Skocz do zawartości

Pierre Celis

Members
  • Postów

    4 627
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    6

Treść opublikowana przez Pierre Celis

  1. a przynajmniej przyprawy Dzisiaj piwo, które kupiłem ze względu na nazwę, etykietę i ewentualne walory poznawcze. Skoro może być piwo z bekonem to czemu nie z pastrami? Tutaj niestety Pipeworks trochę stchórzyli i dali tylko przyprawy, ale nie od razu Rzym zbudowano. Z drugiej jednak jednak strony trochę badziewia do kadzi wrzucili. Oprócz standardowych słodów (w tym żytnim i wędzonym) mamy więc miód, ciemny syrop cukrowy, gorczycę, kolendrę, czerwoną paprykę, cynamon, liście laurowe, imbir, czarny pieprz, ziele angielskie, goździki, i gałkę muszkatołową. Intrygujące ingrediencje. Pastrami on Rye Pipeworks Brewing Company Piana: Słaba. Trzeba się natrudzić, aby powstała. Brązowa. Szybko zanika i słabo znaczy szkło. Barwa: Czarno-bure, nieprzejrzyste. Instrukcja na butli absolutnie zabrania nalewać z osadem, ale i tak jest nieklarowne. Zapach: Nie pachnie mi pastrami. Co więcej, pachnie Fortuną Czarną, a więc tradycyjnym zwrotem „kola w piwie”. W tle ciemne i jasne słody, trochę estrów owocowych. Ale za cholerę pastrami to tutaj nie ma. Po prostu Cola łamane przez Dr Pepper. Smak: Niskie wysycenie, wysoka pełnia. Bardzo słodkie i słodowe. Ja wiem, że pastrami może być różne i niekoniecznie tylko z wołowiny, ale to nie jest ten smak. Pierwszy akord to słodycz, słodowość i landrynki. W drugim już przechodzimy w rejony Coli/Dr Peppera, lekkich przypraw korzennych, karmelu, wanili i ciemnego rumu. Finisz alkoholowy z korzenną goryczką. Strasznie słodkie. Powiedzmy, że etykieta jest zaklinaniem rzeczywistości. W swoim życiu robiłem różne rzeczy w tym steki z syropem klonowym, ale tutaj nie ma tego uroku. Można spróbować jako ciekawostkę, ale jeżeli mamy dostępną Fortunę Czarną to trochę głupio wydać znacznie więcej kasy na podobny efekt. Wyświetl pełny artykuł
  2. Sour is new hoppy – takie hasło od jakiegoś czasu lobbują znudzeni już trochę chmielem Amerykanie. Nasi piwowarzy zawstydzili tych zza wielkiej wody i już na starcie swojego profesjonalnego biznesu wzięli się za kwaśne eksperymenty. Mowa o Browarze Artezan, który … Czytaj dalej → Post Artezan Chateau + Bonus pojawił się poraz pierwszy w Piwolog radzi .... Wyświetl pełny artykuł
  3. czyli kolejny witbier Krzysztofa Juszczaka. Po White Su [...] Wyświetl pełny artykuł
  4. Mimo, że moje ostatnie wpisy były najczęściej utrzymane w pochwalnym tonie, przyszedł najwyższy czas odmienić tą tendencje. Zapraszam na mały cykl dedykowany browarom, które w minionym roku mnie gorzko rozczarowały. Bez większego wahania moją subiektywną listę otwiera browar po którym tak wiele sobie obiecywałem. Przed wami powstały w 1633 roku browar Bürgerbräu, z uzdrowiskowej miejscowości Bad Reichenhall. Górna Bawaria a w szczególności właśnie te ziemie uchodzą w moim mniemaniu za bajkowa krainę. Nie tylko piękno tamtejszej przyrody jest tym magnesem, dla którego tak chętnie wracam w te okolice. Dodatkowym motywem są z pewnością tamtejsze browary, które według mojej opinii warzą najznakomitsze piwa. Według zapewnień wielu, jednym z browarów, który warto zobaczyć jest właśnie browar Bürgerbräu. Jakie moje było rozczarowanie, gdy ujrzałem wspomniany wyżej browar. Nie tego się spodziewałem po browarze, który jest często stawiany za wzór bawarskości. Szkaradne poplątanie styli architektonicznych z różnych epok, wpłynęło fatalnie na całość. Zdaję sobie sprawę, że tragiczne wydarzenia z lat czterdziestych minionego wieku musiały odcisnąć swoje piętno na okolicznej architekturze. Ale proszę państwa, bez przesady, wszak, browar ten znajduje się w sercu jednego z najsłynniejszych uzdrowisk w Niemczech. To właśnie ta instytucja powinna świecić przykładem dla innych i wyznaczać trendy architektoniczne na kolejne lata. Po dziś dzień zachodzę w głowę jak to możliwe, że w pobliskim Berchtesgaden z powodzeniem udało się ocalić od zatracenia browar jak i całe miasteczko, a w Bad Reichenhall niestety już nie. Kiepski gospodarz miasta, czy może inne nieprzychylnie czynniki tak fatalnie ukształtowało to miasto? Sam już nie wiem, co tym sądzić. Po cichu liczyłem, że chociaż od środka browar zyska moje uznanie. Niestety, po raz kolejny srogo się zawiodłem. Mimo, że naczynia warzelne, o rocznej wydajności wynoszącej 50 tysięcy hektolitrów, prezentowały się nad wyraz intrygująco, pozostałe działy browaru, wypadały dość przygnębiająco. Jak na browar, który chełpi się tradycyjnym, piwowarskim rzemiosłem, marnie wypadł w naszych oczach. Wszechogarniająca elektronika, sterująca każdy etap produkcji, wywoływała w nas politowanie. Co prawda z wielkim uznaniem podchodziłem to ich oferty, która obecnie składa się z takich gatunków, jak: ciemna pszenica (5,2% alk., 12,2 blg), jasnej pszenicy (5,2% alk, 12,2 blg), pszenicznego kozła (7,0% alk., 16,5 blg), podwójnego kozła (7,3% alk., 18,3blg), kozła (7,2% alk., 16,6blg), pilsa (4,9% alk., 11,2blg) czy też piwa ciemnego (5,1% alk., 12,2blg), ale finalny efekt, po raz kolejny, wypadł dość marnie. Nie oto chodzi, że cechowały się one wyraźnymi wadami. Nie, to nie to! One po prostu były na wskroś nudne! Budynek warzelni . . . . Firmowa gospoda browaru. Wyświetl pełny artykuł
  5. Dubbel nie jest piwem prostym do uwarzenia. Szczególnie fermentacja może okazać się dość problematyczna. Niestety często domowe dubble są obarczone wadami, których i ja nie uniknęłam. Do najczęstszych wad moim zdaniem należą: zbyt niskie odfermentowanie, przez co piwa sprawiają wrażenie słodkich ulepków, piwa kwaskowate (infekcje spowodowane np przeciągającą się fermentacją, zbyt duża ilość ciemnych słodów karmelowych), zapach acetonu (problemy z fermentacją). Jak ich uniknąć i jak uwarzyć poprawnego dubbla? O surowcach pisałam w poprzednim wpisie dziś troszkę porad dotyczących zacierania, gotowania i fermentacji. ZACIERANIE Zacieranie nie ma większego znaczenia, ale należy się starać przeprowadzać je „na wytrwanie”, czyli maksymalnie wydłużyć przerwę maltozową (63-65°C). Zwykle przeprowadza się zacieranie sterowane temperaturowo. Dekokcja nie jest stosowana. GOTOWANIE I CHMIELENIE Zalecane jest długie gotowanie brzeczki (90-120 minut) ma to na celu większe odparowanie, co z kolei powoduje zwiększenie zawartości ekstraktu, a także przyciemnienie barwy piwa i karmelizację cukrów. Chmielenie zazwyczaj przeprowadza się w dwóch dawkach, ale bywa też że stosuje się tylko jedną dawkę na początku gotowania (tak robi np. Achel). Z ilością chmielu należy uważać, bo ani wyraźna goryczka ani wyeksponowany aromat chmielowy nie jest pożądany w tym stylu. Dodatek cukru w wypadku dubbla jest wręcz koniecznością. Kiedy go dodać? Zazwyczaj zaleca się dodatek cukru na około 10-15 minut przed końcem gotowania. Można jednak dodać go wcześniej i pozwolić na to aby lekko się skarmelizował w kotle. FERMENTACJA Fermentacja to najważniejszy etap tworzenia udanego dubbla. Bardzo ważny jest dobór odpowiedniego szczepu drożdży o czym pisałam w poprzednim artykule. Nie mniej ważna jest odpowiednia ilość i kondycja drożdży. Należy przygotować duży starter drożdżowy. Można wcześniej „rozruszać” drożdże fermentując jakieś słabe piwo, a całą zebraną gęstwę użyć do fermentacji dubbla. Brzeczkę po gotowaniu trzeba szybko schłodzić do 17-20°C, bardzo mocno napowietrzyć i zadać drożdże. Fermentor ustawić w pomieszczeniu o temperaturze pokojowej. Temperatura powinna bardzo szybko podnieść się, zależnie od intensywności fermentacji do 23- 29°C. Po przelaniu na cichą fermentację dobrze jest piwo leżakować w temperaturach niskich, nawet bliskich 0°C. Jak to wygląda w browarach trapistów? Achel – drożdże zadawane do brzeczki o temperaturze 17-18°C, temperatura rośnie do 22-23°C, czas fermentacji głównej 5-6 dni. Leżakowanie 2-3 tygodnie w 0°C. Chimay – drożdże zadawane do brzeczki o temperaturze 20°C, temperatura rośnie do 27-28°C, czas fermentacji głównej 4-5 dni. Odwirowanie drożdży. Leżakowanie w 0°C. Rochefort – drożdże zadawane do brzeczki o temperaturze 20°C, temperatura rośnie do 23°C, czas fermentacji głównej 7 dni. Leżakowanie 3 dni w 8°C. Westmalle – drożdże zadawane do brzeczki o temperaturze 18°C, temperatura rośnie do 20°C, czas fermentacji głównej 5-6 dni. Leżakowanie 3 tygodnie w 8°C. Westvleteren – drożdże zadawane do brzeczki o temperaturze 20°C, temperatura rośnie do 28-29°C, czas fermentacji głównej 4-6 dni. Leżakowanie 4-6 tygodni w 10°C. Co mnie najbardziej zdziwiło w powyższym zestawieniu to czas fermentacji głównej. Jak widać przebiega ona bardzo szybko. Domowe dubble zwykle fermentują tydzień, czasami dwa. Jaki z tego wniosek? Zapewne dodajemy zbyt małą ilość drożdży i fermentacja się „ślimaczy”. REFERMENTACJA Refermentację w butelkach dobrze jest przeprowadzić w temperaturze około 22-23°C przez około 2-3 tygodnie. Po tym czasie butelki z piwem należy umieścić w chłodnym pomieszczeniu i poczekać z degustacją minimum 6 tygodni. Na zdrowie! Wyświetl pełny artykuł
  6. if you know what I mean Dziś o 21:00 zaczynamy drugi (w [...] Wyświetl pełny artykuł
  7. Odpowiedzi na pytania do odcinka 18. Kolejne odpowiedzi [...] Wyświetl pełny artykuł
  8. Piwne Style – Robust Porter Kolejne piwo z Ursa M [...] Wyświetl pełny artykuł
  9. i ankieta na temat livestreamingu. Najważniejszy news j [...] Wyświetl pełny artykuł
  10. Pisanie piwnych recenzji ostatnimi czasy nie należy do […] Wyświetl pełny artykuł
  11. American IPA z Bieszczadów. Ursa Maior nie ma obecnie d [...] Wyświetl pełny artykuł
  12. 2013 dał do pieca Wypada jakoś zwięźle podsumować obfitość zeszłego roku. Najwygodniej pewnie byłoby wszystko wypunktować w postaci listy. Tylko, że wyprałoby ten zmyślny przekaz z emocji. Trzeba się więc przygotować mentalnie na mój strumień świadomości. Achtung, Torpedo los! Piwo, a w zasadzie to jego morze, przepłynęło przez nasz piękny kraj. Sporo udanych, równie dużo co najmniej przekombinowanych (o ile nie fest spieprzonych). Rozkład normalny. Browary, które nie będą w stanie dostarczyć produktu o odpowiedniej jakości (w szczególności w odniesieniu do ceny) będą upadać. Z kolei browary warzące dobre piwo będą inwestować i zwiększać swój zasięg. Jestem ciekaw jak pójdzie naszym piwom w tym roku w USA. O ile z dostępnością tuzów segmentu piw rzemieślniczych jak AleBrowar czy Pinta nie ma problemu tak mniejsze browary skupiają się bardziej na rynku lokalnym lub określonych knajpach. I to jest piękne. Normalność. Mniej piękne są rzuty na kasę. Powszechnym prawidłem jest fakt, że to co modne się sprzedaje. I jednocześnie można sieknąć solidny pieniądz za butelkę, konsument i tak połknie jak młody pelikan. Tyle, że połknie raz, drugi czy trzeci i się zrzyga tą dobrocią. Wracając do tego co zna. Można oczywiście pisać rzewne teksty o rzemieślniczości, dorabiać teorie i historie. Na końcu rynek wszystko zweryfikuje. Który to rynek będzie się rozwijał. W tym roku pewnie pojawi się jeszcze więcej inicjatyw niż w zeszłym. I dobrze. Byle tylko były robione przez pasjonatów, którzy mają pojęcie o piwie. Dobra, dosyć smętów. Warto skupić się na pozytywach. Które piwa mnie porwały? Skradły me serce przenosząc do krainy wiecznej sesyjności? AleBrowar Smoky Joe - uwielbiam whisky, uwielbiam torfowe fenole. Dodatkowo lany z pompy jest po prostu genialny. Dlatego tym bardziej cieszy mnie wczorajsza informacja o wypuszczeniu specjalnej edycji SJ. Pinta Imperator Bałtycki – rzut na matę w ostatniej chwili. Piwo, które zantagonizowało opinie. Jedni są zdecydowanie za, inni mają z nim problem. Dla mnie ideał. Pracownia Piwa Dwa Smoki – co prawda wolałem pierwotną, bardziej witową wersję pitą w Żywcu, ale i tak jest to świetne, sesyjne piwo. Ciechan Grand Prix – potwierdzenie kunsztu Czesława Dziełaka oraz jednocześnie dowód na to, że jak się chce to się da. Powinno wejść na stałe do portfolio Ciechana. A teraz, werble i fanfary, piwo roku 2013 wg Piwnego Garażu Artezan Pacific - nie ma tutaj zbytniego zaskoczenia. Szczególnie jeżeli się mnie zna i chodzi na piwo. Artezan wygrywa tutaj sesyjnością, idealnym ułożeniem i dostępnością. Przynajmniej w Warszawie. Ile razy wychodzę na piwo, tyle razy piję Pacifica. Światowy poziom. Ale zaraz. Skoro mowa o wychodzeniu na piwo, dawno minęły już romantyczne czasy w których waliło się browar z butelki pod chmurką. Teraz mamy pijalnie piwa. Nie mordownie i oazy, tylko porządne wielokrany. I jest jeden multitap, którego logo mogę sobie wydziarać na ramieniu. Jest niczym rodzynek w ciastku z bakaliami. Chyba, że nie lubisz suszonych winogron, wtedy dobierz inne porównanie wg własnego uznania. Miejsce do którego uwielbiam wracać, za każdym razem się dobrze bawię, nawet jeżeli jest taki tłok, że przed wejściem stoi Japończyk w białych rękawiczkach i upycha gawiedź. Ocieractwo to zabawa dla Ciebie i Twoich znajomych. Pijalnia piwa roku 2013 wg mła – Kufle i Kapsle Tak teraz mnie naszła myśl, że powinienem opracować jakieś dyplomy czy insze statuetki. Dlaczego by nie. Papier czerpany, bling, tłok z Urala. Jeszcze wrócę do tego pomysłu. Z warszawskimi multitapami jest zresztą związany Warszawski Szlak Piwny. Niby konkurencja, a można razem podziałać dla budowy kultury piwa. Nic więc dziwnego, że szybko podchwyciły koncept inne piwne ośrodki. Kultura piwa, a właśnie. Przecież nie jest związana tylko z tym co można wypić. I dlatego wydarzeniem roku jest dla mnie spektakularny sukces Piwnego Imperium na wspieram.to. Gra jest po prostu zajebista, sam zresztą mam pamiątkową edycję z jednym z pierwszych numerów. Irek i Filip dali mocno radę. A myślałby kto, że wydarzeniem roku zostanie premiera jakiegoś piwa czy inne tego typu wydarzenie Nie sposób oczywiście nie wspomnieć o Piwny Blog Day 2.0. Biorąc pod uwagę burzliwy rozwój piwnej części blogosfery, jej częściową profesjonalizację i wypłynięcie na szerszy przestwór internetu, jeżeli zostanie zrealizowana edycja 3.0 to będzie ciekawie. Cieszy również profesjonalizacja konkursów piw nie tylko domowych. KPD w Żywcu ma już wyrobioną markę, tak samo jak konkurs we Wrocławiu. Natomiast kibicuję zarówno Warszawskiemu Konkursowi Piw Domowych jak również Golden Beer Poland. Szczególnie ten drugi jest konkursem którego nam brakowało. Co nam przyniesie 2014? Nowe sukcesy, nowe porażki. Browary będą się otwierać i zamykać. Znowu będzie ciekawie Nie muszę raczej wspominać, że podsumowanie pisane jest z mojej perspektywy. Jestem ciekaw jakie piwa rządziły w tym roku w Waszej opinii. Wyświetl pełny artykuł
  13. Czyli walijskie APA z nowozelandzkim chmielem. Dziś prz [...] Wyświetl pełny artykuł
  14. Artezan lepszy od rosyjskich naukowców? Rosyjska nauka zapowiadała nam (z miesiąc temu) wybitnie srogą zimę. I kontekst był ewidentnie meteorologiczny, bez podtekstów. W każdym razie zimy jak nie było tak nie ma, natomiast Jeże uwarzyli piwo zdecydowanie na okres wiosenno-letni. Biorąc pod uwagę marzec za oknami strzał w dziesiątkę. Jakoś nieszczególnie chce mi się ostatnimi czasy ogarniać recenzje gdzie indziej niż w domu. Wolę się skupić na aspekcie towarzyskim wyprawy. Na szczęście w tym przypadku miałem dostęp do wersji przedpremierowej. Taki piwny teaser. A piwo przedniej jest urody i walorów zacnych. Artezan Cymbopogon Piana: Średnio bujna, drobno pęcherzykowata, śnieżnobiała. Znaczy szkło. Barwa: Brzoskwiniowa, nieklarowne. W zasadzie przypomina witbiera. Zapach: Dzieje się. W bazie ziarno, jasne słody, nuty owsiane i pszeniczne. Główną rolę grają natomiast cytrusy, owoce tropikalne (głównie mango), trawa cytrynowa, zielona herbata. Jest obecna ciekawa nuta kojarząca mi się z yerba mate z trawą cytrynową właśnie. Smak: Mimo niskiego ekstraktu jest przyjemnie pełne i słodowe. Butelka siłą rzeczy dosyć nisko wysycona, wersja lana lepiej pod tym względem wygląda. Pierwszy akord to słodowość, owsianość i ogólne wrażenie ułożenia. Zaraz potem pojawiają się mango, delikatne żywice, cytrusy, trawa cytrynowa i zielona herbata. Finisz bardzo rześki, zbalansowany, kwaskowato-goryczkowy. Kapitalne piwo. Na lato będzie idealne, lepsze od zeszłorocznego Grodzisza. Niesamowicie pijalne, mimo mnogości smaków i aromatów wszystko jest na swoim miejscu. Idealna synergia słodyczy, kwaskowatości i goryczki. Po prostu chce się pić. Mam nadzieję, że Artezan włączy Cymbopogon do swojej stałej oferty obok Pacifica. PS. Na koniec jeszcze jeden teaser, już tylko zdjęciowy Wyświetl pełny artykuł
  15. Pozostając w klimacie podsumowań i jednocześnie kończąc ten temat, wpadłem dziś na pomysł, aby po krajowym plebiscycie zwrócić uwagę także na to, co miłego spotkało mnie ze strony piwowarów spoza granic Polski, a że import ciekawych piw w minionym roku rozwijał się bardzo dynamicznie, nietaktem byłoby pominąć tę kwestię. W związku z powyższym postanowiłem zapoczątkować […] Wyświetl pełny artykuł
  16. Rozpocząć nowy rok wpisem o browarze ma kiepską renomę, to się po prostu niegodni! Dlatego też, zapraszam was do browaru, który kilka lat temu nie jako stał się ikoną południowo-afrykańskiej sceny piwowarskiej. Czy swój rozgłos i uznanie zyskał tylko z powodu doskonałych piw? Jest w tym część odpowiedzi, ale jednak główną zasługą jest położenie browaru. Zapraszam was na wycieczkę po półpustynnych pustkowiach prowincji zachodnio-przylądkowej, a dokładniej w okolice miejscowości Robertson. Farma, na której znajduje się rzeczony browar, położony jest z dala od głównych szlaków komunikacyjnych, co może przysporzyć piwnym turystom nie lada kłopotów. Nam niestety przysporzyło. Co prawda, zdawaliśmy sobie sprawę, że tamtejsze polne drogi nie należą do najłatwiejszych szlaków, ale to co przeszliśmy pokonując tą trasę, można uznać za najgorszą gehennę w trakcie trwania wycieczki po RPA. Głębokie koleiny, liczne dziury, nierówne podłoże, to tylko część atrybutów tej drogi. Zdaję sobie sprawę, gdybyśmy posiadali pojazd z napędem na cztery koła byłoby nam łatwiej, ale niestety posiadaliśmy wehikuł o nazwie Kia Picanto. Na całe szczęście nasze samozaparcie po godzinnej jeździe zostało nagrodzone widokiem na jaki się nie nastawialiśmy. W niewielkiej dolinie porośniętą bujną zielenią, z dala od jakichkolwiek zabudowań, naszym oczom ukazała się niewielka, samotna chałupa, wybudowana jedynie z kamieni pochodzących z tych okolic. Z pewną dozą nieśmiałości okazało się, że ów przybytek nie jest budynkiem browaru a jedynie firmową karczmą dla browaru Saggy Stone Brewey, założonego nieopodal w 2010 roku. Firmowy lokal browaru, okazał się całkiem przytulnym przybytkiem, który oprócz miejscowego piwa, oferował prostą lecz smaczną stawę, a wszystko to w przepięknych okolicznościach przyrody. Jednak nie dla jedzenia przebyliśmy taki kawał drogi. Naszym celem było piwo pochodzące z browaru Saggy Stone. Jakie nasze było zdziwienie, gdy okazało się, że browar warzy na tym pustkowiu aż trzy rodzaje piwa, które są w ciągłej sprzedaży. Po dziś dzień się zastanawiam, jak w takich warunkach funkcjonuje i browar i ich piwiarnia. Na prawdę nie wiem. Nic to, nie nasze to zmartwienie. Na miejscu spodziewaliśmy się zastać raczej jasnego lagera a w najlepszym wypadku złotego ‘ejla’, ale nie to, co ujrzeliśmy na tablicy informacyjnej. Ofertę otwierał co prawda lager (4,5% alk.), ale który został stworzony z udziałem słodu pszenicznego. Następnie było jeszcze ciekawiej. Na przystawkę zaserwowano nam Red Ale (5,0% alk) a na deser prawdziwy hit, California Common (6,5% alk.). Tak, tak, tego się nikt z nas nie spodziewał. Wspaniałe połączenie rześkich owoców i karmelowych akcentów. W zapachu zaś dominował akcent chlebowo-chmielowy. Doskonałe. Po takiej prezentacji nie mogliśmy sobie darować wycieczki do zakładu, w którym to wyrabia się takie smakołyki. Gdyby nie nasz przewodnik, który okazał się jednocześnie piwowarem tamtejszego browaru, nasze poszukiwania trwały by znacznie dłużej. Mimo, że browar od lokalu jest oddalony raptem o kilometr, dostrzeżenie jego może przysporzyć nie małych kłopotów, albowiem ukryty został za gęsto porośniętym gąszczem krzewów. Sam kształt browaru, nie wzbudził w nas zachwytu. Ot, szaro-bury betonowy klocek jakich wiele i w naszym kraju. Jednak wnętrze okazało zgoła odmienne. Na niewielkiej przestrzeni, w jednym tylko pomieszczeniu, zostały zainstalowane dwie instalacje warzelne. Jednak o wybiciu 450 litrów, przeznaczona wyłącznie do warzenia California Common oraz druga, znacznie mniejsza o pojemności 250 litrów, dedykowana dwóm pozostałym stylom. Co ciekawe, browar jako jeden z nielicznych w tym kraju, stosuje najczęściej surowce krajowe. Słód oraz drożdże w całości pochodzi z RPA, natomiast chmiele pochodzą po części z RPA a po części z USA. W chwili obecnej browar swoje produkty rozlewa wyłącznie do beczek, które są rozsyłane do blisko dwudziestu lokali rozsianych po całej prowincji zachodnio-przylądkowej. Miejsce, koniecznie do odwiedzenia! Firmowa karczma . Gotowanie California Common . . . California Common . Red Ale i California Common (tak wiem, podobnie wyglądają) . hs Wyświetl pełny artykuł
  17. Czyli wreszcie dobra etykieta z Olimpu. Czy piwo dostos [...] Wyświetl pełny artykuł
  18. czy może raczej jankeskie gargulce Stone Brewing, razem z Rogue i Dogfish Head, należy do pierwszych amerykańskich browarów, które miałem okazję spróbować lata temu. Uroki Brau Beviale i stoiska plantatorów chmielu zza Oceanu. Wszystkie trzy wywarły na mnie wielkie wrażenie. Trochę wody w Wiśle upłynęło i piwa z Rogue są już dostępne w naszym pięknym kraju, natomiast Dogfish Head skupił się na rodzimym rynku. Co jednak ze Stone? Okazuje się, że jest osiągalne w Europie. A przynajmniej w Albionie. Akurat kumpel został wysłany w te rejony na czasową banicję i miał możliwość sprowadzić mi parę butelek. Czy było warto? Oaked Arrogant Bastard Ale Piana: Niska, ale za to o całkiem eleganckiej konstrukcji. Lekko przybrudzona. Wolno opada znacząc szkło. Barwa: Piękny rubin. Wygląda na klarowne, ale po przyjrzeniu się widać, że w toni unoszą się drobinki. Zapach: Od razu po przelaniu atakują nas nuty typowe dla amerykańskiego chmielu: grejpfrut, sosna i żywica. Po chwili docierają słodkie melanoidyny, karmel i słód. Na samym końcu majaczy nuta drewna. Smak: Średnia pełnia, średnie wysycenie. Pierwszy akord to słodowość i umiarkowana, ale jednocześnie zaznaczona słodycz. Następnie pojawiają się posmaki żywicy, cytrusów, melanoidyny i karmel. Finisz cierpki, drewniany o solidnej grejpfrutowej goryczce, która wybrzmiewa całkiem długo. Świetnie rozwijające swój profil podczas degustacji piwo. Mimo, że goryczka jest silna i długa nie męczyła. Sprawiała wręcz, że miałem ochotę na kolejny łyk piwa, aby rozpocząć cały cykl smaków od nowa. Początkowa słodycz i słodowość świetnie kontrastuje z wytrawnym, lekko cierpkim i mocno goryczkowym finiszem. Warto spróbować. Stone Brewing Smoked Porter Piana: Stosunkowo bujna, ale o drobno i średnio pęcherzykowatej strukturze. Dosyć szybko opada, ale mocno znaczy szkło. Barwa: Bardzo ciemna wiśnia/ palisander. Przebija na karmazynowo. Klarowne. Zapach: Przede wszystkim nuty ciemne, palone i wędzone. Suszone owoce, palony jęczmień, estry owocowe, lekki słód. Jest to zupełnie inny koniec skali niż niemieckie piwa wędzone. Tutaj ta wędzoność jest stonowana, nie przytłacza. Piwo przez to ma możliwość wykazania się w tak miłym parametrze jak sesyjność. Aromat jest bardzo zbalansowany. Smak: Średnia pełnia, niskie wysycenie. Ciekawe połączenie smaków. Początkowa słodowość wsparta jest od początku wędzonością i palonością. Średnia pełnia i posmaki jasnych słodów przechodzą w aromaty wędzone, estrowe, palone i karmelowe. Finisz wędzono-palono-goryczkowy. I to mocno goryczkowe jak na wędzonego portera. Wychodzą oczywiście tak pożądane cechy amerykańskiego chmielu, głównie cytrusowość. W aromacie zostały przykryte wędzonką i ciemnymi nutami. Świetne piwo, niesamowicie pijalne. Nuty palone i wędzone na finiszu walczą o lepsze z goryczką, a i sam bukiet należy do bogatych. Czy jest wybitne? Nie. Jest po prostu bardzo dobrym piwem. Gdybym trafił takie na kranie na pewno byłby to mój wybór na wieczór. Stone IPA Piana: Śnieżnobiała, bardzo bujna i trwała. Idealna konstrukcja. Wolno opada i znaczy szkło. Barwa: Głębokie złoto, klarowne z iskrą. Zapach: Dokładnie to czego człowiek spodziewa się w AIPA. Pełne wiadro cytrusów, owoców tropikalnych i lasu iglastego. Grejpfrut, mandarynka, mango, sosna, żywice, lekka słodowość dla ostatecznego szlifu. Bardzo zacne. Smak: Wyraźna pełnia, średnie wysycenie. Chmiel jest obecny praktycznie od samego początku, w dodatku jest wręcz oleiste od żywic i olejków. Słodowość jest wyraźna, ale bardzo szybko przechodzi w feerię aromatów chmielowych – cytrusy, owoce tropikalne, żywice. Finisz wybitnie i bardzo silnie goryczkowy. Mimo, że goryczka jest na wysokim poziomie to nie jest zalegająca czy męcząca. Klasa piwo, wyznacznik AIPA. Jedno z najlepszych jakie piłem. Nic dodać nic ująć. Reasumując – traficie jakieś piwo ze Stone to bierzcie w ciemno. Jeżeli tylko nie było trzymane przy kaloryferze w skrzynce z cebulą to stawiam orzechy przeciwko dolarom, że będzie co najmniej dobre. Wyświetl pełny artykuł
  19. I dlaczego wróciłem na forum browar.biz? Jakiś czas tem [...] Wyświetl pełny artykuł
  20. alkohol za volant nepatří Nie planowałem tego tekstu, w zasadzie nie wiem czy to dobrze, że go wrzucę. Ale zagotowałem się konkretnie. Przypuszczam, że każdy kto ma radio/telewizor/internet i jeszcze nie rzucił wszystkiego w cholerę, by żyć w szałasie w Bieszczadach słyszał o wypadku w Kamieniu Pomorskim. Kolejnym spowodowanym przez pijanego kierowcę. Jak pewnie co weekend w Polsce. Raz na jakiś czas zdarzają się wypadki, które różnią się od innych tym, że mają solidne nagłośnienie medialne. I tak też jest w tym przypadku. Do tego stopnia, że sprawa dotarła aż do rangi ministerialnej i ma wywołać „zajęcie się”. Oczywiście, że stała się tragedia. I tragedią jest każdy wypadek w którym giną ludzie. I to rozpatrywaną w naprawdę szerokim kontekście, nie tylko dla najbliższej rodziny i znajomych ofiar. Którym szczerze współczuję, nikt nie powinien tak rozpoczynać nowego roku. To także tragedia dla społeczeństwa Do ciężkiej kurwy nędzy, przecież debil, który mając prawie dwa promile alkoholu we krwi „wsiada za kółko” nie żyje w bańce z próżni. Nie jest zapewne również ninją, niezauważenie czmychającym do samochodu. A już szczególnie, jeżeli podróżuje z pasażerami. Jak trzeba mieć nasrane między uszami, żeby nie tylko dać prowadzić pijanemu, ale powierzyć takiej osobie swoje życie? Rocznie robię od cholery kilometrów, zarówno katamaranem jak i na dwóch kołach. I pijani kierowcy to jest zjawisko, którego za każdym razem się po prostu obawiam. Polskie drogi są wystarczająco niebezpieczne i zaskakujące, nawet gdy jest się całkowicie trzeźwym. Co dopiero z alkoholem we krwi i diabłem brawury na ramieniu – „co, ja nie dam rady?”. Może to paradoksalne dla osoby propagującej picie dobrego piwa. Ale równocześnie propaguję kulturę picia. A dla mnie podstawowym, niezbywalnym prawem tej kultury jest nadrzędna zasada „po alkoholu odpierdol się od pojazdów mechanicznych”. Czesi – wybitnie piwny kraj. Dopuszczalny limit alkoholu we krwi? 0,0‰. Prosta piłka. Dlatego też w każdej knajpie będzie piwo bezalkoholowe. Powtarzam to z uporem maniaka na każdym szkoleniu jakie prowadzę. Nie interesują mnie limity jakie są w Niemczech, Anglii czy Irlandii. Jakie ich drogi mają odniesienie do tego co jest u nas? Osobiście uważam, że polskie 0,2‰ to i tak za wysoko. Pewnie wielu osobom podpadnę, ale trudno. Było stać na imprezę to stać również na taksówkę, a jak nie to wio z buta. Oczywiście – przy medialnym szale od razu zaczną się piękne zapasy w błocie. A te mają to do siebie, że nie ma opcji – każdy się ubrudzi. Jak słusznie zauważył Kominek, jakoś inny był odzew przy okazji sprawy rowerzystów pod wpływem. Cóż, ja wielokrotnie byłem zmuszony omijać pijanych rowerzystów czy pieszych na moich trasach. Polecam taką rozrywkę, szczególnie wracając w nocy. Z bliżej mi nieznanych przyczyn jazda rowerem na bani łączy się z ubiorem maskującym i brakiem odblasków. Jeden gagatek na głównej krajowej (jednojezdniowa, jednopasmowa) tropił węża środkiem drogi. W biały dzień, jego szczęście. I nie, to nie jest problem tylko pieszego czy rowerzysty pod wpływem. Jeżeli, nie daj Boże, taki osobnik wpadnie komuś pod koła to nie jest to problem tylko rozjechanego. Nie licząc drogi krzyżowej wymiaru sprawiedliwości, przypuszczam że większość ludzi jednak ciężko by się żyło ze świadomością zabicia człowieka. Jak powinno wyglądać w idealnym świecie miałem przykład po południu 1 stycznia po imprezie sylwestrowej. Dwa alkomaty, zdrowy rozsądek i odpowiedzialność za swoje czyny oraz dodatkowo na każde auto drugi kierowca w zapasie. Żadnego „może nie złapią”, „spoko, jestem całkowicie trzeźwy”, „dam radę”. Mam fantastycznych znajomych i przyjaciół. Kontrola najwyższą formą zaufania? Czy zmiana prawa cokolwiek zmieni – ciężko stwierdzić. Przede wszystkim sam fakt możliwej kary powinien działać odstraszająco na osoby, które nie mają na tyle rozsądku i odpowiedzialności, że są w stanie popełnić taki kretynizm. Nieuchronność tej kary. A jak pokazuje przykład panny, która w pięknym stylu wpieprzyła się w przejście podziemne w centrum Warszawy jakoś ta nieuchronność jest cokolwiek wybiórcza. Co to w ogóle znaczy „recydywa za prowadzenie pod wpływem”? Chyba powinniśmy wrócić do idei miejskiego pręgierza. Przyczepić takiego delikwenta przed ratuszem albo na rynku na okres tygodnia, niech skruszeje jak tuszka, i zobaczymy czy będzie ochota na „recydywę”. A w tak zwanym „między czasie” trzeba się skupić na pracy u podstaw. Wyświetl pełny artykuł
  21. Często zadajecie pytanie: ile kosztowało konkretne piwo [...] Wyświetl pełny artykuł
  22. Rok zamknięty, a hipotetyczny kac mam nadzieję, że wyleczony. Czas na subiektywne podsumowanie. Co zapamiętałem najbardziej? Co mnie najmocniej poruszyło? Piwowarzy W zasadzie słowo klucz także poprzednich lat, ale w tym dało się odczuć z jeszcze większą siłą. Za doskonałym … Czytaj dalej → Post 2013 okiem Piwologa pojawił się poraz pierwszy w Piwolog radzi .... Wyświetl pełny artykuł
  23. Miniony rok obfitował w tak wiele wydarzeń związanych z polską sceną piwowarską, że już parę miesięcy temu zastanawiałem się, jak trudne zadanie czeka mnie u jego kresu, kiedy to będę przygotowywał kolejne zestawienie “Piwnych gwiazd i czarnych dziur”. Pomyślałem sobie, że warto byłoby wesprzeć się w tym trudnym wyborze Waszymi głosami, potem jednak wpadłem na […] Wyświetl pełny artykuł
  24. Dziś postaram się przybliżyć surowce wykorzystywane w produkcji belgijskich dubbli. Receptury tych piw są zazwyczaj dość proste, a złożony bukiet smakowo zapachowy jest wynikiem przede wszystkim użycia odpowiedniego szczepu drożdży i umiejętnego prowadzenia fermentacji. Woda W browarach trapistów wykorzystywana jest zazwyczaj miękka woda uboga w wapń i magnez, taką używają Browary Chimay i Achel. Rochefort i Westwalteren używają wody nieco twardszej. Westwalteren posiada stację uzdatniania wody, ale zakres uzdatniania pozostaje tajemnicą. Jak widać, woda nie odgrywa w przypadku tych piw, aż tak dużej roli i większość naszych „kranówek” powinna się nadawać. Oczywiście jeśli mamy wodę chlorowaną, dobrze jest pogotować ją przed użyciem przez jakiś czas, aby chlor się ulotnił. Słód i niesłodowane zboże Zasyp dubbli produkowanych przez browary Trapistów zazwyczaj jest dość prosty i obejmuje słód pilzneński czasami z niewielkim udziałem słodu karmelowego bądź czekoladowego. Część browarów wykorzystuje też niesłodowane zboża. Podobno Chimay i Rochefort stosują skrobię pszenną. W domowym browarze proponuję użyć dobrej jakości słód pilzneński jako podstawę zasypu. Można dodać niewielkie ilości słodu monachijskiego i /lub wiedeńskiego dla pogłębienia barwy i nadania słodowych akcentów. Z ciemnych słodów polecam Special B wnoszący aromaty ciemnych, suszonych owoców w szczególności kojarzonych z rodzynkami, a także słodu Biscuit dla nadania aromatów ciasteczkowych, tostowych i Caramunich wnoszący zapach suszonej śliwki. Można też użyć minimalnej ilości słodów czekoladowych dla przyciemnienia barwy. Wszystkie słody specjalne powinny być używane z umiarem, w małych ilościach, gdyż zbyt intensywny smak karmelowy, a tym bardziej palony nie jest zgodny ze stylem. Bardzo częstą wadą domowych dubbli jest właśnie przeładowanie kolorowymi słodami. Tymczasem charakterystyczne posmaczki uzyskuje się przede wszystkim przez dodatek ciemnego cukru oraz fermentację prowadzoną z użyciem specjalnych szczepów drożdży. Chmiel Chmiel nie odgrywa dużej roli w przypadku dubbli, niemniej jednak większość browarów klasztornych przywiązuje do niego wagę i używa tylko szlachetnych chmieli aromatycznych. W recepturach klasztornych najczęściej pojawiają się Saaz ( Achel, Westmalle), Styrian Goldings (Westmalle, Wesvleteren), Hallertau (Chimay, Westvleteren), Tettnang (Westmalle), Fuggles ( Westmalle). Ciekawostką jest fakt że browar Chimay zaczął używać ekstraktów chmielowych już w latach 50 ubiegłego wieku. Ekstrakt pozwala uzyskać większą powtarzalność goryczki niż granulat i szyszka. W domu oczywiście tego nie polecam, gdyż dozowanie ekstraktu na tak małą skalę jest dość trudne. Dodatki Kluczową rolę w komponowaniu receptury dubbla odgrywa cukier i jego pochodne, pisałam o nich kilka tygodni temu. Cukry powinny stanowić w tym przypadku od 10 do 20% surowców fermentowanych. Ich użycie powoduje, że piwo jest mocno odfermentowane, a przez to lekkie w odbiorze . Ponadto ciemne wersje cukru i syropów cukrowych wnoszą do piwa nie tylko barwę, ale i aromaty rumowe, karmelowe. Polecam użycie brązowego cukru kandyzowanego lub belgijskiego syropu kandyzowanego. Można oczywiście samemu zrobić cukier kandyzowany w domu. Postaram sie w najbliższym czasie podpowiedzieć jak tego dokonać. Do dubbla raczej nie powinno się dodawać przypraw. Można ewentualnie dorzucić do kotła odrobinę kolendry tak jak podobno czyni to Rochefort. Drożdże Drożdże to najistotniejszy składnik klasztornych receptur. Polecam użycie tylko dedykowanych szczepów drożdży płynnych. Do fermentacji dubbla dobrze sprawdzą się: - Wyeast 1214 Belgian Abbey – wywodzący się z browaru Chimay. W temperaturach od 18-24C szczep ten daje aromaty fenolowe, goździkowe, owocowe, alkoholowe, a w wyższych temperaturach – aromaty goździkowe, gumy balonowej, alkoholowe, różane, owocowe, bananowe. - Wyeast 1762 Belgian Abbey II – wywodzący się z browaru Rochefort . W temperaturach od 18-24C szczep ten daje czyste, nieco owocowe aromaty, a w wyższych rozpuszczalnikowe, alkoholowe, fenolowe - Wyeast 3787 Trapist High Gravity – wywodzący się z browaru Westmalle (używany też w Achel i Westvleteren). W temperaturach od 18-24C szczep ten daje aromaty goździkowe, alkoholowe, ananasowe, a w wyższych temperaturach aromaty gumy balonowej, goździkowe, alkoholowe, owocowe, lekko rozpuszczalnikowe. - Wyeast 3522 Belgian Ardennes – mój ulubiony szczep wywodzący się browaru Achouffe. W temperaturach od 18-24C szczep ten daje czysty słodowy profil, a w wyższych goździkowy, gumy balonowej, ściągający, fenolowy. Przygotowując wpis korzystałam z książek Michaela Jacksona Great Beers of Belgium i Stana Hieronymus Brew Like a Monk oraz z artykułów Belgian Trappists and Abbey Beers Martina Lodahl i Trappist Ale Horsta Dornbusch W kolejnym wpisie podam wskazówki dotyczące zacierania, gotowania i udanej fermentacji dubbla. Wyświetl pełny artykuł
  25. zazwyczaj dobry pomysł W świątecznej przerwie od treningów zabrałem się za opróżnianie składu piwa. Szkoda by było, gdyby zaczęły się terminować. Dobrałem się w związku z tym do trzech lambików. Czy któryś z nich zabrałbym na dzisiejszą imprezę sylwestrową? Zacznę od tych gorszych. A niby z „The World’s oldest lambic brewery.”. Co nie przeszkadza dodawać im zamiast owoców sok, w tym sok z bzu. Oczywiście do tego aromaty i standardowo przeciwutleniacz w postaci witaminy C. Tak przy okazji, sok z czarnego bzu to znany patent na erzac koloru czy aromatu malinowego. Szkoda coś takiego w lambiku widzieć. Timmermans Kriek Lambicus Piana: Średnio bujna, ale drobno pęcherzykowata. Różowa. Szybko opada i oblepia szkło. Barwa: Piękna, klarowna wiśnia z iskrą. Zapach: Pierwszy aromat to nawet nie są wiśnie, ale pestka wiśni, marcepan i migdały. Strasznie słodki. I już wiadomo, że grany był mocny aromat. Smak: Średnio wysycone. Paradoksalnie jak na Krieka nie jest kwaśne, jest wręcz za słodkie. Pierwszy akord to cukrowa wręcz słodycz i bardzo delikatna kwaskowatość. Drugim jest słaby aromat wiśniowy i zdecydowanie pestka, migdały i aromat do ciasta. Finisz o lekko zaznaczonej cierpkości, ale głównie jest kontynuacją wszechogarniającej słodyczy. Świetna alternatywa dla osób, które nienawidzą piwa. Smakuje jak piwo z syropem wiśniowym i migdałowym aromatem do ciasta. Wszyscy inni mogą spokojnie ominąć podczas zakupów. Timmermans Framboise Lambicus Piana: Słaba, zróżnicowana. Szybko opada. Barwa: Malinowe, klarowne z iskrą. Zapach: Sztuczny aromat malinowy, a więc dominanta czarnego bzu. Piękny przykład potwierdzający to o czym uczono mnie na studiach a potem na sensoryce. No i oczywiście, jakże by inaczej, cukrowa słodycz. Smak: Średnio wysycone, niska pełnia. Smakuje jak malinowy ChupaChups. Cukrowa słodycz całkowicie dominuje, w tle pojawia się jeszcze bardzo delikatny kwasek cytrynowy. Jeszcze słabsze niż poprzednie. Jeżeli chcesz spróbować ChupaChupsa w formie „piwnej” to polecam. Inni lepiej niech trzymają się z daleka. 3 Fonteinen Oude Kriek Piana: Praktycznie brak. Zresztą po wyciągnięciu korka nie było nawet syknięcia, co dopiero strzału. Barwa: Początkowo wybitnie klarowne, jak wino. W miarę nalewania mętnieje. Ostatecznie kolor domowej nalewki malinowej. Zapach: Siano, stajnia, końska derka, kwas, wiśnie. Czyli to czego oczekujemy w krieku. Dodatkowo miły sznyt w postacie wina, piwnicy i naturalnych (nie z aromatu) migdałow. Smak: Zerowe wysycenie. Gdybym nie wiedział, że tak może smakować piwo to stwierdziłbym, że jest zepsute. Doznania podobne do lizania baterii 9V. Są wiśnie, ale głównie gra totalna kwaśność. Jest to chyba najkwaśniejszy Kriek jaki miałem okazję pić. Kwaśne wiśnie, pestka, cierpkość – na tym jesteśmy skupieni. Do tego dochodzi posmak beczki, trochę octu balsamicznego i ziemistości. Pijalność? – praktycznie zerowa. Niby butelka nieduża, ale rozlałbym to jednak na kilka osób we flety. I o to właśnie chodzi. Zdecydowanie warto sprawdzić, bo to absolutna ekstrema. Zdecydowanie kupię jeszcze parę butelek na specjalne okazje. Timmermansa omijamy szerokim łukiem. Drei Fonteinen jest dosyć ciężkie do kupienia, ale jeżeli traficie to brać w ciemno. W końcu „sour in the new hoppy” . Jeżeli nic się nie trafi i chcecie jakiegoś lambika – weźcie Lindemansa. Jasne, też ma dodatki. Ale przynajmniej trzyma poziom w smaku i jest szeroko dostępny. PS. Przy okazji przypominam wczorajszy wpis z kandyzowanym bekonem, jeszcze jest czas go zrobić Wyświetl pełny artykuł
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.