber. Dzisiaj (29.01.2012) odebrałem listem poleconym pismo z Kancelarii Radców Prawnych Koneksja. Okazuje się, więc że sprawa opisana przeze mnie we wpisie Browar Amber chce mnie pozwać, to nie była kaczka dziennikarska. … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
  25. Wyobrażasz sobie piwo bez goryczki? Chyba nie. Bo piwo bez goryczki jest jak dziewczyna bez urody. Goryczka chmielowa to jeden z najważniejszych składników budujących smakowitość piwa. To ona powoduje, że piwo z wodnego ekstraktu zbożowego przekształca się w niepowtarzalny, fascynujący i niebanalny trunek. Ten wyjątkowy w świecie napojów smak zawdzięczamy chmielowi i jego substancjom goryczkowym. O ile ekstrakt słodowy stanowi fundament smakowy piwa, o tyle chmiel i jego goryczka to element dekoracyjny, reprezentacyjny, wyróżniający, upiększający i wyjątkowy. Nie ma ornamentu bez fundamentu http://1.bp.blogspot.com/-VSHHKDRESSk/UQZBKH-0yuI/AAAAAAAABuE/ceIaLQzzZz4/s320/chmiel+szyszka+i+sprasowany.jpg Fundament piwa powstaje dzięki zacieraniu czyli mieszaniu słodu jęczmienia, pszenicy czy innych zbóż z ciepłą wodą. Dzięki temu uwalniają się zawarte w słodzie cukry i inne substancje. Po odfiltrowaniu otrzymujemy brzeczkę, która jest słodka. Zawartość cukrów w brzeczce nazywamy ekstraktem czyli naszym fundamentem piwa. Bez niego mielibyśmy samą wodę. Gotując czyli warząc brzeczkę dodajemy chmielu. Mogą to być szyszki chmielowe, może być chmiel prasowany, może być ekstrakt chmielowy. W jakiejkolwiek postaci by chmiel nie występował słodką brzeczkę zaprawiamy aromatem i smakiem danego rodzaju chmielu i przede wszystkim goryczką, którą chmiel magazynuje w różnych substancjach goryczkowych. Najważniejszą z tych substancji są tzw. alfa-kwasy lub inaczej humulony. To one wpływają na końcową wytrawność piwa. Znajdują się one w listkach szyszki chmielowej zwanymi lupuliną. Dlaczego gotuje się brzeczkę Niestety owe humulony magazynujące substancje goryczkowe są niezwykle słabo rozpuszczalne w wodzie czy w brzeczce. Jedynym ratunkiem, aby wydobyć z nich goryczkę i przekazać ją słodkiej brzeczce jest gotowanie czyli warzenie. Dzięki gotowaniu brzeczki z chmielem trwającym co najmniej 60 minut następuje powolna wewnętrzna przemiana alfa-kwasów (humulonów). Ta reakcja przemiany zwana izomeryzacją nie tylko powoduje zmianę struktury alfa-kwasów, ale nawet zwiększa ich potencjał goryczkowy. Dzięki wysokim temperaturom nierozpuszczalne alfa-kwasy (humulony) zamieniają się w świetnie rozpuszczalne izo-alfa-kwasy (izohumulony). Dzięki temu podczas gotowania początkowo słodka brzeczka zaczyna robić się coraz bardziej wytrawna. IBU czyli International Bitterness Units http://3.bp.blogspot.com/-7iPw-WQZN-4/UQZWM3zesLI/AAAAAAAABuk/veHJaU35hyQ/s200/100IBU.JPG Wraz z odkrywaniem naukowych zasad powstawania goryczki w piwie nastąpiła potrzeba jej precyzyjnego zmierzenia, określenia i unormowania. Zajęły się tym dwie organizacje: European Brewery Convention oraz American Society of Brewing Chemists. Stworzyły one tzw. International Bitterness Units czyli międzynarodowe jednostki goryczy. Organizacje te przyjęły obowiązującą obecnie zasadę, że 1 IBU odpowiada 1 miligramowi izohumulonów zawartemu w1 litrze roztworu. Od czego zależy jak gorzkie jest piwo? Wiemy już, że stopień goryczki zależy od ilości miligramów izohumulonów, które po prostu wygotowywane są z chmielu. Ale wiemy też, że brzeczka jest słodka, bo zawiera skrobię (cukry) wydobyte ze słodu. Wytrawność piwa zależy więc od ilości substancji goryczkowych, ale również od ilości cukrów w gotowym piwie. Im więcej chmielu, a mniej cukrów (ekstraktu) tym wytrawniejsze będzie piwo. Cukrów w piwie nie będzie oczywiście tyle samo, co w brzeczce. Brzeczka to gęsty, słodki płyn, który zawiera tyle ekstraktu (cukrów) ile udało się otrzymać ze słodu podczas zacierania. Przykładowo może to być 12,5%. Reszta to woda. Ale po ugotowaniu brzeczki z piwem zaczyna się kolejny ważny etap produkcji piwa czyli fermentacja alkoholowa. Do brzeczki wrzucane są więc drożdże, które jedzą cukry przerabiając je na alkohol i dwutlenek węgla. W gotowym piwie jest więc średnio 15%- 30% tego ekstraktu, który był w brzeczce. Tracimy co prawda dużo ekstraktu, ale zyskujemy alkohol :) A i piwo nie jest gęste, lepkie, słodko-mulące, tylko rześkie, orzeźwiające, przyjemnie goryczkowe i alkoholowe. Fundamenty piwa zależą więc od ekstraktu brzeczki, jego alkoholowa moc zależy od stopnia odfermentowania tego ekstraktu, natomiast ornament czyli goryczka to wypadkowa ilości substancji goryczkowych chmielu i pozostałego po fermentacji ekstraktu. Z goryczką piwa jest jak z temperaturą powietrza Z odczuwaniem goryczki w ustach, jest trochę tak, jak z odczuwaniem temperatury powietrza. Termometr nie odbiera dodatkowych parametrów jak wilgotność, wiatr, ciśnienie. Temperatura odczuwalna może być więc inna niż temperatura rzeczywista. Z goryczką jest podobnie. Możemy ją zmierzyć w laboratorium, ale przede wszystkim czujemy ją w ustach i to się dla nas najbardziej liczy. Najwyraźniej goryczkę wyczuwamy po przełknięciu piwa. Zostaje ona przez krótszy lub dłuższy moment w naszych ustach, na podniebieniu, na języku. W tym momencie dochodzą również takie indywidualne czynniki jak np. próg wyczuwalności goryczki. Średnio wynosi on 7 IBU. Ale u jednych może być nieco niższy i piwo będzie wydawać się bardziej gorzkie. Ktoś inny z wyższym progiem to samo piwo oceni jako mniej goryczkowe. Nie mniej ważne są też preferencje indywidualne. Niektórzy lubią mocno goryczkowe piwa i pozytywnie do nich podchodzą. Inni wolą bardziej zrównoważone i mocna goryczka będzie im nie odpowiadać. Przewidywalny poziom goryczki w piwie Piwa dzielą się na poszczególne style. Jednym z wyznaczników przynależności danego piwa do danego stylu jest stopień jego goryczy wyrażony w IBU. Jednak by lepiej wyobrazić sobie poziom goryczy, na wykresach znajduje się również poziom ekstraktu w gotowym piwie. Dla porównania poziom goryczki w pilsie niemieckim i pilznerze czeskim może być taki sam. Na wykresie widzimy jednak, że piwa niemieckie w tym stylu mają z reguły dużo niższy poziom cukrów resztkowych (ekstraktu w gotowym piwie) niż pilznery czeskie. Łatwo więc wyobrazić sobie, że piwa czeskie mimo takiej samej goryczki będą nieco pełniejsze, treściwsze, krąglejsze i mniej wytrawne niż piwa niemieckie. Na wykresie kolorem zielonym zaznaczony jest przedział goryczki dla danego stylu wyrażony w jednostkach IBU. Przykładowo dla pilsów niemieckich wynosi on 25-50 IBU, natomiast dla pilznerów czeskich 25-45 IBU. Kolor żółty oznacza natomiast zakres cukrów resztkowych (ekstraktu w gotowym piwie), który w języku angielskim określany jest mianem Final Gravity (FG). FG to ciężar właściwy piwa po przeprowadzonej fermentacji. Na potrzeby diagramu i wizualizacji stosunku goryczki do ekstraktu finalnego przyjąłem wartość w kg/m3 i wykorzystałem dwie ostatnie cyfry. Przykładowo ciężar właściwy piw typu Mild Lager waha się między 1008 a 1012 kg/m3 (1,008-1,012 g/l). Na wykresie widać więc żółtą belkę pomiędzy 8-12. Żelazna reguła przeliczania ciężaru właściwego na procenty lub jednostki Ballinga mówi nam, że dwie ostatnie cyfry należy podzielić przez 4. W przypadku Mild Lagera będzie to więc 2-3 procent lub jednostek Ballinga ekstraktu. Jak więc widać na jednym wykresie umieściłem dwie różne jednostki. Dla goryczki wykres pokazuje wartości w IBU, dla ekstraktu finalnego w kg/m3 lub g/l uwzględniając tylko dwie ostatnie cyfry. http://3.bp.blogspot.com/-RJxpYZebAG4/UQeuEwdEb2I/AAAAAAAABvM/Qg41VmrrxAo/s1600/Pale+Dark+Lager.jpg http://4.bp.blogspot.com/-lXVVBckVJg4/UQeuE8CyonI/AAAAAAAABvI/_9a782PEplg/s1600/Eng+Sco+Ir+Am+Ale.jpg http://4.bp.blogspot.com/-LNJCKTqrOjM/UQeuEwUjUXI/AAAAAAAABvE/IR9R3bMFTXY/s1600/Ger+Belg+Pol+Ale.jpg View the full article
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.