Pierre Celis
Members-
Postów
4 652 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
7
Typ zawartości
Nowości
Receptury medalowe
Profile
Forum
Galeria
Pliki
Blogi
Wydarzenia
Sklep
Collections
Giełda
Mapa piwowarów
Treść opublikowana przez Pierre Celis
-
czyli kopyra parcie na szkło. Vlog, czyli video blog wydawał mi się ciekawym i kuszącym pomysłem od jakiegoś czasu, ale miałem trochę obaw, że obróbka filmów zabierze mi nawet więcej czasu niż tradycyjne wpisy. Po drugie miałem obawy, że poetyka … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
które każdy dżentelmen znać powinien Każdej damie z dobrego domu imponuje zacna wiedza jak również fachowa terminologia. Zdobądź szacunek w stadzie dzięki zapamiętaniu tych prostych związków i powiązanych z nimi okoliczności przyrody i żywiołów mających swoje odbicie w jakże szlachetnym trunku jakim jest piwo! A teraz już zupełnie poważnie. Zwrócono mi uwagę, że fajnie byłoby gdybym zrobił wpis quasi fachowy o aromatach jakie można znaleźć w piwie. Nikt nie ma ochoty czytać w przerwie na kawę artykułu biochemicznego, w dodatku pisanego z zadęciem godnym lepszej sprawy. Dlatego przyjmijmy konwencję Playboy Companion. Myślę, że w przypadku bycia pasjonatem, który lubi pić piwo, ale nie jest w żaden sposób związany z branżą nie ma sensu bawić się w jakieś mega duże i jeszcze nudniejsze opracowania. Także prezentuję mój Top 11 aromatów. Dlaczego 11? 1. Diacetyl, mój ulubiony. Za co odpowiedzialny: słodki aromat mleka, maślanki, masła. W ekstremalnych przypadkach piwo będzie waniało jak jogurt zbożowy. Dopuszczam diacetyl tylko w przypadku czeskich piw jasnych, czy niektórych wyspiarskich Ale, a i to w rozsądnych stężeniach. W teorii jest to najwyraźniejszy wskaźnik niedojrzałości piwa. Produkowany przez drożdże, powinien zostać zredukowany jeszcze w czasie fermentacji. W Polsce idealny przykład to Lubuskie z Witnicy, zresztą zaczynam podejrzewać, że ten browar to tak naprawdę zakamuflowana centrala mleczarska. Obecność w piwie w którym nie powinien się znaleźć może oznaczać, że drożdże w browarze zapieprzają za miskę węglowodanów jak chińskie dzieci w fabryce zagranicznego koncernu i już nie miały siły nic z tym związkiem zrobić. Ewentualnie może wskazywać również na zakażenie bakteryjne (patrz Antidotum). 2. Octan izoamylu Za co odpowiedzialny: aromat bananów, przede wszystkim w piwach pszenicznych. Nie ma się nad tym co rozwodzić. Produkowany przez drożdże, będzie obecny w każdym piwie, ale szczepy pszeniczne lecą z tym po bandzie. W zasadzie jeden z wyznaczników stylu. 3. Octan etylu Za co odpowiedzialny: aromat rozpuszczalnika/acetonu. Produkowany przez drożdże, obecny w każdym piwie. Szczególnie w mocarzach o masywnym ekstrakcie. Jeżeli zgrywa się zresztą bukietu to luz, jeżeli wali po nosie to piwo jest niezbalansowane i nie ma co twierdzić inaczej. 4. Chmiel Za co odpowiedzialny: zaskoczenie, bo za aromaty chmielowe. Odmian mamy od groma, więc aromaty mogą być korzenne, ziołowe, trawiaste, żywiczne, cytrusowe i cholera jeszcze wie jakie. Niemcy ostatnio zarejestrowali odmianę cechującą się aromatem lodowca. Pewnie do ice bocka. Ostatnio jest moda na używanie amerykańskich i nowozelandzkich odmian, wpieprzanie ich wagonami do kotła w chmielowym swingers party albo jako nowoczesnego singla. Tyle, że najfajniej chmielonym i jednocześnie mega pijalnym piwem jakie piłem był Tucher Nurnberger Pils. Jak będę miał ochotę na zatykającą gorycz to poliżę chininę, także dzięki. 5. Autoliza Za co odpowiedzialny: aromat śmierci i zniszczenia, co w praktyce oznacza przypalone mleko lub pieczone ziemniaki. Apokalipsa będzie pachnieć pyrą z przypalonego garnka po mleku. Przetrzymamy zbyt długo piwo na drożdżach, użyta gęstwa będzie przechodzona i wyjdą wtedy takie cymesy. Nie musi występować tylko w piwach niefiltrowanych, równie dobrze może trafić się w każdym innym. 6. Reszta estrów (bo octan izoamylu i etylu to także estry) Za co odpowiedzialne: aromaty ogólnie przyjemne, ale to w zależności od kontekstu. Mamy więc całą gamę owoców (banany, jabłka, truskawki, gruszki, brzoskwinie), kwiaty, słodycze. Dlaczego ogólnie przyjemne? Jak dostaniecie pierwszego lagera pachnącego truskawkami to, o ile nie był to zamysł autora, zachwyceni nie będziecie. Zasada jest prosta w piwach górnej fermentacji (a więc fermentowanych w wyższych temperaturach) estrów będzie więcej i powinny razem pięknie grać. Patrz wyspiarskie piwa typu Ale. Z kolei piwa dolnej fermentacji (a więc fermentowane w niższych temperaturach) powinny mieć czysty profil, skupiony na dwóch punktach: słodzie i chmielu. Lager czy Pils z wysokim stężeniem estrów jest żenujący i idealnie służy do czyszczenia zlewu. 7. DMS Za co odpowiedzialny: piwo będzie ordynarnie walić kukurydzą z puszki i gotowanymi warzywami. Jeżeli ktoś pamięta Smoki z Fortuny ten na pewno wie co to za piękny aromat. Aktualnie wystarczy się przejść do któregoś z nowszych minibrowarów i zamówić Pilsa. W 8 przypadkach na 10 będziemy mieli i DMS i diacetyl. Miodowa kukurydza, po prostu orgazm. W Warszawie do takiego szkolenia polecam Browar de Brasil. DMS jest wyznacznikiem tego, że piwo nie było warzone/było warzone za krótko/nie było wystarczająco szybko schłodzone/słód był lichy. 8. Kiblowy Za co odpowiedzialny: nazwa mówi sama za siebie. Dzięki rozwojowi browarów restauracyjnych oraz coraz to nowym inicjatywom kontraktowym myślę, że będziemy częściej witali ten wątpliwy aromat. Odpowiedzialne za to mogą być dwa związki: merkaptan i indol. Pierwszy oznacza, że znowu mamy komfort pracy drożdży w głębokim poważaniu. Często będzie występował z autolizą i DMS. Indol z kolei oznacza zakażenie bakteryjne. Tak czy siak należy wylać do zlewu i się nie męczyć. Nie mylić z siarkowodorem (zgniłe jaja), który to może być skutkiem daremnej kontroli nad drożdżami lub zakażenia bakteryjnego. 9. Fenole Za co odpowiedzialne: aromaty korzenne, pieprzowe, „pikantne”. W piwach pszenicznych jak najbardziej pożądany aromat goździków. Produkowane przez drożdże pszeniczne oraz specjalne, jak np. szczep T-58. Ale także drożdże dzikie, więc jeżeli piwo wali fenolami a nie powinno no to mamy zakażenie. Idealny przykład fenoli to Dyniamit, jest tam tego jak w przeciętnym gabinecie dentystycznym, zarówno z przypraw jak i użytych drożdży. 10. Metaliczny Za co odpowiedzialny: metaliczny posmak piwa, czasami nawet aromat. Idealny przykład: Brackie. I teraz możemy zrobić bardzo prosty test czy metaliczny posmak jest z powodu chmielu (bo może tak być) czy od jonów żelaza (czy to z wody czy ze zbiorników). Maczamy palec w piwie i rozcieramy na nadgarstku. Panie wiedzą o czym ja tutaj piszę. Jeżeli pachnie ziołami – metaliczność jest z chmielu. Jeżeli krwią/atramentem – od jonów żelaza. Et voila. 11. Nasłoneczniony, elegancko zwany skunksem Za co odpowiedzialny: za ten jakże szczególny a specyficzny aromat piwa w zielonej butelce. Dlatego właśnie mówi się, że Heineken pachnie marihuaną, Carlsberg nikotyną itp. Zielona butelka przepuszcza więcej światła od brązowej, dzięki czemu szybciej zachodzą reakcje chemiczne w piwie. Interesującą nas tutaj reakcją jest ta związana ze związkami z chmielu. Sprowadza się to do, przyjmijmy taką konwencję na rzecz tego artykułu, magicznej przemiany złota w ołów. To znaczy chmielu w skunksa. Aczkolwiek wystarczy postawić nawet brązową butelkę na solidnym słońcu i będzie dobrze. Mieszkańcy Albionu radzą sobie z tym problemem lejąc w jasne butelki piwo potraktowane zmienionym chemicznie chmielem. Ot, zabejcowanym przed słońcem. Jeszcze taki protip: piwu szkodzą trzy rzeczy: czas, światło i temperatura. Zapamiętać i przyswoić. A potem sprawdzić w jakich warunkach sprzedawane są piwa. Np. bardzo ładnie wyeksponowane belgijskie piwa na najwyższej półce idealnie pod świetlówką. Delicje. Słowo na koniec Wyszło ponad 1000 znaków, więc wyczerpałem sensowny limit na wpis. Temat jest cokolwiek liźnięty, jeżeli będzie zainteresowanie możemy zrobić z tego cykl lub rozwinąć dyskusję w komentarzach. Albo jedno i drugie, na bogato. Wyświetl pełny artykuł
-
czyli najlepsi przyjaciele człowieka. Po wodzie, słodzie i chmielu, czas na kolejny kluczowy składnik, bez którego nie byłoby piwa. Mowa oczywiście o drożdżach. Bez drożdży nie byłoby ani piwa, ani wina, ani w ogóle alkoholu. Teoretycznie można by jeszcze ratować … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
czyli najmocniej chmielone piwo w Polsce. Jak już pisałem wczoraj dostałem wyniki badania IBU Sharka. Kiedy pisałem wczorajszą Łamiącą Wiadomość, jeszcze nie wiedziałem, że znane są wyniki tego badania dla Ataku Chmielu i Imperium Atakuje z Pinty. To pierwsze ma … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
czyli znamy IBU Sharka i Borsuka. Jednym z najczęstszych pytań, jakie słyszałem w kontekście Sharka było – ile to piwo ma IBU? Odpowiadałem że z wyliczeń wynikało ok. 60 IBU, ale to były bardzo teoretyczne wyliczenia, bo badania laboratoryjne były … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
ale też jest zajebiście 27.10 miała mieć miejsce premiera dwóch piw dyniowych z najbardziej ambitnych browarów kontraktowych – AleBrowaru i Pinty. Uważam, że w poszukiwaniu nowości i nieodkrytych lądów piwnych zaczynamy powoli dochodzić do ściany, ale co poradzić. Najwyraźniej mamy zacięcie, by w ciągu roku/dwóch nadrobić dwie dekady dzielące nas od Stanów. Kronikarski obowiązek nakazuje montować ekipę i sprawdzić temat. Wyprawa w sile 7 osób: Adela z Gotowenapiwo.pl, Magdalena (nie piwoszka), Mateusz (piwowar domowy), Majk (zacięty piwosz), Tomek i Jacek (okazjonalni piwosze) oraz Wasz ulubiony piwny bloger. I jestem z tego cholernie zadowolony, grupa była na tyle zróżnicowana, że opinie uważam za cenne. Mogłem przy okazji stwierdzić, że jednak nie jestem wredne, głupie bydlę, w dodatku złośliwe. Pierwsze kroki skierowaliśmy do Spiskowców Rozkoszy, gdzie lany był Dyniamit Pinty. Chłopaki się pewnie wkurzą za zdjęcia, ale piwo zostało nalane do szkła Antidotum. Smuteczek, ale nie było szkła dedykowanego. Natomiast korzystając z okazji stwierdzam, że obsługa w Spiskowcach jak zwykle fachowa i elegancka. Na pewno będę tam częściej witał. Z ciekawości spojrzałem na pierwsze recenzje w Internecie i ja chyba żyję w innym świecie. Odnoszę też wrażenie, że cierpimy tutaj na pewnego rodzaju syndrom neofity, w dodatku wybiórczy. Jakiekolwiek będzie nowe piwo, 11/10, Grammy, Emmy, Pulitzer i Pokojowa Nagroda Nobla. Pinta w szkle Antidotum. Nic nie wybuchło. Dyniamit 16,5 Barwa: Chyba dyniowa. Ciężko stwierdzić ze względu na warunki oświetleniowe. Mętne, ale bez przesady. Jest ok. Zapach: Tu jest dynia w ogóle? Może gdzieś tam jakieś lekkie akcenty, ale to już przy dłuższym myszkowaniu w zapachu i dużej dawce samozaparcia podszytego dobrą wolą. Podobnie ma się tutaj sprawa z cynamonem. Pachnie jak Weizen/Roggen, dosyć słodko, od cholery fenoli, goździki i lekkie mydło. Sukcesem jest, że nie czuć diacetylu. Pewnie dlatego, że został użyty nowy szczep drożdży i nie zdążył jeszcze zostać zmaltretowany w browarze. Smak: Nie ma dyni, nie ma. Ostatnio jest sezon, więc już różne żarcie z dynią kombinowałem, autorytarnie stwierdzam, że tutaj jej nie czuć. Smakuje natomiast gorzkim piernikiem, jałowcem, goździkami, wręcz jak dentystyczna płukanka do ust. Strzelam w ciemno, że było fermentowane szczepem T-58. Jeżeli tak, to przy dowaleniu do pieca tak agresywnych przypraw jest to sroga pomyłka. Goryczka jest beznadziejna, zalegająca i w dodatku goździkowa. To piwo po prostu męczy. Gremium stwierdziło jednogłośnie, że po raz pierwszy zdarzyła się potrzeba popicia piwa. Najlepiej piwem albo wodą. Rzeczywiście, paskudny goryczkowy posmak goździków sprawił, że miałem ochotę lizać śnieg. Pijalność zerowa. Nie miałem wcześniej okazji pić piwa dyniowego, ale jeżeli to jest prawidłowy wyznacznik stylu to nic nie straciłem. Wypiłem jedno i więcej nie zamierzam. Tak samo reszta. Poza Adelą, która piwa nawet nie dopiła. Tatra Grzaniec reloaded. Quiz: znajdź znajome twarze Przenieśliśmy się do Galerii MiTo. Może krótko o miejscu, bo nie wiem skąd jego wybór (to znaczy rozumiem względy pragmatyczne, OK, patrząc na to wybór był adekwatny). Oświetlenie jak w komorze bezcieniowej, generalnie miejsce ewidentnie dla właścicieli produktów Apple chodzących w lato w kardiganach i dezajnerskich dzierganych szalach. Ale za to kanapki mają dobre. VJa tylko już bym więcej nie zapraszał na premiery, puszczał „muzykę” z jutuba, która miała po 5 wyświetleń i ewidentnie wszystkie tego gościa. Reasumując, na piwo to ja tutaj nie przyjdę, bo nie jestem targetem. Sweet Cow – bardzo pijalne, sesyjne, świetne piwo. Amber Boy (nowa wersja) – gdyby nie kolor to praktycznie Rowing Jack. Znacznie bardziej goryczkowe niż pierwotnie. W porównaniu do RJ ma więcej nut karmelowych. Nie wiem czy jest sens posiadania dwóch takich chmielowych mocarzy w portfolio, szczególnie, że oba piwa są w tym momencie bardzo podobne. Lepiej było zostawić mniejsze chmielenie, pierwsza wersja zdecydowanie bardziej mi podchodziła. Mummy – oficjalnie nie było. Nie będę wnikał kto dał dupy, faktem jest, że do kegów trafiła gęstwa drożdżowa. Przesrane, nie mieć clue programu na zorganizowanej z pompą premierze. Chłopaków znam i lubię, więc nie zamierzam ich tutaj z tego powodu butować. Już i tak pewnie dostali swoją część hejtu w różnych częściach polskiego Internetu. Natomiast dobitnie pokazuje to jaką mają jazdę z Gościszewem. Czego się obawiałem jak tylko usłyszałem gdzie będą warzyć. Rowing Jack – nie miałem ochoty na AIPA, więc spróbowałem tylko łyk. Zbyt mało by ocenić. Lincz na Dionizosie Nie zamierzam butować, bo sami doskonale wiedzą jaki to przypał. A ja z kolei mam życie, które nie kończy się na piwie, więc i tak byłem zadowolony, że mogłem spotkać się ze swoimi prywatnymi znajomymi jak również ze znajomymi z branży. Aczkolwiek tylko przez fakt, że użyli innego szczepu drożdży od Pinty mogli wygrać ten pojedynek. Udało mi się stestować „gęstwę” i stawiam kule przeciwko orzechom, że piwo będzie delikatniejsze, być może przez to bardziej pijalne. Na pewno do tego tematu wrócę. Czy warto było się jarać? Nie. Ja wciąż czekam na fajne, jasne, sesyjne piwo o małym ekstrakcie. Na razie idziemy w wynalazki, w końcu to się znudzi. Piwo dyniowe to wg mnie zabieg czysto marketingowy, w dodatku na rynek stricte jankeski. W końcu Halloween. PS. Tak wiem, że to tradycyjny styl. Rozumiem też, że indyki, indianie i bizony średnio fermentują, więc siłą rzeczy z braku słodu wybrali dynię. Nie zmienia to jednak faktu, że powrót do tego wynalazku uważam za marketing i granie pod marketingowo-komercyjny aspekt Halloween, bez przełożenia na polski rynek. Wielkie dzięki dla ekipy, myślę, że taka konwencja testowania nowości w knajpach jest zacna i trzeba będzie ją praktykować. A już niedługo premiera Orkiszowego z Czosnkiem. Trzeba będzie wymyślić coś z jajem. Z kolei na środę planuję coś specjalnego Wyświetl pełny artykuł
-
czyli za co kochamy piwo. Chmiel, wbrew temu co się powszechnie sądzi, nie jest koniecznym składnikiem piwa, jak woda czy słód. Można uwarzyć piwo bez chmielu i nadal będzie to piwo. Co więcej, o ile historia piwa to kilka tysięcy … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
czyli bez zboża nie ma piwa. Po wodzie, bez której nie ma piwa, ale też wielu innych napojów, teraz surowiec który w piwie znaleźć się musi, czyli słód, czy szerzej zboże. Najczęściej jęczmień, ale również pszenica, żyto, owies, kukurydza, ryż … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
Gdy spoglądamy na półki superhipermarketów, to bardzo szybko znajdziemy mnóstwo produktów, które są swojskie, wiejskie i naturalne. Prawdziwej natury często nie ma w nich ani trochę. Ot, chwyt marketingowy, który najwidoczniej dobrze się sprzedaje. Tylko, że tak naprawdę, żeby dostać dobre jadło, trzeba się wybrać na wieś i wiedzieć gdzie szukać. Kto raz spróbuje prawdziwych jajek czy domowego chleba, wie o czym mówię. A piwo? Czy piwo może być swojskie? Butautu Dvaro Alus Šviesus – jasny lager Ekstrakt nieznany, alkohol 5.1% Wygląd: ciemnozłote, mocno opalizujące. O pianie ciężko cokolwiek powiedzieć, bo znikła tak szybko, że nawet nie zdążyłem jej się dobrze przyjrzeć. Aromat: słód, zboże i siano, czyli wiejskie klimaty. Do tego nieco miodu i ślad chmielu. Bardzo przyjemne i naturalne. Podoba mi się bardzo. Wysycenie: niskie, zbyt niskie, hm, czyżby? Właśnie, że nie! Fakt, że niepodobne do eurolagerów i niezgodne ze stylem, ale ważne jest to, że się dobrze komponuje. Smak: słodowo-miodowy złamany delikatną metaliczną nutą. Goryczka niska, ale zauważalna, przyjemna, świetnie skomponowana. Odczucie w ustach: średnia treściwość, średnia goryczka, średnie, a nawet niskie wysycenie. Grzecznie, miło i przyjemnie. Wrażenie ogólne: Baaardzo smaczne piwo. Dosłownie chleb w płynie. Delikatne, aromatyczne, bardzo dobrze skomponowane. Gdyby nie piana, której nie ma i nuta metaliczna (na swój sposób przyjemna), byłoby dla mnie wzorcem Sèvres piwa “swojskiego”. To piwo jest znakomitym przykładem na to, jaką przewagę mają piwa prawdziwie żywe – niepasteryzowane, niefiltrowane, refermentowane w butelkach, z żywymi drożdżami. To jest piwo PRAWDZIWE! Ocena: 7/10 P.S. W Auchan widziałem jeszcze ostatnie sztuki na półce. Moje miało datę do listopada, także trzeba się spieszyć. Ja na pewno jeszcze zapoluję, Wyświetl pełny artykuł
-
czyli to, czego jest najwięcej w piwie. Składnik wydawałoby się banalny. Jednak na pewno ważny. Z drugiej strony jeszcze z 50 lat temu był kluczowy, dziś każdy browar może mieć taką wodę jaką sobie wymarzy. Zwykle wielkich kombinacji nie ma, … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
[piwolog] Piwo po szkocku, czyli rzecz o tanim bitterze.
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
Szkocki browar Belhaven jest znany. Raczej znany i raczej duży. Przynajmniej tak mi się wydaje. W zasadzie nie chce mi się teraz sprawdzać. Spotkałem się z ich produktami już wcześniej i zapamiętałem całkiem niezłe Wee Heavy oraz inne przysmaki z beczki, które miałem okazję testować na corocznym Berlińskim Festiwalu Piwa. Tak czy inaczej zakładam, że Belhaven jest solidnym szkockim browarem i piwo kupione na promocji w Netto będzie co najmniej przyzwoite, choć cena jak na wyspiarskie produkty trochę nieprzyzwoita. Raz nerkom śmierć! Belhaven Best – bitter Ekstrakt niewielki, alkohol 3.5% Wygląd: kolor bursztynu czy też herbaty, klarowne. Piana jak śmietana – kremowa, gęsta, trwała, do tego wzorowo oblepia szkło. Azot czyni cuda Aromat: coś ze mną nie tak, bo ostatnio każde piwo odbieram tak jak ono wygląda. To wygląda jak herbata i pachnie jak herbata. Herbata z odrobiną …. jabłka?! Aromat jest nikły, stłumiony przez azotową pianę, więc ciężko cokolwiek więcej o nim powiedzieć. Wysycenie: niskie i takiego się właśnie spodziewałem. Smak: jest dziwny i niespotykany. Nie wiem czy to dobrze czy źle. Kwaskowaty, podbity słodowością, a zakończony grzeczną stosunkowo niską goryczką, zupełnie niepodobną do bittera. Odczucie w ustach: Pełnia raczej niska, ale jak spojrzeć na zawartość alkoholu, to można czuć się pozytywnie zaskoczonym. Dzięki niskiemu wysyceniu i niskiej goryczce wchodzi gładko i sprawnie. Wrażenie ogólne: Dziwne to piwo, któremu bliżej do herbaty z jabłkiem niż do rasowego bittera. W zasadzie to jest smaczne i wyyyysoce pijalne. Można żłopać jedno za drugim, nie martwiąc się o stan własnej głowy. I chyba o to autorom chodziło i chwała im za to. Szału nie ma, ale chętnie sprawdzę wersję beczkową, jak uda mi się kiedyś dolecieć do Szkocji. Ocena: 5/10 P.S. Technicznie to piwo jest słabe. Mamy aldehyd octowy (zielone jabłka) na wysokim poziomie, do tego bylejakie nachmielenie. Mój problem polega na tym, że mi smakuje i pozytywnie zaskoczyło mnie swą odmiennością. Wyświetl pełny artykuł -
czyli rozpoczynamy nowy cykl filmów. Rozpoczynam kolejny cykl dotyczący podstaw, a więc tego jak i z czego warzy się piwo. Dla wielu moich dotychczasowych czytelników, szczególnie spośród tych, którzy warzą piwo w domu, są to rzeczy oczywiste, ale ponieważ wierzę, … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
przynajmniej, jeżeli chodzi o pasteryzację. Zastanawiam się czy nową świecką tradycją stanie się moja polemika z Kopyrem. W ostatnim vlogu raczył stwierdzić, że nie ma czegoś takiego jak „niska pasteryzacja”, w końcu nie można być częściowo w ciąży. Nie wiem czy Kopyr ma jakieś zwierzęta domowe, chyba nie, bo inaczej wiedziałby o takim zjawisku jak ciąża urojona. Gdyby życie było proste, pasteryzacja byłaby systemem zero-jedynkowym. Ale nie jest. Dlatego jest analogowa, jak wszystko co piękne i tradycyjne. Stąd możemy mieć pasteryzację LTLT, HTST, UHT, miotaczem płomieni, a jak jeszcze wchodzą w grę Jednostki Pasteryzacji (PU) to już w ogóle mamy ostrą jazdę bez trzymanki na śliskim i pod górkę. SPOILER ON – WIEDZA UŻYTECZNA TYLKO DLA PASJONATÓW Co to w ogóle jest pasteryzacja? Zasadniczo eliminacja mikroorganizmów przez podgrzewanie produktu. Roztwory kwaśne, a takim jest piwo, pasteryzują się w niższych temperaturach. W przypadku piwa jest to od 10 do 20 minut w 60-62°C. Nauka nie znosi próżni, więc wszystko można określić liczbami. Jednym z parametrów, którymi można określić piwo jest wspomniane PU, 1PU jest ekwiwalentem 1 minuty w 60°C. Jest oczywiście odpowiedni wzór do obliczania, ale nie jest to tutaj do szczęścia potrzebne. Piwo niepasteryzowane powinno więc mieć 0 PU. Teoretycznie więc do spasteryzowania piwa powinno wystarczyć 14-15 PU. Ale im większy syf w browarze i więcej szczurów moczy ogony tym bardziej, co logiczne, musimy dopieprzyć mikrobom. Dlatego drugim często stosowanym zakresem jest 22-27 PU. 10 jednostek powinno wystarczyć na ubicie najbardziej denerwujących bakterii gram-, Lactobacillus brevis i Pediococcus damnosus. SPOILER OFF – MOŻNA OTWORZYĆ OCZY Co oznacza to w praktyce? Skoro coś możemy określić jakąś wartością, to możemy mieć czegoś mało, średnio lub dużo. W tym przypadku pasteryzacji. Czy należy tak samo traktować piwo, które ma 10 jednostek jak to, które ma ich 50? To mniej więcej tak samo jakby traktować każde piwo jako chmielone. Jest chmiel? Jest. To czego się czepiają? A jednak browary kontraktowe zaczęły bawić się w podawanie IBU. Nota bene, paradoksalnie, koncernowe browary w których panuje sterylna czystość mogą sobie pozwolić na „niższe” pasteryzowanie niż część browarów regionalnych w których panuje dżuma, syf i malaria. Nie twierdzę oczywiście, że 10 PU oznacza, że piwo nie jest pasteryzowane. Oczywiście jest. Ale czy, jak w przypadku Noteckiego, lekko pasteryzowane nie jest określeniem w sumie na miejscu? Oczywiście o ile rzeczywiście jest mniej podgrzane. Ciężko stwierdzić, pamiętam jaki w tym browarze był syf. Nie mniej jednak napisałem do nich z prośbą o wyjaśnienie, zobaczymy co odpiszą. Jeżeli odpiszą. Nie pamiętam czy uściśliłem w którymś z moich wpisów jaki mam stosunek do pasteryzacji. Streszczając: ani mnie ziębi ani grzeje. Piwo ma być bez wad, pijalne i w stylu (jeżeli się w jakimś określa złotymi ustami producenta). Czy ono będzie pasteryzowane czy też nie, nic mi to nie zmienia. Jeżeli nie jest przepasteryzowane, to nie będzie miało wpływu na smak. Natomiast niech św. Gambrynus ma w opiece browar, który sprzeda mi za moje ciężko zarobione pieniądze zepsute piwo, bo mieli akurat fantazję jego nie pasteryzować. I nie interesuje mnie wtedy czy to ze względu na bogate życie mikrobiologiczne browaru, tumiwisizm hurtowni, czy trzymanie w sklepie przy kaloryferze. Wg mnie rynek nie jest gotowy w tym momencie na dużą ilość piw niepasteryzowanych, hurtownie i sklepy nie mają jak i gdzie tego trzymać. Natomiast są dwie sytuacje w których brak pasteryzacji ma sens: piwa refermentowane w butelkach absolutne zabezpieczenie całego łańcucha dostawy i wyszynku, jak w przypadku Tyskiego Prosto z Tanka, czy takich samych instalacji Kozla i Pilsnera Urquella. PS. Akurat z ciekawości kupiłem Noteckie. I powiem szczerze, że poza wyjątkowo niskim nasyceniem Eire oba piwa był poprawne. Będę musiał zrewidować swoje poglądy, czyli w najbliższym czasie machnę test. Wyświetl pełny artykuł
-
czyli polskie dziennikarstwo jest na dnie. We wczorajszym wpisie na temat tego ile kosztuje piwo, odwołałem się do artykułu na wp.pl, w którym dyrektor marketingu browaru Amber Marek Skrętny wypowiadał się na temat tego, ile kosztują poszczególne składowe piwa: surowce, … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
na przykładzie Grand Championa i nie tylko. Jak już wspominałem w relacji z II Forum Technologii Browarniczych, warte osobnego potraktowania było wystąpienie Janusza Koniecznego z Brackiego Browaru Zamkowego pt. „Jak warzymy piwo w Cieszynie, czyli kolejny Grand Champion za nami.” … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
[Kuchnia Piwowarki Agi] Odżywczy milk stout i dietetyczna szarlotka
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
Nie ma nic lepszego z jesiennych jabłuszek jak szarlotka. Jednak dziś nie będzie to typowa szarlotka, ale jabłka zapiekane z komosą ryżową. Do tego pyszna kawka albo lepiej kieliszeczek sweet stoutu. Czytaj całość na blogu autora -
chociaż Jeż Darek lubi pogderać Wreszcie coś się ruszyło na warszawskim rynku piwnym i nie musiałem siodłać wielbłąda, żeby poprzez pustynie dotrzeć do najbliższej piwnej oazy. Ma to swoje wady, bo lubię odwiedzać Piwotekę Narodową w Łodzi, ale jednak czas, którego nie muszę poświęcać na transport to czas zaoszczędzony. Szczególnie, że doba mi się niepokojąco skróciła ostatnimi czasy. Co ciekawe miejscem premiery było Po Drugiej Stronie Lustra, a ciekawe ze względu na lokalizację. Pamiętam czasy, kiedy w te okolice nikt spoza autochtonów nie zapuszczał się bez kałasza i wiadra amunicji. A tu proszę, wyrosło zagłębie knajpiane. Jakby co istotną barierą przed niekoniecznie pożądanym elementem lokalnym będą ceny piw (jak na warunki warszawskie rozsądne): 8pln za lane i (generalnie) 10pln za butelki. Sam lokal jest bardzo fajny i rokujący. 4 krany, 4 lodówki, fajna aranżacja, kapitalny ceglany sufit, miła obsługa. Warto odwiedzić. Artezanów po prostu lubię. Rozsądni, fajni ludzie, którzy wiedzą co robią. I mają jedną, ale za to cholernie ważną cechę charakteryzującą osoby poważnie podchodzące do tego co robią: wyjątkowo krytycznie oceniają swoje dzieła. Szczególnie w tym celuje Darek, ja mu mówię, że piwo zajebiste a ten jeszcze ze mną polemizuje. Podoba mi się, że ich receptury ewoluują i są rozwijane. Doskonale wiem, że piwa z browaru domowego nie da się ot tak przenieść w realia przemysłowe. Więc zabawa pod tytułem „każde piwo z innej parafii i każde jest złotym strzałem od pierwszej jazdy” dosyć mnie bawi. Sami geniusze w tym kraju. Co się tyczy samego piwa: pełnokrwiste IPA w klasycznej odsłonie. Żadnych chmieli z Indonezji uprawianych przez bosonogich wyznawców Wielkiego Lupulina i zbieranych miedzianym sierpem. Piana taka jakiej oczekiwałbym na piwie danego gatunku. Barwę ciężko mi ocenić w zastanych warunkach oświetleniowych, ale stawiałbym na herbacianą. Zapach mógłby być bardziej brytyjski chyba tylko jakby jeszcze miał dyskretną nutę ryby z frytkami i octu winnego. Świetna kompozycja brytyjskich chmieli East Kent Goldings i Challenger, kwiatowe i owocowe estry, aromaty ciemnych słodów. To jest ich kolejne piwo, które autentycznie przyjemnie się wącha. Powinni wypuścić perfumy, mógłbym pachnieć Witbierem. A smak? Mimo 14,5% ekstraktu piwo jest niesłychanie sesyjne i pijalne. Goryczka jest na idealnym poziomie, nie męczy, ale od razu wiemy, że to piwo z charakterem. Nie sztuka dowalić chmieli, żeby goryczka była gruba jak dzieci w USA. W tej konkretnej warce jest zresztą równoważona przez słody, następne warki mają już być bardziej wytrawne. Mnie tam taki efekt jak najbardziej pasował, z przyjemnością natomiast przekonam się jak wyjdą następne. Trzeba będzie zaprząc woły i wyruszyć do browaru po zapasy, zanim śniegi spadną. Zdjęcia robione elegancko i fachowo telefonem, nie chciało mi się aparatu targać. Wyświetl pełny artykuł
-
[Blog Kopyra] Jak czytać etykiety na piwie odcinek 3.
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
czyli dlaczego nie warto szukać napisu niepasteryzowane? W odcinku 3. zajmuję się „cudownym dzieckiem” polskiej branży piwnej, czyli piwem niepasteryzowanym. Jak na zagranicznym piwie znaleźć informację, że jest niepasteryzowane. A może nie warto szukać? Może ciekawsze są piwa niefiltrowane. Ale … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł -
które każdy samiec alfa powinien mieć w kuchni. Teoria jakoby kuchnia była terytorium wyłącznie kobiecym, strzeżonym przez autochtonki przykute do łańcucha długości zasięgu kafelków na posadzce jest cokolwiek nieaktualna. Wieść gminna niesie, że większość uznanych szefów kuchni ma dwa różne chromosomy płciowe. Zresztą powiedzmy sobie szczerze, koleś który jest sprawny w kuchni jest atrakcyjny dla płci przeciwnej. A każdy samiec lubi gadżety. Mniej lub bardziej przydatne. W końcu psychicznie rozwijamy się tylko do 7 roku życia, a potem już tylko rośniemy. W kuchni na pierdolety zazwyczaj nie ma miejsca, więc gadżety muszą być z tych bardziej przydatnych. Mało co tak cieszy jak kawał ostrej stali w ręku (no może dobrze zrobiona i poprowadzona instalacja elektryczna), od razu przyjemność z przyrządzania potraw szybuje na geostacjonarną. Chiński tasak Zaryzykuję stwierdzenie, że 90% rzeczy w kuchni da się zrobić tasakiem. Oczywiście zachowując pozory normalności raczej bym się nie skusił na taki zakup. Natomiast wariaci i nożownicy z Knives.pl mnie skutecznie do tego namówili. I powiem szczerze, było to najlepiej wydane circa 70pln w moim życiu. Cała Chińska Republika Ludowa wytapia stal już nie na czołgi, ale na tasaki i woki. Żeby nie cholerna płyta ceramiczna to i woka bym kupił. Wracając do tematu, co można mieć za taką kwotę? Ano okazuje się, że wbrew pozorom całkiem sporo i w dodatku solidnie. Po zbadaniu tematu, wyszło na jaw, że nie dość, że ostrze jest hartowane selektywnie to w dodatku do wartości 61HRC. Wal się Fiskars z serią MasterChefa i waszymi śmiesznymi 53HRC. Ba, stal jest węglowa. Oznacza to dwie rzeczy: będzie rdzewieć, jeżeli damy dupy i nie będziemy dbać o tasak, ostrzenie to czysta przyjemność i igraszka. Serio, polecam. Ja tym kroję chleb, mięso, ryby, warzywa i co mi jeszcze przyjdzie na myśl. Rozłupać lód też się da. Poza tym ze względu na dużą płaszczyznę, bardzo fajnie po przyłożeniu wektora do płazu obiera się czosnek czy miażdży imbir. Również można wykorzystać jako szpatułkę do przenoszenia pokrojonych ingrediencji. Poza tym nikt inny w domu nie będzie z tasaka korzystał, bo wszyscy będą czuć respekt. Możliwe, że dlatego iż waży prawie pół kilo. Gyuto Mamy w Europie coś takiego jak uniwersalny wzór „noża szefa kuchni”. Według mnie wzór gyuto jest praktyczniejszy i, co by tu nie mówić, ładniejszy. Ja sobie sprawiłem Tojiro Gyuto 210 DP HQ. Długa nazwa, zasadniczo chodzi o długość 21 cm oraz fakt, że nóż jest laminatem. Rdzeń ze sławnej japońskiej stali VG-10, okładziny ze stali chromowej. Niby 3 warstwy, ale widać, że ta stal trochę pozawijana była. 60HRC, rozsądna wartość. Waga już lekko ponad 300g, kobieta też będzie zadowolona. Jak już przyzwyczai się do tego, że nóż tnie wszystko w odległości 1cm od krawędzi. Dla mnie jest nożem odświętnym, używam kiedy potrzebuję chirurgicznej precyzji cięcia. Poza tym każda rysa na powierzchni boli. Na pierwsze gyuto nie polecam więc noży trawionych, bo dopiero będzie rozpacz jak coś się spieprzy. Kwestia jest też taka, że o ile tasak naostrzymy na ostrzałce diamentowej i mamy w głębokim poważaniu czy będą rysy czy nie tak do takiego ostrza potrzebujemy już co najmniej dwóch porządnych kamieni wodnych. A ostrzenie to cały rytuał. I Gyuto i tasak zakupiłem w sushi-shop.pl. Polecam, fajne rzeczy mają i rozsądne ceny. Jakieś małe diabelstwo z Ikei Nawet nie mam pojęcia jak to się nazywa i z jakiej jest linii. Pewnie da się odszukać w ich katalogu internetowym, ale aktualnie mi się nie chce. Nóż z serii: jak się zużyje to się wyrzuca i kupuje nowy, bo kosztował całe kilkanaście złotych. Służy do wszystkiego do czego nie da się użyć miecza. Słowem koronkowa robota. I tym oto sposobem w trzech ostrzach mamy załatwioną całą kuchnię. Dlaczego Gyuto a nie Santoku? Jak ktoś jest roślinożercą to może wybrać Santoku. Natomiast do mięsa już się średnio nadaje, a poza tym dubluje zadania tasaka. Nie wątpię, że z czasem kolekcja będzie się rozrastać. Mnie się marzy jakieś piękne, młotkowane Gyuto z laminatu z trawieniem warstw. Ale czy taki kawałek sztuki użytkowej to już nie szkoda wykorzystywać? Wyświetl pełny artykuł
-
Powoli oswajam się z tym, że jeśli niczego nie zamawiałem i ktoś przynosi przesyłkę, to zapewne jest to coś szklanego. Tym razem paczki przyszły dwie, jedna spodziewana, druga dużo mniej. Ta mniej spodziewana została przygotowana przez …, no właśnie o tym dzisiaj nieco więcej. Manufaktura Piwna to linia piw specjalnych (by nie napisać premium) z Browaru Jabłonowo. To co serwowała nam do tej pory miało bardzo dobry stosunek ceny do jakości. Po nawiązaniu współpracy z piwowarem domowym – Marcinem Chmielarzem – współczynnik jakości wzrósł znacząco, a i piwa pojawiły się nieco odważniejsze. W ostatnim czasie Manufaktura zaprezentowała trzy nowości podpisane nazwiskiem Marcina, z których niestety tylko jedna doczekała się wersji butelkowej. Mowa o piwach Jeden Chmiel (pale ale), Bury Kocur (brown ale) i Manufakturowy Pils (pilsner). Burego Kocura miałem okazję spróbować w poznańskiej setce i mimo, że było to już n-te piwo tego wieczora, to wywarło na mnie duże wrażenie. W przesyłce znalazło się niestety tylko trzecie z tych piw, co i tak cieszy, bo trudno je dostać nawet w dobrze zaopatrzonych sklepach. Oprócz tego w gustownej skrzyneczce znalazłem Piwo Na Miodzie Gryczanym i Altbier, czyli piwa które już na stałe zagościły w ofercie Manufaktury. Dzisiaj zacznę od deseru, czyli piwa miodowego, by przeczyścić kubki smakowe goryczkowym (mam nadzieję) pilsem. Altbier gościł już na moim blogu, więc zostawiam go sobie na później. Jeśli się coś w nim zmieniło, uaktualnię oryginalny wpis. Na miodzie gryczanym – miodowe (aromatyzowany lager) Ekstrakt nieznany, alkohol 5,2% Skład: woda, słody jęczmienne, gryka, miód gryczany, chmiel, aromat, drożdże browarnicze. Wygląd: kolor ciemnobrązowy, ale jeszcze przejrzysty, mocno opalizujący. Piana beżowa, dość drobna i choć szybko się redukuje, to utrzymuje się do końca w postaci cienkiej kołderki. Wygląd przypomina do złudzenia miód gryczany, co zapewne było efektem zamierzonym. Aromat: po prostu miodowy, ale trzeba przyznać, że naturalny i nienachalny. Rzeczywiście przypomina miód gryczany – słodki, kwiatowy. Gdzieś dalej wyczuwalna przyjemna zbożowa słodowość. Wysycenie: umiarkowane, przyjemne. Smak: no cóż – sporo miodowej słodyczy na początek. Sytuację próbuje ratować wyraźna goryczka, ale mimo wszystko słodycz tutaj wygrywa. Odczucie w ustach: pełne, treściwe i lepkie. Wrażenie ogólne: Typowe miodowe piwo deserowe. Trzeba przyznać, że całkiem udane, bo cechujące się naturalnym aromatem i przyjemną, wyrazistą goryczką. Dla mnie jednak zbyt słodkie. Będzie z pewnością dobrym wyborem, gdy przyjdzie mi ochota na słodycze. Szczerze mówiąc zapamiętałem je z dawnych spotkań jako lżejsze i nie tak lepkie, choć może było po prostu mocniej schłodzone. Ocena: 6/10 Manufakturowy Pils – pilsner Ekstrakt 13,6Blg, alkohol 5,6% Wygląd: kolor ciemnego złota, tudzież jasnego bursztynu. Piana koloru złamanej bieli o zmiennej fakturze, dość obfita, ale szybko opada. Ładnie oblepia szkło. Aromat: nikły, czysty, słodowy ze słabiutką nutą kwiatowego chmielu gdzieś w oddali. Wysycenie: perliste, umiarkowane do średnio-wysokiego, bardzo fajnie dobrane. Smak: całkowite zaprzeczenie aromatu, ponieważ sporo się tu dzieje. Jest wyraźna słodowość i melanoidowa słodycz wymieszane ze smakiem chmielu i podkreślone stosunkowo silną, nieco pozostającą goryczką. Smak buduje charakter tego piwa. Odczucie w ustach: treściwość wysoka jak na pilsa, ale nieźle zrównoważona dobrze dobranym poziomem goryczki. Do tego miłe, perliste wysycenie, dodające nieco lekkości. Jest mi bardzo przyjemnie, choć czym bliżej końca, tym bardziej czuję się zaklejony. Wrażenie ogólne: Z pewnością jest to jeden z lepszych, jeśli nie najlepszy pils (lub raczej pilsner) na polskim rynku. Można by popracować nad aromatem i sesyjnością (zmniejszyć treściwość), ale i tak już jest bardzo dobrze. Myślę, że może być dobrą polską alternatywą dla klasyka ze stajni Pilsner Urquell. Z przyjemnością sięgnę po niego jeszcze nie raz jak tylko pojawi się na stałe w sklepach (a może i pubach), bo na razie jest z tym krucho w moim rodzinnym Szczecinie. Ocena: 6.5/10 Wyświetl pełny artykuł
-
Klasyk gatunku: 90 Minute Imperial IPA z browaru Dogfish Kiedy ponad dwa tygodnie temu zostały ogłoszone kategorie na Konkurs Piw Domowych w Żywcu 2013 zaproponowałem na blogu sondaż z pytaniem: 6. grudnia 2013 roku najchętniej napiłbym się..." Przez dwa tygodnie oddanych zostało 109 głosów, a wyniki chyba nie są zaskakujące. Zdecydowanym zwycięzcą okazało się Imperialne IPA, piwo ciemne, mocne, solidne i idealnie pasujące na zimę. 33% głosów na ten jeden styl to miażdżąca przewaga. Zresztą podobne w odbiorze są piwa, które zajęły ex equo drugie miejsce. Są to Robust Porter i Blond. Te trzy style zdobyły łącznie ponad 2/3 głosów. Jednym słowem lubimy piwa mocne, męskie, dobrze rozgrzewające, ale też i ciekawe i na polskim rynku nietypowe. Potwierdza to zresztą koźlak, piwo też nie słabe, ale z 6% głosów zajęło przedostatnie miejsce. Chyba koźlaki już dobrze znamy, zadomowiły się one na naszym stole i chcielibyśmy skosztować czegoś nowego. Absolutnym przegranym zostało piwo Jasne Lekkie, które niemal przez cały okres sondażu miało zero głosów, jednak pod koniec dwie osoby zlitowały się nad tym co prawda klasycznym, ale przez browary traktowanym po macoszemu stylem i zagłosowały na niego. Jednak wynik 1% jasno pokazuje, jakiego piwa nie powitamy z wylewną radością w przyszłym roku. Pełne wyniki: 1. Imperial IPA - 33% 2. Robust Porter - 16% 2. Blond - 16% 4. Dymiony Porter - 9% 4. Altbier - 9% 6. Dunkelweizen - 7% 7. Koźlak - 6% 8. Jasne Lekkie - 1% Czytaj całość na blogu autora
-
czyli moje reminiscencje. Na Youtube pojawił się oficjalny klip podsumowujący II FBT w Elblągu, co skłoniło mnie do opisania swoich wrażeń z tej imprezy. Ola Wojnarowska z Agencji Promocji Biznesu, która była organizatorką tego spotkania, postanowiła trochę pogodzić ogień z … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł
-
szkoda tylko, że dla moich ślinianek Browar Krajan pamiętam jeszcze z czasów, kiedy musiałem robić wyprawy aby kupić Irlandzkie Mocne w zielonych bączkach. Nasze drogi rozeszły się kiedy wprowadzili piwo Miodowe i podłożyli mi świnię w postaci nędznego aromatu miodowego. Z anyżowych pszczół chyba. Teraz są dwa nowe wynalazki pod wspólną nazwą Armagedon. Literki twierdzą, że premium, papier użyty do etykiet coś wprost przeciwnego. Irytuje mnie połączenie segmentu premium z papierem z 10 przemiału o grubości skrzydełka błonkówki. „Spróbuj nim stanie się koniec” – no OK, skoro nalegacie Armagedon ciemne premium Barwa: głęboka, ciemna, przebija wręcz na purpurowo. Klarowne. Piana: średniopęcherzykowata, opada do kożucha. Nie jest źle. Zapach: czuję kajmak, normalnie jakbym otworzył puszkę. Pytanie czy taki mleczno-karmelowy zapach jest skutkiem użytego karmelu, czy także faktu, że jest tutaj także diacetyl. Smak: ciemne jest tak cholernie kwaśne, że aż mi wykręciło twarz i uciekła mi na tył głowy. Autentycznie, było blisko do tego, żebym musiał jechać na ostry dyżur by cyrulik zaszył mi popękane ślinianki. I to jest kwasowość nie jak od bakterii kwasu mlekowego i zakażenia, ale jak od soku z cytryny. Jak już język nam zacznie z powrotem funkcjonować to poczujemy maślany karmel. Co za żenada. Gdyby było chociaż wstrętnie słodkie jak wynalazki Dionizosa czy Jagiełły to pewnie miałoby swoją klientelę wśród hipsterek. A tak Krajan powinien dołączać do każdej butelki pakiecik ziół i foliową torebkę. Armagedon marynata Fix do żeberek Armagedon jasne premium Barwa: słomka. Co ciekawe jest opalizujące i latają jakieś męty. Niekoniecznie zachęca mnie to do piwa, które ma być klarowne. Piana: średnio i grubopęcherzykowata. Szybko opada do kożucha. Zapach: lekki diacetyl, chmiel, ziarno. Generalnie nie jest najgorzej. Smak: pyliste, lekko goryczkowe. Jest lekko mydlane. Trochę za niskie wysycenie. Czuć słodowość. Gdyby nie pyliste odczucie oraz mydliny było by lepiej. Na finiszu ściągające. O ile jeszcze można przeżyć jasne, tak ciemne to jakaś absurdalna pomyłka. Zaczynam się zastanawiać czy w małych browarach ktoś w ogóle sprawdza piwa, które są wypuszczane na rynek. A jeżeli tak to jak można mieć czelność machnąć ręką i stwierdzić „a pieprzyć, jakoś to będzie”. Pozytywny akcent na koniec. Nadmiar recenzji piwa może zmęczyć i mnie i Was. Dlatego w moim cyklu „3 wpisy na tydzień” zrobię następujący manewr: poniedzielnik – recenzje piw środa – publicystyka piwna piątek – coś mniej lub bardziej związanego z piwem. Wyświetl pełny artykuł
-
[Blog Kopyra] Jak czytać etykiety na piwie odcinek 2.
Pierre Celis opublikował(a) temat w Blogosfera
czyli co złego jest w piwie zawierającym słód jęczmienny? W kolejnym odcinku poświęconym informacjom, które można wyczytać z etykiety, a właściwie konktretykiety, na piwie, zajmę się składem surowcowym piwa i złowrogą frazą „zawiera słód jęczmienny”. Narosło wokół tego określenia sporo … Continue reading → Wyświetl pełny artykuł -
a w szczególności ortodoksyjnie belgijskie? Artezan, z pociesznym jeżem w logo, jest pierwszym browarem rzemieślniczym założonym od podstaw przez pasjonatów. I to pasjonatów tego formatu, że podejrzewam iż następni piwowarowie browarów tego sortu (które niewątpliwie się pojawią w niedalekiej przyszłości) będą mieli problemy z tak dobrym dostosowaniem się do, odmiennej od domowego warzenia, sytuacji. Nic nikomu nie umniejszając. Wiem coś o tym, warzenie piwa na skalę przemysłową to nie je bajka. Witbier to moja ulubiona odmiana piw pszenicznych. Miałem okazję uczestniczyć w panelu degustacyjnym, w którym były testowane różne belgijskie Wity, więc od razu mogę powiedzieć, że jeżeli ktoś ma ochotę posiłkować się opisem BJCP, to może go podrzeć w cholerę. Barwa: Piękna jasna słomka, wręcz limonkowo-żółte. Opalizujące. Piana: Idealna, drobnopęcherzykowa, biała. Powoli i spokojnie opada, jednocześnie oblepiając szkło. Nie, nie z powodu brudnego szkła. Zacna piana powinna tak właśnie się zachowywać. Zapach: Rewelacja! Intensywnie cytrusowy, wg mnie głównie cytryny. Bardzo rześki. Czuć pszenicę, nie jestem przekonany czy jest kolendra, natomiast zdecydowanie są estry wyprodukowane przez drożdże. Rasowy witek. Smak: Słodki, ale w bardzo dobrym stylu. Idealnie współgra i łamie się z cytrusowym zapachem. W tle także lekka kwasowość, również równoważąca słodycz. Piwo jest niebywale aksamitne w smaku. Sądzę, że poza niesłodowaną pszenicą został użyty także owies. Reasumując: każda warka Wita od Artezanów mi smakowała, ale teraz to chłopcy zaszarżowali. Gdyby butelka była szerzej dostępna, byłoby to moje ulubione „codzienne” piwo. Absolutnie bezbłędne, niesamowicie pijalne, wspaniałe. Sesyjność na poziomie ponad 9000. Jest to całkowicie belgijski, rasowy witbier. A jeżeli ktoś twierdzi inaczej to może wrócić do swojej jaskini sączyć Brackie. Wyświetl pełny artykuł